piątek, 30 października 2015

AoKaga- A może jednak szczęście? Cz.2

Oto kolejna dawka yaoi :D
Z góry przepraszam za ewentualne schorzenie psychiczne XD
Uprzedzam, że nie biorę za to odpowiedzialności! :P
___________________________________________________________________________________
 ~Kagami~

  Wróciłem do salonu i zauważyłem rozwalonego na kanapie Aomine. Już chciałem go porządnie opieprzyć i wyprosić z domu, ale gdy podszedłem, doszło do mnie, że zasnął. No pięknie! I co ja mam zrobić? Wyglądał na naprawdę zmęczonego, ale jednak spał w moim domu, na mojej kanapie! Gdyby to był ktoś, kogo lubię, nie było by problemu. Ale to Daiki Aomine, co oznacza, że problem jednak jest. Wprawdzie jutro jest dzień wolny od szkoły, więc niby mógłby zostać, lecz… Nie, to przecież chłopak, który… Który… Ostatecznie nie jest taki zły i nawet go lubię. Taką małą ociupinkę, ale jednak lubię. Jak z nim przed chwilą gadałem, to wydawał się całkiem spoko. Wprawdzie dziś się biliśmy i znów mnie ograł w kosza, ale doszedłem do wniosku, że on po prostu taki jest. Beztroski, arogancki, pewny siebie, samolubny, irytujący i wkurzający do granic możliwości, lecz dzięki niemu jestem lepszy w kosza. Muszę przyznać, że te kilka ruchów, które mi pokazał, pomogły mi wygrać w meczu z Yosen. Udało mi się pokonać Murasakibarę, Himuro…

 Ech, niech śpi dalej. Prawdopodobnie będę tego jutro żałował, ale trudno. I tak nie mam siły wyganiać go z mieszkania. Poszedłem do łazienki, wziąłem szybki prysznic i uwaliłem się na łóżko w sypialni. Natychmiastowo zasnąłem.

                                                                    

                                                                   ***

 Obudzić go czy nie? Wprawdzie jest dzień wolny, godzina ósma trzydzieści rano, ale on nadal śpi na mojej kanapie. Kurwa, za miękki jestem. Normalnie to mógłbym go walnąć, gdyby mnie obraził choć jednym słówkiem, ale teraz, gdy go widzę śpiącego i przykrytego kocem…

 Poszedłem do kuchni zrobić śniadanie. Ugotowałem ryż, dodałem do tego kurczaka, a wszystko polałem sosem.

 - Co tam pichcisz?- usłyszałem zaspany głos Aomine.

 - Ile można spać, kretynie?- nie byłbym sobą, gdybym go nie obraził.

 - Długo- odpowiedział, po czym zerknął na patelnię.- Śniadanko? Co zrobiłeś?

 - Ryż, kurczak z sosem i herbata.

 - No, no- zagwizdał.- Niezła z ciebie kuchareczka.

 - Morda!

 Nałożyłem na dwa talerze dwie całkiem spore porcje, po czym położyłem je na stół. Jedliśmy, nawet trochę gadaliśmy o koszykówce. Akurat na ten temat Daiki miał wiele do powiedzenia. Aż dziwne, że on potrafi normalnie z kimś pogadać. Zawsze zbaczał na jakieś zboczone tematy, typu cycki, seks…

 - Te, Kagami, gdzie masz łazienkę?- zapytał nagle Aomine.- Muszę się umyć.

 - Nie możesz u siebie?- prychnąłem.

 - Nie chcę tak wychodzić na ulicę.

 - A myślałem, że jesteś flejtuchem…

 - Zamknij się!

 - Ech, pierwsze drzwi na lewo. Czekaj, dam ci jakąś bluzkę.

 Wstałem i poszedłem do swojego pokoju. Wyciągnąłem z szafy pierwszą lepszą koszulkę, po czym z niechęcią dałem ją Aomine. W sumie to wolę się z nim podzielić jedną częścią garderoby, niż wąchać jego smród.

 Gdy wszedł do łazienki, zabrałem się za sprzątanie ze stołu. Umyłem naczynia i odłożyłem je na właściwe miejsca. Ledwo zdążyłem usiąść na kanapie, usłyszałem dzwonek do drzwi. Westchnąłem i poszedłem otworzyć.

 - Co wy tu robicie?- spytałem, widząc w progu swoją drużynę.

 - Musimy szybko coś obgadać- powiedziała Riko i nie czekając na moje zaproszenie, weszła do środka.

 Po chwili cała drużyna zajęła kanapę (Bogu dzięki, że wcześniej ją złożyłem!) oraz podłogę. Przyniosłem jakieś ciasteczka, po czym stanąłem przy fotelu.

 - Dobrze, skoro już się zebraliśmy w jednym miejscu…- zaczęła trenerka, ale przerwało jej czyjeś marudzenie.

 - Kagami, nie masz jakiejś większej?- w salonie stanął Aomine, z moją koszulką w dłoni.

 Spojrzał zaskoczony na resztę drużyny, a oni wlepili w niego swoje rozszerzone gały. Akurat w takim momencie?

 - Co on tu robi?- zapytał Hyuga i zerknął na mnie.

 - Halo, ja tu stoję - warknął Daiki. - Nocowałem u niego.

 Spojrzenia całej drużyny spoczęły na mnie. No tak, kto by przypuszczał, że mój największy rywal mógłby u mnie nocować? Na pewno nie ja. Wszystko im wyjaśniłem, lecz dopiero po kilku minutach to do nich dotarło.

 - A ty byś wreszcie się ubrał!- zganiłem Aomine, a po chwili zobaczyłem jego kpiący uśmiech.

 - I co się tak złościsz? Faceta bez koszulki nie widziałeś?

 Właśnie miałem mu odpowiedzieć, że jest pieprzonym dupkiem, który nie ma za grosz kultury, ale przeszkodziła mi trenerka.

 - Czekaj! Jeszcze nie!- krzyknęła i podeszła do Aomine.- Wspaniała budowa ciała… Idealne proporcje… Nigdy nie widziałam czegoś takiego… Ramiona, nogi, brzuch… Wszystko jest… Idealne! Nawet lepsze niż u Kagamiego!

 Patrzyliśmy na nią jak na idiotkę. Nas też tak sprawdzała, ale żeby zawodnika z innej drużyny? I to w dodatku Aomine? I czego ona się tak nad zachwyca? Może i jest trochę lepiej zbudowany niż ja, ale jednak za bardzo go wychwala.

 Prychnąłem.

 - Ktoś tu jest zazdrosny!- kpiący śmiech tego kretyna był nie do zniesienia. Przynajmniej założył już koszulkę.

 - Morda!- krzyknąłem.- I wynocha z mojego mieszkania!

 - Oi, nie wiesz, że gości się nie wygania?

 W tym samym momencie usłyszałem dzwonek do drzwi. Kogo znów niesie? Nie wydawałem przecież żadnego przyjęcia!

Prawie zaliczyłem glebę w hollu, gdy moim oczom ukazała się Momoi wraz z Kise, Midorimą i Murasakibarą. Jeszcze tylko Akashiego brakuje i będzie piękny, nieznośny komplet.

 - Jest Dai-chan?- zapytała dziewczyna i w tym samym czasie dostrzegła swoją ofiarę.- Dai-chan! Za półgodziny jest spotkaniem z Akashim! Zapomniałeś?

Sądząc po minie tego kretyna stwierdzam, że zapomniał. Przeklął pod nosem i zaczął zbierać swoje rzeczy. Kto by pomyślał, że Aomine Daiki może być komuś tak podporządkowany?

 - Jednak nie musimy się spieszyć- mruknęła Momoi, a ten kretyn zatrzymał się na środku salonu i spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Właśnie chowała telefon do kieszeni.- Mamy spotkanie dopiero za dwie godziny.

 - Co za cham!- wykrzyknął oburzony Aomine.- Żeby informować o odwołaniu spotkania, kilka minut przed jego rozpoczęciem!

 Zgniótł w dłoni plastikową puszkę po coli i wrzucił ją do kosza.

 - Kagami-chin, masz coś do jedzenia?- spytał nagle Murasakibara.

 Już chciałem mu odpowiedzieć, że nie i nie mam dla nich czasu, ale wtrącił się ten kretyn.

 - Ależ ma, ma - zarzucił swoje ramię na moją szyję. - Pyszny ryż z kurczakiem w sosie.

 Temu olbrzymowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Po chwili znalazł się w kuchni i zajął się szykowaniem dla siebie posiłku.

 - Zrobiłeś to specjalnie- warknąłem w stronę Aomine, który tylko głupio się uśmiechnął. Strąciłem jego rękę.- Dupek wredny- dodałem.

 - I kto to mówi?- prychnął, po czym usiadł na krześle przy stole.

 - Co robisz?- zapytałem, nie kryjąc złości i zdziwienia.

 - Siedzę, nie widać?

 - Ty już chyba wystarczająco się u mnie ugościłeś! Wynocha!

 - Mówiłem ci już, że gości się nie wygania.

 - A ja ci mówię, że nie można się do kogoś wpraszać, głąbie!

 - Nie ruszam się stąd- odparł leniwie i podparł dłonią podbródek.

 - Kagami-chin, masz jakiś sok?- spytał nagle Murasakibara.

 - W lodówce…- miałem wrażenie, że zaraz wybuchnę.

 - A, widzę. Tak przy okazji, to dobrze gotujesz. Chętnie wpadnę do ciebie na kolację.

 - C-Co?!

 - To całkiem niezły pomysł- ożywił się nagle Aomine.- Tylko zrób coś dobrego, młotku.

 Teraz będą mi się wpraszać na pory jedzeniowe?!

 - Wcale was nie zapraszam!

 - Nie potrzebuję zaproszenia- odparł pewnym siebie głosem.- Oi, Murasakibara, wpadamy do niego wieczorem?

 Olbrzym przytaknął, a ja miałem ochotę udusić Aomine gołymi rękami.

 - Glonie, Satsuki, Kise, też wpadniecie?- ciągnął dalej Daiki.

 - Dai-chan!- krzyknęła oburzona Momoi.- Kagami ma rację! Nie można się do kogoś wpraszać bez jego zgody!

 Momoi, błagam, ratuj! Zrób cokolwiek, byleby tylko ta zgraja prehistorycznych małp się do mnie nie wprosiła!

 - Ekhm!- odkaszlnęła Riko. – Moja drużyna! Dzisiaj mamy trening pół godziny wcześniej, a jak któryś się spóźni, będzie robił dodatkowe kilometry! Aomine, ciebie też to dotyczy!

 Zauważyłem, że Pokolenie Cudów i moja drużyna ciągle obrzucały się nieufnymi, złośliwymi i niedowierzającymi spojrzeniami. Dlaczego akurat mój dom…? Przecież to mieszkanie zamieni się zaraz w pobojowisko! A jak dojdzie między nimi do starcia albo do rękoczynów? Kto mi przeprowadzi remont? Gdzie się przeprowadzę?

 Nie, dość, to tylko moja durna wyobraźnia. Wdech, wydech, wdech, wydech. Nadal się nie uspokoiłem. Nie dość, że wszyscy wpakowali się do mojego domu, to jeszcze robią w nim, co chcą! No to jest po prostu szczyt bezczelności i chamstwa.

 - Kagami-chin, wezmę to sobie na wynos – odezwał się Murasakibara, stając przy stoliku z miseczką ramenu.

 Już chciałem mu coś odpowiedzieć, ale uprzedziła mnie Momoi.

 - Muk-kun! Powinieneś spytać Kagamiego o zgodę!

 Zaczęła mówić mu coś o dobrym wychowaniu, ale ten żarłok nie był tym kompletnie zainteresowany. Wcinał moje drugie śniadanie i nie wydawał się być w żadnym stopniu zawstydzony.

 - Moja drużyna, wychodzimy! – krzyknęła nagle Riko.

 - Chcecie mnie tu z nimi zostawić?! – jęknąłem.

 - Będzie ci luźniej w domu – uśmiechnęła się, po czym skierowała się w stronę drzwi.

 Wszyscy z Seirin, oprócz Kuroko, wyszli za nią. Pokolenie Cudów zajęło kanapę i fotele, więc miałem problem ze znalezieniem miejsca.

 - Kagami-kun, możemy u ciebie zostać jeszcze z półtorej godzinki? – zapytała Momoi.

 Popatrzyłem na wszystkich. Ona siedziała koło Aomine, który oglądał okładki moich filmów, Kise gadał o czymś z Kuroko, który co chwila mu przytakiwał, Midorima sprawdzał swój horoskop, a Murasakibara żarł moje jedzenie.

 Westchnąłem.

 - Niech na tym stracę – powiedziałem po chwili ze zrezygnowaniem. – Tylko mi mieszkania nie zdemolujcie.

 - Masz jakąś fajną grę? –spytał nagle Aomine. – Bo podejrzewam, że pornosów w domu nie trzymasz?

 - Ja nie jestem takim zboczeńcem! – krzyknąłem.

 - Ale grę chyba masz?

 - Karty mam.

 - Zagrajmy w makao! – odezwał się nagle Kise, przerywając swój monolog kierowany do Kuroko.

 Dwie minuty później siedzieliśmy przy stole, a ja rozkładałem karty. Całkiem przyjemnie się z nimi grało. Nawet wygrałem kilka rund. Założyłem się z Aomine o większość ilość wygranych, ale ku naszemu rozczarowaniu, mieliśmy remis. Okazało się, że najwięcej razy wygrał Kuroko. Pewnie podglądał, gdy inni nie patrzyli.

 Przeżyłem tę męczarnię i odetchnąłem z ulgą, gdy wreszcie zamknąłem za nimi drzwi. Siedzieli u mnie prawie do południa. Ludzie, oszaleć można! Zasłużyłem na mały odpoczynek. Pora wykorzystać czas wolny.
___________________________________________________________________________________
 

       
 

czwartek, 29 października 2015

AoKaga- A może jednak szczęście? Cz.1

Sorki, usunęło mi się przypadkiem i wstawiam drugi raz :/ Ech, gapa ja XD

Oto przed państwem na scenę wkracza AoKaga :D

To wprawdzie pierwsza część, ale jak się wam spodoba, to będę wstawiać kolejne od razu po ich napisaniu ;)

Pozdrowionka :D
__________________________________________________________________________________
- Rusz ten tłusty tyłek i weź się wreszcie za grę!- krzyknął Kagami i zaczął kozłować piłkę.

Pewnie zastanawiacie się, co ja, zajebisty, ponadczasowy, niezwyciężony i mega seksowny Aomine Daiki, robię na boisku z tym idiotą, kretynem, głąbem, wkurzającym osobnikiem, zwanym Kagami Taiga. Otóż jużwam wyjaśniam. Nasz jakże ,,wspaniały” trener wysłał zawodników pierwszego składu na treningi do innych drużyn i ja niestety trafiłem do Seirin. Zniósłbym nawet Midorimę, ale nie. Musiałem przez siedem dni grać w zespole z tym czubkiem! Tydzień, rozumiecie to? To jakiś dramat jest! Wiem, że mam talent aktorski i w ogóle, ale w tak beznadziejnym filmie nigdy bym nie zagrał.Problem polega na tym, że to nie jest film. To się dzieje naprawdę. Istny koszmar. A minął dopiero pierwszy dzień! Nie wytrzymam! Ludzie, wyciągnijcie mnie stąd! Ich trenerka to potwór jakiś. Jest sto razy gorsza od naszego instruktora. Daje taki wycisk na treningach, że nawet ja jestem zmęczony. Jak oni mogą z nią wytrzymać?

Grałem przeciwko Kagamiemu i znowu wygrywałem. Ech, normalka. Ja nie znam słowa ,,przegrana”. Byłem w drużynie z tym gościem, co ma Sokole Oko, okularnikiem i tym takim co zawsze milczy. Moimi przeciwnikami byli: kretyn z podwójnymi brwiami, człowiek-duch, Teppei oraz ten z twarzą kota. Nie chciało mi się zapamiętywać ich imion. I oczywiście ja zdobyłem najwięcej punktów, jakże mogłoby być inaczej?

Pomijam fakt, że reszta mojej obecnej drużyny się ciągle obijała. Albo kapitan niecelnie rzucał, albo ten cichy źle mi podawał… Do tego wszyscy się na mnie ciągle gapili, jakbym był ósmym cudemświata. Czy tam dziewiątym. Nie pamiętam, ile ich jest. Wiem, że jestem jednym z nich. Aż miło było popatrzeć na ich reakcje, gdy zdobywałem punkty z kolejnej niecodziennej pozycji. Rozdziawione gęby, zszokowane spojrzenia i nogi wryte w ziemię. Tak właśnie działam na wszystkich swoich przeciwników. Ale muszęprzyznać, że z nimi się jednak gra nieco inaczej niż z moją normalną drużyną.Widać, że są bardziej zgrani i zachowują się jak prawdziwy zespół. Ja tego nie potrzebuję. W końcu jestem zajebisty i mogę ich wszystkich pokonać z zamkniętymi oczami. No, może troszkę przesadziłem, bo jeszcze Kagami wlazłby mi na stopę, przez co bym cierpiał przez najbliższe kilka godzin lub nawet dni.

- Ahomine!- znów usłyszałem jego poirytowany krzyk.

- Czego?- spytałem od niechcenia. Jak ja uwielbiam go wkurzać!- I tak z tobą wygram, więc mogłeś już dawno zacząć.

Wściekł się. Aż cały poczerwieniał na twarzy. Zaczął biec w moją stronę, ominął okularnika i tego milczącego, po czym spróbował zrobić zmyłkę przede mną. Oczywiście mu się to nie udało, bo był zbyt wolny. Zabrałem mu piłkę i słysząc za plecami głośne ,,Wracaj, debilu jeden!”,pognałem pod kosz przeciwników. Chcieli mnie powstrzymać, ale z łatwością ich ominąłem. Jak mogli kiedyś wygrać z moją drużyną? Musieli mieć wtedy niezłego farta. Po prostu ich współpraca była lepsza, to wszystko.

Właśnie oddawałem rzut, ale ten idiota wytrącił mi piłkę z ręki, ale gdy skakał, stracił równowagę. Usłyszałem ciche ,,O kurwa”, a chwilę później padł na mnie całym ciężarem ciała. W pierwszej chwili myślałem, że zmiażdży mi płuca. Zacząłem odruchowo łapać powietrze i rozszerzyły mi się źrenice. Serce zaczęło mi szybciej bić i miałem wrażenie, że się bardziej spociłem. Zobaczyłem jego czerwone tęczówki, które prawie stykały się z moim czołem i dziwnie się na mnie patrzyły. Potem do mnie dotarło, co sięstało, więc szybkim ruchem go z siebie zrzuciłem. Upadł na tyłek i posłał mi spojrzenie pełne złości.

- I co się tak gapisz?- warknąłem.- To ja ciętu powinienem zabić wzrokiem za to, co zrobiłeś! Jak w ogóle śmiałeś tak zbliżyć się do mej zajebistej osoby?!

- To był wypadek, imbecylu jeden!- podniósłsię i zrobił krok w moją stronę.- I chyba chciałeś powiedzieć ,,egoistycznej”osoby!

Warczeliśmy sobie w twarze i nawzajem mordowaliśmy się spojrzeniami. W pewnej chwili zaczęliśmy się popychać, aż w końcu doszło do rękoczynów. Nie zwracaliśmy uwagi na krzyki trenerki i pozostałych. Okładałem jego twarz pięściami, a on odwdzięczał mi się tym samym. Targaliśmy się za włosy, śmiał mi nawet włożyć palca do ust! Siedziałem na nim i jedną ręką trzymałem go za prawe ramię, a drugą hamowałem jego pięść zbliżającąsię do mojej przystojnej twarzy. Nagle poczułem trzy pary ramion odciągające mnie siłą od Kagamiego. Spojrzałem nienawistnie na okularnika, Teppeia i tego od Sokolego Oka. Z trudem udawało im się mnie przytrzymywać. Ma się tę siłę,nie?

- WYSTARCZY!- wydarła się trenerka. Ogłuchłem!- Obaj pójdziecie natychmiast do pielęgniarki, a potem przebiegniecie razem dziesięć kilometrów! Zejdźcie mi z oczu!

Ona chce mnie zabić czy jak? Żeby mnie tak zamęczać… I jeszcze towarzystwo tego idioty… Gorzej już być nie może. A nie, na szczęście tu nie ma Akashiego, bo gdyby on był na miejscu Riko, to już dawno mógłbym sobie wykopać pięciometrowy grób.

Spojrzałem na Kagamiego. Miał zaczerwieniony policzek, a z nosa leciała mu krew. Ja natomiast miałem rozciętą wargę i prawdopodobnie jutro będę miał niezłe limo pod okiem. Zabiję go za to! On chyba pomyślał o tym samym, bo cały czas ciskaliśmy w siebie piorunami z oczu.


- Dobiegnę pierwszy!- krzyknął, gdy mieliśmy za sobą już połowę trasy.

- Chyba śnisz!- odkrzyknąłem.- To oczywiste,że ja wygram. Jedynym, który mnie pokonać…

- Jestem ja- przerwał mi, posyłając mi pewny siebie uśmiech.

Wyprzedził mnie, ale jego szczęście nie trwało długo. Zostawiłem go kilka metrów w tyle i posłałem mu zwycięskie spojrzenie. W odpowiedzi warknął i jeszcze bardziej przyspieszył. Kto był zwycięzcą?Oczywiście, że ja.

- Jak już mówiłem, jedynym, który może mnie pokonać, jestem ja sam- uśmiechnąłem się zwycięsko. Aż miło było popatrzeć na jego wkurzony i zdeterminowany wzrok.

Wskazał na mnie wskazującym palcem.

- Jutro…- zaczął, w między czasie biorąc głęboki wdech.- Zagrasz ze mną one-on-one. Wygram.

Czy on właśnie wydał mi rozkaz? Od tego biegania pewnie mózg mu się przegrzał i nie myśli logicznie. On w ogóle posiada funkcję myślenia? Pewnie ma w głowie ogromnego hamburgera z podwójną porcjąmięsa.

- No chyba cię coś pogięło- warknąłem.- Nie mam zamiaru się ciebie słuchać! Jeżeli tak bardzo chcesz grać, to teraz! Zobaczymy, czy dasz radę!

- Chcecie grać po tak intensywnym treningu?!-krzyknął zdziwiony Hyuga.- Nie możecie! Jeśli sobie coś…

- Zamknij się- przerwałem mu. Byłem tak wściekły na Kagamiego, że wszyscy woleli się ode mnie odsunąć.

- Jestem kapitanem tej drużyny…- zacząłponownie swoją przemowę.

- Ale ja do niej nie należę. Zamknij się,jeśli nie chcesz oberwać.

Podziałało. Kto by pomyślał, że ten odważny i twardy okularnik aż tak się mnie boi? Ma się tę zajebistość, nie?

I nagle dostałem sójkę w bok. Odwróciłem sięszybko i złapałem Tetsu za kark.

- Oi, co to miało być?- syknąłem. Na twarzy miałem wypisane ,,Zaraz cię zabiję”.

- Aomine-kun, jesteś dziś strasznie drażliwy.-powiedział obojętnie Kuroko i spojrzał na mnie intensywnie.- Zupełnie jak dziewczyna podczas okresu.

No teraz to przegiął! Gdyby nie Kagami, leżałby martwy u moich stóp.

- Tetsu, jeszcze raz powiesz coś takiego, a przysięgam, że nie dożyjesz najbliższego treningu!

Kagami trzymał mnie mocno za ramiona, a gdy zaczął iść w stronę boiska, wyszarpnąłem mu się i posłałem mu spojrzenie przepełnione chęcią mordu.

- Oszczędzaj siły na grę, a nie na wyżywanie się na innych- powiedział Kagami.

Wyszliśmy, a reszta drużyny patrzyła na nas ze sporym zdziwieniem. No tak, kolejna walka potworów. Oczywiście jest jeden szczegół- ja jestem królem boiska, a nie ta zmutowana małpa z podwójnymi brwiami.


Skończyło się na tym, że musiałem służyć mu jako podparcie i pomóc mu zwlec się z boiska. Wygrałem, nie mogło być przecieżinaczej. Na początku nieźle się z nim namęczyłem, bo w ogóle nie chciał przyjąćmojej pomocy. Zanim oparł się wreszcie na moim ramieniu, potknął się kilka razy i prawie zaliczył niezłą glebę. W sumie byłby to zabawny widok, ale cóż…

- Cholera, następnym razem…- zaczął.

- Wylądujesz w szpitalu- dokończyłem. Zignorowałem jego wściekłe spojrzenie i dzielnie znosiłem jego ciężar.

Kiedy weszliśmy do sali gimnastycznej, w której reszta drużyny sprzątała, wywołaliśmy nie małe zamieszanie. Jak miło było popatrzeć na ich zdziwione miny, gdy dowiedzieli się, że dobrowolnie pomogłem tej małpie zejść z boiska.

- Aomine-kun, musisz zabrać Kagamiego-kun do jego domu- nakazała mi trenerka.

- Mam go wlec przez kilkanaście dodatkowych minut?!- wykrzyknąłem.

- W tym tempie to będzie pół godziny- odezwałsię nagle Kuroko, a ta dwubrwiowa małpa dostała chwilowego zastrzyku energii i podskoczyła.

Szczerze mówiąc też byłem zmęczony, więc przynajmniej oszczędziłem sobie kłótni z trenerką, idąc od razu do domu tego imbecyla. Dwa razy się zgubiłem, bo ten kretyn w ogóle nie umie tłumaczyć.Najpierw mówi, że mam iść w prawo, a później warczy, że to miało być to drugie prawo. Wyjątkowy dziwak. A ja go jeszcze musiałem znosić!

Kiedy w końcu trafiłem pod odpowiedni adres, wszedłem do jego domu i zaprowadziłem go do kuchni. Odzyskał już jakąś małą częśćsił, więc nawet dał radę wyjąć z lodówki piętnaście hamburgerów.

- Po co ci aż tyle?- zdziwiłem się.

- A ty ile zjesz?- spytał.- Pewnie też jesteśgłodny, wolałbym byś nie zdechł z głodu na ulicy.- dodał znacznie ciszej.

- O, troszczysz się o mnie?- parsknąłemśmiechem.

- N-Nie! Tylko wtedy miałbym trudności ze znalezieniem kogoś do gry!

- A, czyli jednak przyznajesz mi rację, że jestem najsilniejszy?- milczał.- Hę?

- Jak do tej pory, tak- zacisnął ręce w pięści. Cudem mu to przeszło przez gardło.- Ale i tak cię pokonam!- dodałszybko.

Już chciałem z tego zakpić, ale rzucił mi pięćhamburgerów.

- Człowieku, chcesz, bym się zapchał naśmierć?!- wykrzyknąłem.

- Nie zjesz tylu?- zdziwił się.- Daj, chętnie zjem za ciebie.

Zostawiłem sobie trzy, resztę mu oddałem. Słyszałem o tym, że ma żołądek bez dna, ale nie sądziłem, że potrafi aż tyle zeżreć! Dla mnie trzy to i tak było dużo, ale on wchłonął ich ponad dziesięć!Czułem się pełny na sam widok hamburgera, a ta zmutowana małpa chłonęła jeden za drugim.

Dał mi butelkę jakiegoś soku gazowanego, którąszybko wypiłem. Czułem się ociężały i najchętniej to bym się od razu uwaliłspać.

- Jak ty to robisz?- zapytał nagle Kagami.

- Hę?- nie zrozumiałem.

- Te twoje nieregularne rzuty i szybkość. Jak? Jak to jest w ogóle możliwe?

- Wiesz, przecież jestem zajebisty!-uśmiechnąłem się zwycięsko, ale ta odpowiedź go nie usatysfakcjonowała. Westchnąłem.- A bo ja wiem? Po prostu mam taki talent. Dla mnie ta szybkość nie jest żadnym problemem. Nieregularne rzuty też wykonuję z łatwością. Wiele osób już mnie o to pytało, ale ja nie umiem tego wyjaśnić. Po prostu to robię.

- Kuroko miał rację. Musisz naprawdę kochać koszykówkę. Nie dość, że masz taki talent, to w ZONE jesteś jeszcze silniejszy. A podobno w ZONE mogą wejść tylko nieliczni.

- Ile razy mam ci powtarzać, że jestem zajebisty? To wszystko dzięki mej wielkiej i najlepszej zajebistości.

- Skromnością to ty nie grzeszysz.

Sprzeczaliśmy się jeszcze przez jakiś czas. Muszę przyznać, że nawet lubię tego kretyna. Oczywiście publicznie tego nie powiem, ale w duchu to zupełnie co innego. A właściwie lubię grę i sprzeczki z nim. Zawsze się wtedy denerwuje, a jego twarz robi się cała czerwona, co doprowadza mnie do śmiechu. Mam wrażenie, że odkąd wygrali z nami ten cholerny mecz, zmieniam się. Znów przypominam tego dzieciaka z gimnazjum, co się częstośmiał i lubił żartować. Oczywiście Satsuki i Tetsu są z tego powodu bardzo szczęśliwi, a ostatnio dołączył do nich Kise. Zresztą wszyscy się zmieniliśmy. No może z wyjątkiem Kuroko. Midorima bardziej docenia kolegów z drużyny i ufa im, co kiedyś było nie do pomyślenia. Murasakibara… to Murasakibara. Opróczżarcia nie widzi niczego. Chociaż i tak się zmienił. Nie jest już aż takim samolubem jak w gimnazjum.  Akashi jest jeszcze gorszy. Przez to swoje rozdwojenie osobowości zmienił się z przerażającego psychopaty na najgorszego na świecie sadystę, zastraszyciela, medium i psychola w jednym. Kise z kolei jest jeszcze bardziej żywy i irytujący niż wcześniej. Nadal dodaje końcówkę,,cchi” do nazwisk i nadal jest taki beztroski.

Westchnąłem. I ja z nimi kiedyś grałem w jednej drużynie.

Usłyszałem dźwięk telefonu, tyle że nie mojego, a tego głąba. Odebrał.

- Hej, Tatsuya- przywitał się. To chyba ten jego brat z Ameryki, o którym Tetsu wspominał mi kilka dni temu.- Jasne! Jutro ci pasuje? Osiemnasta? Świetnie, akurat kończę trening. Do jutra.

- Podobno do niedawna nie miałeś z nim takich dobrych kontaktów- powiedziałem, gdy skończył rozmowę.

- Ale na szczęście już się to zmieniło.-odpowiedział.

Poszedł na chwilę do swojego pokoju, a ja w tym czasie położyłem się na kanapie. Jakoś tak mi się miło i wygodnie zrobiło, więc zamknąłem oczy i po chwili zasnąłem.
___________________________________________________________________________________






środa, 28 października 2015

Rozdział 26

Mam wrażenie, że ten rozdział ja mi nie wyszedł :/ Nwm czemu, ale nie jestem do końca pewna, czy można go zaliczyć  do tych ,,udanych"...

 Skończyłam go już jakiś czas temu, ale specjalnie nie wstawiałam od razu :D Postanowiłam, że będą dłuższen przerwy i słowa zamierzam dotrzymać!iggy

 Ale dziś ten rozdział wyjątkowo nie pasuje do mojego humoru XD Śmieję się z byle czego, mam głupie... ekhm... myśli, a rozdział taki... jaki wyszedł.. :P

 Cóż... Nie będę wam tu marudzić, miłego czytania! :*
____________________________________________________________________________________
 ~Akina~

  Akashi wywalił Haizakiego z drużyny. Oficjalna wersja jest taka, że ten zboczuch sam odszedł, ale całe Pokolenie Cudów wie, że jest zupełnie inaczej. Haizaki nie mógł się pogodzić z tym, że Kise zajął jego miejsce w pierwszym składzie, więc zrezygnował. I dobrze. Jakoś mi go nie brakuje.

 Jednak mam inny problem. Martwię się o Aomine. Ostatnio zachowuje się nieco inaczej i coraz częściej obija się na treningach. Ba! Zdarza mu się nawet na nie przychodzić. Wydaje mi się, że reszta drużyny coś podejrzewa, ale nikt nie zaczął jeszcze tego tematu. Ostatnio Daiki stał się też bardziej oschły, krzyczy na graczy, którzy nie należą do Pokolenia Cudów i wydaje się być wszystkim… znudzony. Szczególnie koszykówką, co jest naprawdę dziwne. Podczas ćwiczeń ziewa, wygląda tak, jakby się w ogóle nie starał i robi to, bo tak karze mu trener. Jego gra też się zmieniła. Coraz mniej podaje, sam zdobywa punkty… Zmienia się, a ja nawet nie wiem, o co chodzi.

 Szykowałam właśnie dla Akashiego statystyki z ostatnich meczy i coś zwróciło moją uwagę. Skuteczność Aomine drastycznie wzrosła. Znacznie przewyższył resztę zawodników. To jest powodem jego zachowania? Pycha?

 Niosłam papiery do kapitana, aż nagle usłyszałam krzyk Daikiego.

 - Po co ty tu w ogóle jesteś?! Nawet nie umiesz mi dobrze podać!

 Zauważyłam, jak stoi przy jakimś chłopaku, który czuje się strasznie niepewnie.

 - Ale… To ty… Jesteś po prostu za dobry – odpowiedział niższy i nerwowo obrócił piłkę w rękach.

 Aomine stał chwilę w bezruchu, po czym wybiegł z sali krzycząc, że ma tego dość. Wcisnęłam papiery w ręce stojącego obok mnie Kise i pobiegłam za Daikim. Znalazłam go na ławce pod dużym drzewem. Usiadłam koło niego i złapałam go za rękę. Nawet na mnie nie spojrzał.

 - Co się dzieje?- spytałam.

 - Nie widzisz tego? – odpowiedział pytaniem. – Nie mogę znaleźć dobrego przeciwnika. Mecze ani treningi nie sprawiają mi takiej radości jak kiedyś. Właściwie to mnie już nudzą – ścisnął moją dłoń. – Wiele osób mi już to powiedziało. Przeciwnicy nie mogą mnie zatrzymać. Omijam ich bez problemu. – podniósł głowę. – Potrzebuję wyzwania. Problem polega na tym, że… że go nie mogę znaleźć. Kosz mnie już zaczyna nudzić. Tego nawet nie można nazwać grą. Po prostu biegam i zdobywam kolejne punkty.

 Więc to o to chodzi… Myślałam, że jest przepełniony pychą, a tymczasem on stał się zbyt silny i chce znaleźć godnego przeciwnika. Bardzo mu na tym zależy, ale nie wie, gdzie go szukać. Jak mogę mu pomóc?

 - Aomine-kun – przed nami pojawił się Kuroko. - Czemu wcześniej nie powiedziałeś?

 - Słyszałeś?

 - Byłem tu od początku.

 Aomine westchnął i spuścił głowę. Trwaliśmy w takiej ciszy przez kilkanaście sekund, po czym Daiki podniósł wzrok i spojrzał na chłopaka oczami, w których… były łzy. Jest naprawdę źle. Jeszcze nie widziałam, by mój chłopak płakał.

 - Tetsu…- zaczął. Myślałam, że się zaraz rozpłacze. – Zapomniałem… Zapomniałem, jak to jest przyjąć podanie od ciebie… - Kuroko drgnął i otworzył szeroko oczy ze zdziwienia i niedowierzania. – Sam pewnie zauważyłeś, że teraz mogę ograć przeciwną drużynę praktycznie sam. Nie potrzebuję do tego twoich podań. Tetsu… Ja nie potrzebuję drużyny, by wygrać.

 Spojrzeliśmy na niego z niedowierzaniem. Jak…? Dlaczego…? Gdzie jest ten Aomine sprzed kilku miesięcy?  Co się z nim stało?

 - Aomine-kun... – Kuroko spoglądał na niego ze strachem. Ale nie z takim strachem, jak na horrorach, ale bardziej z obawą utraty go. Miejsce mojego chłopaka zabiera jakiś… jakiś… Ktoś, kogo zupełnie nie znam. – To nieprawda. Potrzebujesz innych, by…

 - Żeby co? – przerwał mu Daiki. – Oni mnie tylko spowalniają. Tetsu… Czemu się tak dzieje? Czemu gra w kosza nie sprawia mi już przyjemności?

 Kuroko milczał. Ja milczałam. Nawet nie wiedziałam, jak mogłabym go pocieszyć. Po prostu nie umiałam. Nagle usłyszeliśmy głośne chrząkniecie. Za nami stała reszta drużyny.

 - Daiki, po raz kolejny opuszczasz trening – odezwał się Akashi.

 Aomine odwrócił głowę i nie odezwał się ani słowem.

 - Aominecchi… - zaczął Kise. – Ty… Czemu mówisz, że nas nie potrzebujesz? Jesteśmy drużyną! Przyjaciółmi!

 - Jeszcze tego nie zauważyłeś? – Daiki spojrzał na niego pustymi oczami. Oddajcie mi mojego chłopaka, który prawie skakał ze szczęścia, gdy mógł grać! – Nasza drużyna się rozpada. Każdy zdobywa punkty dla siebie, w ogóle nie współpracujemy. Nie potrzebuję was na boisku. Nie ma osoby, która mogłaby mnie pokonać. Tetsu… - spojrzał na Kuroko i zacisnął wargi. – Przepraszam. Próbowałem. Ja… nie mogę tak grać. – wstał, puścił moją dłoń, po czym zaczął się kierować w stronę szatni. – Jedynym, który może mnie pokonać, jestem ja sam.

 Odszedł, zostawiając nas w kompletnym osłupieniu. Co się z nim stało? Daiki… Wróć…

 - Domyślałem się, że coś takiego kiedyś nastąpi, ale nie myślałem, że to się stanie tak szybko – Midorima poprawił swoje okulary, odprowadzając Aomine wzrokiem. – Rozwinął się z nas najszybciej. Ciężko mi to mówić, ale jest z nas wszystkich najlepszy. As Pokolenia Cudów.

  Wrócili na salę gimnastyczną, a ja zostałam sama na ławce. On się zmienia. Chcę odzyskać starego Daikiego. Chcę widzieć uśmiech na jego twarzy, nie znudzenie!

 Zabrałam szybko swoje rzeczy i nie zwracając uwagi na pytania Momoi, skierowałam się w stronę domu.


 ~Aomine~

 Walnąłem pięścią w szafkę, robiąc w niej całkiem spore wgniecenie.

 ,,Jedynym, który może mnie pokonać, jestem ja sam”

 Co ja znowu odpierdzielam?! Gdyby to tylko nie była prawda… Gdyby była na świecie choć jedna osoba, która mogłaby się ze mną równać…

 Ale to jest prawda i nie ma osoby, która mogłaby mnie pokonać. Stałem się najlepszy. Nienawidzę przegrywać, ale to uczucie podczas gry… A właściwie brak jakiegokolwiek uczucia mnie przeraża. Kiedyś była to radość, szczęście, podniecenie… Teraz po prostu wchodzę na boisko, rzucam, trafiam i wygrywam. Przeciwnicy stoją jak kołki, wystarczy ich mijać. Żaden nie może mnie dogonić. Żaden nie da rady wybić mi piłki. Żaden mnie nie minie. To schemat, który w kółko się powtarza. Już nie czuję tego dreszczyku lekkiej niepewności. Nie ma tej wątpliwości czy wygram. To jest pewne. Przegrana nie jest żadną opcją. Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej… dałbym wszystko za równego sobie przeciwnika, przeciw któremu zagrałbym na poważnie. Teraz podczas meczy ograniczam się do minimum, a i tak nikt mi nie daje rady.

 ,,Jesteś po prostu za dobry”

 To chyba jasne, że zawodnik Pokolenia Cudów jest dobry. Jesteśmy najsilniejszą drużyną gimnazjalną i wywołujemy ogromną sensację. Prawdopodobnie wygralibyśmy też z nie jednym liceum. Tylko czemu byciem dobrym aż tyle kosztuje? Co z tego, że mam umiejętności, skoro nie mogę ich używać podczas gry? Znaczy mogę, ale wtedy to już w ogóle jest nudno. Niby powinienem chodzić na treningi, ale wtedy staję się jeszcze lepszy. Jeżeli będę trenował, nigdy nie znajdę godnego siebie przeciwnika.

 ,,Jesteś potworem”

 Jestem nim? Słyszałem to już wielokrotnie. Wiem, że jestem nie do zatrzymania i w ogóle, ale naprawdę aż tak to widać? Serio jestem taki straszny? Wystarczy, że inni mnie zobaczą, a już wiedzą, że jestem silny. Wystarczy, że zdobędę kilka punktów, a już wiedzą, że jestem przerażająco silny. Na początku to było przyjemne, lecz teraz… Kurwa! Taka gra nie sprawia mi przyjemności. Chcę prawdziwego wyzwania! To aż tak wiele?! Czy nie ma osoby, która mogłaby się ze mną zmierzyć?!

 Byłem tak wściekły i zrozpaczony jednocześnie, że kopnąłem pobliski kosz na śmieci i nie zwróciłem uwagi na krzyki staruszki, która marudziła, że coraz więcej na świecie chuliganów. Zacisnąłem dłonie w pięści i przyspieszyłem kroku. Jak tak dalej pójdzie, to przestanę grać. Nie, nie mógłbym… Przecież ja kocham koszykówkę. Nie mogę bez niej żyć. Kosz jest jedną z najważniejszych dla mnie rzeczy. Ale co to za przyjemność grać w coś, co już mnie nudzi?


 ~Akina~

 Usiadłam na łóżku i wybrałam numer do Taigi. On zawsze umiał mi pomóc.

 - Hej, siostra! – gdy tylko usłyszałam jego radosny głos, rozpłakałam się. Emocje mi puściły i rozkleiłam się jak małe dziecko. – Akina? Powiedziałem coś nie tak? – kolejne łzy spłynęły mi po policzkach. – Akina! Co się stało?

 - A-A-Aomine… - wyjąkałam.

 - Zranił cię?!

 - N-Nie… Martwię się o niego.

 Opowiedziałam mu o całej sytuacji i o tym, co powiedział. Kagami był w niezłym szoku.

 - On… Jest aż tak dobry? – odezwał się po chwili.

 - Najlepszy, jakiego do tej pory spotkałam – To była prawda. Nawet w Ameryce nie widziałam nikogo lepszego.

 - A może z nim pogadaj? – zaproponował.

 - Ale co ja mu powiem? Nie umiem postawić się na jego miejscu. Nie umiem mu pomóc, Taiga. Kocham go i chcę dla niego jak najlepiej, ale nie potrafię nic zrobić! Czuję się taka bezsilna. Taiga… Pomóż mi… Pomóż jemu… - łzy kapały na moją poduszkę, a ja nawet nie chciałam ich powstrzymywać.

 - Siostra… Ja nie wiem… - zaciął się. – Nie wiem, co powinnaś zrobić. Ale obiecuję ci, że jak przylecę do Japonii, to z nim zagram i ogram go. Może wtedy wróci do normalności.

 - Musisz dużo trenować – wysiliłam się na uśmiech. – On naprawdę jest nie do pokonania.

 - Ktoś musi być pierwszym, który go zatrzyma, nie? – zaśmiał się, a ja od razu poczułam się lepiej i pewniej.

 - Dzięki, Taiga.

 - Nie ma za co! Jak coś, to dzwoń.

  Zakończyłam rozmowę i poszłam do kuchni zrobić sobie coś do jedzenia. Akurat wtedy wróciła Sayaka.

 - Kise mi o wszystkim opowiedział! – rzuciła od razu na wejście. – Szczerze mówiąc, to on też się zmienia… Myślę, że on idzie w ślady Aomine…

 - Nie, on taki nie jest – zapewniłam ją, chociaż wiedziałam, że drużyna się rozpada. Każdy wybrał własną ścieżkę i zamierza nią podążać. – Po prostu… Chce mu dorównać, ale nie zmieni się.

 Zaczęłyśmy gadać o obecnej sytuacji, która wcale mi się nie podobała. Dobrze, że oni się rozwijają, ale zaniedbują przez to przyjaciół i stają się innymi osobami, co jest chyba z tego wszystkiego najgorsze.


 Zadzwonił mój telefon. Gdy zobaczyłam znajomy, ale znienawidzony numer, miałam ochotę rzucić komórką o ścianę. Powstrzymałam się jednak i odebrałam.

 - Witaj, Akina – usłyszałam chłodny głos ojca. – Jakiś czas temu wysłałem ci bilet do Ameryki. Powinien niedługo dojść. Przylecisz na kilka dni do domu. Ciotka Elizabeth przyjedzie i bardzo chce cię zobaczyć.

 - Ale…! – chciałam coś powiedzieć, lecz ojciec mi przerwał.

 - Żadnych ,,ale”! Przylecisz na jakiś czas i koniec kropka. Zadzwoń, gdy będziecie wsiadać do samolotu. Jason po ciebie przyjedzie.

 Nie, to niemożliwe… To tylko zły sen! Mam lecieć do ojca?! Jeszcze czego! A gdyby tak olać ten bilet albo go podrzeć? Nie, narobię sobie wtedy jeszcze większych kłopotów. Cóż… Muszę polecieć. Ale przynajmniej jest jeden plus- spotkam się z Taigą.
____________________________________________________________________________________






niedziela, 25 października 2015

Rozdział 25

Sorki za ewentualne błędy, ale mam nadzieję, że mimo tego będzie wam się dobrze czytało ;) Pisanie tego idzie z zadziwiającą łatwością... Staram się trochę zwolnić z dodawaniem rozdziałów, ale to tak samo wychodzi XD Jeżeli to dla was za szybko, to napiszcie w komentarzu, a postaram się jeszcze wolniej pisać i będę sprawdzać tekst po kilka razy, by było w nim jak najmniej błędów :) Czasem moje pomysły i teksty mnie dobijają, więc mam nadzięję, że wam się to opowiadanie wam się podoba :D

 Każdej osobie, która to przeczyta, naprawdę dziękuję! A szczególnie tym, którzy zostawią po sobie komentarz! Bardzo mi wtedy miło ^^
_____________________________________________________________________________________

 
 ~Aomine~

  Poszedłem zobaczyć wyniki egzaminu semestralnego. Ku mojemu zaskoczeniu najlepiej mi poszedł japoński. Tu strzelałem najwięcej odpowiedzi i moje zajebiste szczęście pomogło mi z niego zdać. Popatrzymy dalej… Ohoho! Sześćdziesiąt procent z fizyki! Czuję się normalnie jak Einstein! Jeszcze trochę a wynajdę jakiś automatyczny wibrator lub coś… Ludzie będą mi za to dziękować.

 Moje oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, gdy okazało się, że zabrakło mi dwóch procent z matematyki. DWÓCH PROCENT! Kto był tak zjebanym skurwielem i nie doliczył się tego błędu?! No przecież to nie może być prawda! Tak niewiele zabrakło! O nie… To znaczy, że jak Akashi się o tym dowie, to najbliższy tydzień spędzę w piwnicy jego domu, ucząc się na poprawkę. Będzie mi tylko dawał jeść, może łaskawie pozwoli mi trochę pospać, a na końcu zrobi nożyczkami dziurę w moim mózgu i siłą wpakuje tam wszystkie potrzebne informacje. Matko, czekają mnie straszne tortury!

 Spojrzałem na tabelę po raz drugi i zobaczyłem, że Kise nie zdał z chemii. Hmm… Coś mi się wydaje, że czas, który mieli poświęcić na naukę, przebimbali na coś znacznie dla nich przyjemniejszego. Przynajmniej nie siedzę w tym bagnie sam. Tetsu ledwo zdał z historii, a pozostała trójka nie miała żadnych problemów. Ich wyniki były bardzo wysokie. Chyba mi jednak trochę do Einsteina brakuje. Może dla własnego bezpieczeństwa opuścić szkołę? Tak, to bardzo dobry pomysł. Dzięki temu przynajmniej nie oberwie mi się dziś nożyczkami.

 Zacząłem skradać się po korytarzach i bacznie się rozglądałem, czy w pobliżu nie ma przypadkiem Akashiego. Omijałem zwinnie innych uczniów, aż nagle usłyszałem znajomy, znudzony głos.

 - A, tu jesteś, Mine-chin. Akashi cię wzywa.

 Nawet nie zdążyłem się odezwać, a ten wielkolud złapał mnie mocno za ramię i zaczął ciągnąć w stronę sali biologicznej. Matko Boska, ten psychol już wie! To oznacza moją zbliżającą się śmierć. Nie chcę umierać! Jestem za młody! Co Akina beze mnie zrobi? Przecież ona mnie potrzebuje! A jeśli znajdzie sobie kogoś innego, z kim by mogła… NIE! To niewyobrażalne! Muszę żyć!

 Zacząłem mu się wyrywać i wrzeszczałem, że ma mnie natychmiast puścić.

 - Mine-chin, twoje przekleństwa i szarpanie się utrudniają mi sprawę – odezwał się nagle mój porywacz. – Muszę dostarczyć cię do Akashiego, więc przestań mi to utrudniać.

  - Puść mnie w tej chwili! – zignorowałem jego słowa i zapierałem się nogami ze wszystkich sił.

 W końcu Murasakibara nie wytrzymał i się zatrzymał. Puścił mnie na chwilę, a ja zamierzałem wykorzystać okazję, by jak najszybciej się stamtąd ulotnić, jednak moje szczęście nie trwało długo. Po chwili przerzucił mnie sobie przez ramię i zaczął iść dalej.

 - Postaw mnie w tej chwili, ty bezmózga kupo mięcha! – darłem się i wierzgałem nogami we wszystkie możliwe strony. Waliłem go pięściami po plecach, ale to nie robiło na nim żadnego wrażenia. Wzmocnił swój ścisk, a ja w końcu dałem za wygraną. I tak cały korytarz na nas patrzył, więc to w zupełności mi wystarczyło. Uraził moją męską dumę i godność. Przysięgam, że kiedyś zabiję tego wpierdzielacza słodyczy.

 Murasakibara mnie porwał i niesie mnie na pewną śmierć. Czy on zdaje sobie sprawę z tego, że przyczyni się do klęski ludzkości?! On w ogóle wie, że pomaga przy śmierci mej zajebistej osoby?! Mam tylko nadzieję, że Akashi nie wziął ze sobą do szkoły podręcznych narzędzi tortur i mnie do nich nie przymocuje… Jak coś, to rzucę Kise na pierwszy ogień, a może wtedy uda mi się jakoś udobruchać tego sadystę.

– Ile razy mam ci powtarzać, byś mnie puścił?!

 - Uspokój się, Mine-chin. Już prawie doszliśmy.

 Kiedy ja właśnie nie mam zamiaru tam iść! Czy ta tępa słodyczożerna maszyna nie wie, co to znaczy?! Jakim cudem tak tępy człowiek miał lepszy wynik na egzaminie niż ja? On będzie częściowo ponosił winę za moją śmierć.

 Weszliśmy do sali, a raczej ja zostałem wniesiony, i nagle ten olbrzym mnie puścił i gdyby nie mój zajebisty i niezastąpiony refleks, wylądowałbym na podłodze. Prawdzie po chwili i tak na niej klęczałem, bo Akashi mnie do tego zmusił, ale to szczegół. Kise klęczał koło mnie, a reszta stała w bezpiecznej odległości, jakieś dziesięć metrów od wściekłego sadysty. No dzięki wielkie! Żadnej pomocy! I to są niby przyjaciele? Też mi coś. Już nawet pornosy mogłyby mi bardziej pomóc.

 - Daiki, Ryouta, zawiodłem się na was – odezwał się nagle Akashi, a mnie przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Coś czuję, że to nie będzie miła rozmowa i nie skończy się na pogrożeniu palcem. Kątem oka zauważyłem, że model też lekko zadrżał. – Umowa była jasna – wszyscy mieliście zdać. Daiki, podejrzewam, że w większości i tak strzelałeś, więc nie dziwię się, że nie zdałeś. Ryouta, co do ciebie… Miałeś uczyć się z Sayaką chemii. Co zamiast tego robiliście? – Kise milczał. – Co robiliście? – zapytał dobitniej.

 - No… Ten…- jąkał się model. – Pokazałem jej plan zdjęciowy… Wygłupialiśmy się… Chodziliśmy d-do k-kina… Robiliśmy to, co n-normalne p-pary.

 - I właśnie dlatego najbliższy tydzień spędzisz z Shintarou, który będzie ci udzielał korepetycji. – wyjął swoje czerwone nożyczki i rzucił nimi w modela. Ten aż krzyknął z zaskoczenia, gdy ostrze rozcięło lekko jego policzek. Jeszcze bardziej zesztywniał i dotknął rany. Wstał i zaczął w popłochu szukać jakiegoś lusterka. – Siadaj! – krzyknął psychol, obdarowując modela jednym ze swoich najstraszniejszych spojrzeń. Chłopak natychmiastowo się zamknął i wrócił na poprzednie miejsce z miną zbitego psa. – Za karę codziennie będziesz mył podłogę na sali po treningach, a Daiki ci pomoże. – spojrzał na mnie z wyższością, a ja miałem ogromną ochotę walnąć go w jego paskudną mordę. – Dodatkowo obaj macie sprzątać w klasie po lekcjach i wykonywać dodatkowe ćwiczenia. – Może jeszcze karze nam biegać po mieście z odkurzaczem?! – Daiki, co do ciebie… - zbliżył się do mnie, szarpiąc mnie za włosy. On naprawdę lubi sprawiać innym ból. – Akina będzie ci udzielała korepetycji. Już z nią wszystko ustaliłem, ale masz się do tego porządnie przykładać. Jeżeli oblejesz poprawkę, osobiście pójdę z tobą do dyrektora i przeprowadzimy sobie długą, poważną rozmowę. – Już ja widzę tę ,,poważną” rozmowę, która prawdopodobnie mogłaby się skończyć moją śmiercią i zawałem dyra, gdyby zobaczył to, co Akashi by mi zrobił. – Kara jest ci już znana. Nie będę się powtarzał, ale jeśli któryś z was zaniedba swoje dodatkowe obowiązki, marny jego los. – dla efektu przeciął powietrze nożyczkami i spojrzał na nas, jak na swoje sługi. – Daiki, to tak dla wyrównania. – rzucił we mnie nożyczkami, które lekko rozcięły mój policzek. Syknąłem. Psychol jeden, będzie oszpecał mój zajebisty i przystojny wygląd! Jak on w ogóle śmiał?! – Zejdźcie mi z oczu, zanim nie wymyślę wam czegoś jeszcze – warknął, a my czym prędzej się ulotniliśmy.

 - Myślałem, że zginę – wysapałem, zatrzymując się za zakrętem.

 - Aominecchi, Akashicchi nieźle się wkurzył – jęknął Kise. – Cud, że nas nie wykastrował.

 - Taa… - mruknąłem. – Szczęście w nieszczęściu.

 Podeszła do nas reszta grupy.

 - No to wpadliście – skwitował Midorima, poprawiając swoje okulary.

 - Aomine-kun, Kise-kun, musicie się przyłożyć – odezwał się Kuroko.

 - Dai-chan! Tyle razy ci mówiłam, żebyś się wreszcie zaczął uczyć! – Dlaczego Momoi miała pretensje tylko do mnie?! Kise też przecież nie zdał! – Jeżeli nie zdasz testu poprawkowego, będzie jeszcze gorzej! Akashi będzie na ciebie tak wściekły, że…

 - Przypilnuję go – usłyszałem głos Akiny. Stała z boku opierając się o ścianę. Ręce skrzyżowała na klatce piersiowej i wlepiła we mnie zdenerwowane spojrzenie. Co ja jej znowu zrobiłem?

 

 Wyszliśmy ze szkoły dobre dziesięć minut temu, a Akina nie odezwała się do mnie ani słowem. Pewnie jest na mnie obrażona, a ja nie mam pojęcia za co. Dziś jej nawet ani razu nie obraziłem, o nic się jej nie czepiałem, więc nie miałem pomysłu, dlaczego jest taka wściekła.

 - E, Akina? – zagadnąłem, ale nie odezwała się. Spróbowałem ponownie, w wyniku czego przyspieszyła kroku. Zrównałem się z nią i złapałem ją za ramię. – Powiesz mi wreszcie, o co chodzi?

 - A jak myślisz? – miała do mnie wyraźne pretensje. – Domyśl się, Einsteinie od siedmiu boleści.

 Odwróciła głowę i ponownie wyprzedziła mnie o kilka kroków. Dziewczyny… Dlaczego muszą być tak skomplikowanymi stworzeniami? Ciągle mają jakieś humorki, widzimisie, ataki złości, radości, fochy… Cieszę się, że jestem facetem. Mam dużo mniej problemów, ale i tak muszę znosić jej napady. Boże, spraw, by Akina wreszcie mi to wszystko wyjaśniła, bo najzwyczajniej w świecie mózg mi eksploduje. A może ona się gniewa o coś sprzed kilku dni? Tylko co by to mogło być? Raczej nie to, że przypadkiem zrobiłem dziurę w jej bluzce. Chociaż może… Najwyżej przemogę się i znowu pójdę z nią na te przeklęte zakupy. Ale jeśli to nie o bluzkę chodzi, to może o pomazany zeszyt? Nie, to zbyt błahy powód, nawet jak na dziewczynę.

 Głowiłem się nad tym przez całą drogę do mojego domu. Muszę zostawić trochę energii na myślenie podczas korepetycji. Oj, już czuję, że mnie głowa boli.

 Weszliśmy do mojego pokoju, wcześniej zabierając ze sobą ciasteczka przygotowane przez moją mamę, która bardzo ucieszyła się na widok Akiny i wcale nie gniewała się na mnie za oblany test. Gdy jej o tym wspomniałem, powiedziała, że nic się nie stało i że ona też nie ma umysłu do matematyki. Mówiłem, że złota kobieta. No normalnie muszę jej kiedyś jakieś kolorowe kwiatki kupić.

 Usiedliśmy na moim łóżku, kładąc ciastka i książki przed sobą.

 - To zaczynamy – mruknęła niechętnie i otworzyła temat o ułamkach. Jak ja ich nienawidzę!

 Wszystko mnie rozpraszało. Nawet zwykłe bzyczenie muchy. Kompletnie nie mogłem się skupić na nauce. Nie żebym kiedykolwiek się na niej skupiał, ale dzisiaj wyjątkowo mi nie wchodziła. Może przez to, że Akina siedziała na moim łóżku w krótkiej, szkolnej spódniczce i widać jej było sporą część ud? Albo przez to, że gdy się nachylała miałem okazję do zobaczenia części jej biustu? Ej no, takie korepetycje są bez sensu! Lepiej by było, gdybyśmy poszli do jakiejś cukierni czy kina. A najgorsze było to, że ona nadal była w złym humorze i nie odzywała się do mnie na żaden inny temat oprócz matematyki. Ignorowała moje zaczepki, trzepnęła mnie w rękę, gdy chciałem ją objąć, a pocałunku to już nie wspomnę. Totalnie ode mnie uciekała.

 - Ej, o co ci właściwie chodzi? – nie wytrzymałem.

 - Nadal na to nie wpadłeś? – prychnęła i spojrzała na mnie z żalem. – Jaki ty jesteś tępy.

 - To może mi łaskawie powiesz?

 - Oblałeś.

 - I co z tego? – nie rozumiałem, o co jej chodzi.

 - Obiecałeś, że w tym tygodniu będziesz miał dla mnie dużo czasu, że pójdziemy na spacer, do kina, na siłownię, do cukierni! A przez to, że nie zdałeś, muszę tu z tobą siedzieć i wbijać ci do głowy coś, co i tak olewasz! Myślisz, że jak się czuję?! To miał być taki miły tydzień! Mieliśmy gdzieś chodzić codziennie, a zamiast tego utknęłam z tobą w pokoju!

 Kiedy przestała mówić, myślałem, że się rozpłacze. Cholera, rzeczywiście zawaliłem, ale to chyba nie powód, żeby od razu strzelać takiego focha! I wtedy nagle mnie oświeciło.

 - Masz okres? – spytałem prosto z mostu. Jej lekko zarumienione policzki w zupełności mi wystarczyły za odpowiedź. Wszystko jasne. Dlatego jest aż tak wściekła.

 Przytuliłem ją i powiedziałem:

 - Obiecuję, że po poprawce pójdziemy do cukierni, na długi spacer i do kina. Będziesz mogła wybrać. Wiem, że nawaliłem, ale to się nie powtórzy.

 Po chwili poczułem, jak mnie obejmuje. Wtuliła się w mój tors, a ja zacząłem gładzić jej włosy. Lubię takie chwile, gdy jest tak blisko. Wtedy czuję się naprawdę szczęśliwy.
___________________________________________________________________________________