YOŁ, człowieki! :D
Dziś mam dla was takie nie za długie cuś ;P
Sporo czasu minęło od poprzedniego wpisu, ale zawsze coś jest! To już postęp :D
Nie będę was zanudzać, tylko od razu życzę miłego czytania ;*
Z góry przepraszam za wszelkie błędy, ale nie miałam okazji dokładnie sprawdzić ;P
Ps. Życzcie mi powodzenia na jutrzejszych jazdach xD Już mam którąś z kolei godzinę i muszę przyznać, że prowadzenie samochodu jest fajne :D
_____________________________________________________________________________________
Dziś mam dla was takie nie za długie cuś ;P
Sporo czasu minęło od poprzedniego wpisu, ale zawsze coś jest! To już postęp :D
Nie będę was zanudzać, tylko od razu życzę miłego czytania ;*
Z góry przepraszam za wszelkie błędy, ale nie miałam okazji dokładnie sprawdzić ;P
Ps. Życzcie mi powodzenia na jutrzejszych jazdach xD Już mam którąś z kolei godzinę i muszę przyznać, że prowadzenie samochodu jest fajne :D
_____________________________________________________________________________________
DUCH
Cała drużyna Seirin, wraz z
Pokoleniem Cudów, Takao, Himuro oraz Momoi siedziała w kuchni i rozmawiała o
ostatnio rozegranym meczu sparingowym. W tym czasie Riko robiła kolację dla
młodych koszykarzy. Nieświadomi zagrożenia członkowie Tęczy z wyczekiwaniem
wpatrywali się w garnki i narzekali, że są głodni. Seirin za to miało zupełnie
inne podejście - modliło się, by potrawa przygotowana przez Riko, była choćby w
najmniejszym stopniu zjadliwa.
- A najlepsze było,
jak Kagami się potknął i upadł! – Zaśmiał się Aomine, przypominając sobie
sytuację sprzed kilkunastu minut.
- Zamknij się, draniu!
– Żyłka na czole Taigi zaczęła pulsować. – T-To był tylko wypadek! – Wskazał na
niego palcem. – Jutro ty będziesz leżał!
- Dobry żart,
Bakagami. – Prychnął Daiki, spoglądając na niego wzrokiem ,,Jedynym, który może
mnie pokonać, jestem ja sam”.
- Rany, wy znowu swoje
– jęknął Kise, z dezaprobatą kręcąc głową. – Poza tym, Kagamicchi – posłał
asowi Seirin wyzywające spojrzenie. – jutro ja gram z Aominecchim.
- Ta, jeszcze się o
mnie pobijcie – mruknął ciemnoskóry, wywracając przy tym oczami.
Kagami już chciał mu
odpowiedzieć, ale na kuchennym stole Riko postawiła garnek z przygotowaną
własnoręcznie potrawą. Kilku członków Seirin zzieleniało na twarzy na sam widok
tego czegoś. Kiedy Aida wszystkim
nałożyła równą porcję, w pomieszczeniu nastała cisza. Koszykarze z drużyny
Kuroko rzucali sobie dyskretne spojrzenia i zastanawiali się, jak wygonić się
Riko z kuchni, by szybko pozbyć się swojej kolacji.
- No to smacznego! –
Zawołał nagle Kise i zabrał się za jedzenie.
Gdy wziął do buzi
pierwszą łyżkę, wszyscy z uwagą się z niego wpatrywali. Po chwili Ryouta zrobił
się na twarzy cały zielony, a sekundę później leżał już na ziemi.
- Kise! – zawołał
Hyuga i natychmiast do niego podbiegł.
- Cóż, kiedyś musiało
do tego dojść – mruknął Aomine, wzruszając przy tym ramionami. – To dopiero
sensacja! Młody model otruł się na obozie treningowym – prychnął, patrząc na
wciąż nieprzytomnego Kise.
- Biedny… - westchnął
Izuki. – Zginąć tak okrutną śmiercią…
- Riko – odezwał się
nagle Kiyoshi. – Czego ty tam dodałaś?
- Tylko trochę protein
i witamin – mruknęła trenerka Seirin, widocznie zaskoczona zaistniałą sytuacją.
Kiedy Ryouta doszedł
do siebie, spojrzał z niesmakiem na swoją porcję i zebrało mu się na wymioty. Z
pomocą Hyugi usiadł z powrotem obok Aomine i odsunął od siebie miskę z czymś,
co przypominało zupę.
- Kagami – odezwał się
Koganei. – Ugotuj nam coś, bo inaczej zginiemy z głodu!
- Ja też mogę wam coś
ugotować! – Momoi wstała z zamiarem pójścia do kuchni, ale Aomine skutecznie ją
zatrzymał.
- Ty masz zakaz
zbliżania się do garnków! – Usadził ją ponownie na jej miejscu.
- Dai – chan, to było
niemiłe! – Skrzyżowała ramiona pod biustem.
- Momocchi – zaczął
Ryouta. – Bez urazy, ale Aominecchi ma rację.
- Okrutni! – jęknęła
Satsuki, wydymając z niezadowoleniem policzki.
W tym czasie Kagami
poszedł do kuchni i zajął się robieniem curry, a zdołowana Riko usiadła obok
próbującego ją pocieszyć Kiyoshiego. Kilkanaście minut później kolacja była
gotowa, a zadowoleni koszykarze spałaszowali ją w czasie krótszym niż minuta.
- O tak. – Daiki
poklepał się po brzuchu. – Tego mi właśnie było trzeba.
- Ne, Aominecchi, może
wieczorne one-on-one? – Zaproponował Ryouta, popijając curry szklanką wody.
As Touou nie zdążył
odpowiedzieć, gdyż w drzwiach stanął właściciel pensjonatu. Był to starszy już
człowiek, z widoczną siwizną na głowie, aczkolwiek jego młode, figlarne oczy
odejmowały mu nieco lat.
- Witam, nie chciałem
przeszkadzać – odezwał się, obrzucając koszykarzy wzrokiem. – Pragnę tylko
poinformować, że gdyby państwo usłyszeli w nocy dziwne wycie i jęki, to proszę
się tym nie przejmować.
- W-Wycie? – wyjąkał
Kagami, od razu blednąc.
- W tych okolicach krąży
pewna legenda o duchu dawnego właściciela – powiedział cicho staruszek.
- D-Duch?! – Tym razem
to Kise pobladł.
- Nie słyszeliście o
niej? – Mężczyzna zajął wolne miejsce przy stole i przez chwilę milczał.
- Niech nam pan
opowie. – Hyuga zaczął się w niego z uwagą wpatrywać.
- Niech więc będzie. –
Siwowłosy skinął głową, splótł dłonie i wziął głęboki wdech. – Wszystko zaczęło
się kilkadziesiąt lat temu, gdy dawna właścicielka, pani Soari, pokłóciła się z
mężem. Ich kłótnia była tak zacięta, że nikt wolał nie wchodzić do ich pokoju,
by przypadkiem nie stracić pracy lub, co gorzej, życia. – Zrobił pauzę,
obrzucając słuchaczy wzrokiem. – Pan Soari był znany z wybuchowego charakteru i
czasem zdarzało mu się podnieść rękę na któregoś ze służących. Tamtego dnia
również kogoś uderzył. – Zamknął na chwilę oczy. – Tym razem jednak ofiarą była
jego żona. Kobieta zachwiała się, a pech chciał, że stała akurat przy oknie,
więc gdy z niego wypadła, nie miała się czego złapać. Biedaczka spadła na
ogrodowe kamienie, natychmiast skręcając sobie kark. – Kise, słysząc to,
odruchowo objął ramię Aomine. Daiki był jednak zbyt zaciekawiony opowieścią, by
zwrócić na to uwagę. – Jej mąż był w takim szoku, że kilka dni później popełnił
samobójstwo. Wcześniej jednak zostawił na stoliku pewien list. – Znów kolejna
pauza. Wzbudził tym w słuchaczach jeszcze większą ciekawość. – Napisał w nim,
że spędzi w tym pensjonacie tyle lat, ile trzeba, dopóki nie uzyska
przebaczenia żony. Niektórzy goście skarżyli się, że czasem, właśnie w tym
miesiącu, słyszeli jakieś zawodzenie i wycie. Widocznie pani Soari do tej pory
nie wybaczyła mężowi.
W kuchni zapadła
cisza. Kise wciąż ściskał ramię Aomine, Kagami wyglądał jakby miał zaraz
zemdleć, kilku graczy Seirin przełknęło głośno ślinę, a Midorima poprawił
wyćwiczonym ruchem swoje okulary.
- Nonsens – odezwał
się. – Duchy nie istnieją.
- Ja tylko powtarzam
legendę. – Staruszek wstał. – Mimo wszystko sądzę, że czasem naprawdę coś się tu dzieje. – Powiedział to takim
tonem, że Taiga jeszcze bardziej zbladł. – Po prostu chciałem was poinformować.
– Podszedł do wyjścia. – Dobrej nocy. – Uśmiechnął się lekko na pożegnanie, a
następnie wyszedł z kuchni, zostawiając w niej oniemiałych koszykarzy.
- Jak po takiej
opowieści mógł nam życzyć dobrej nocy? – szepnął Takao.
- Proponuję iść spać i
się tym nie przejmować. – Riko podniosła się ze swojego miejsca i spojrzała na
wszystkich hardym wzrokiem. – Jutro czeka was ciężki trening, więc radzę się
wyspać.
Po tych słowach wyszła
z kuchni, nawet nie zaszczycając ich spojrzeniem. Przez kilkanaście długich
sekund nikt się nie ruszył. Dopiero Akashi, gdy jako pierwszy otrząsnął się po
usłyszanej wcześniej legendzie, postawił wszystkich do pionu.
- Myślę, że Shintarou
ma rację – odezwał się. – Duchów nie ma, więc nie mamy się czym przejmować.
Ledwo wypowiedział te
słowa, w pensjonacie zgasło światło. Kise pisnął, jeszcze mocniej przylegając
do lekko poirytowanego tym Aomine.
- Oi, oi, to nie jest
śmieszne – mruknął Takao.
- W szafce są latarki
– odezwał się Hyuga.
Kiedy udało im się
dojść do konkretnej szuflady, znaleźli osiem zbawiennych dla nich przedmiotów. Natychmiast
je włączyli, świecąc dokładnie po całej kuchni.
- Proponuję trzymać
się w kupie i ostrożnie dojść do pokojów – szepnął Himuro.
Wyszli z
pomieszczenia, wypychając na przód coraz bardziej zirytowanego Aomine, przy
czym cały czas świecili naokoło latarkami.
- Ej… - zatrzymał się
nagle Kise, wskazując na podłogę. – Co to jest?
Kilka metrów dalej, na
drewnianym panelu, widoczna była czerwona plama. Ku ich przerażeniu, całkiem
świeża. Kagami tak zbladł, że sam mógłby robić za ducha.
- Aominecchi, chodźmy
stąd – szepnął Ryouta, czując, że zaraz dostanie gwałtownych palpitacji, jeśli
nie położy się w bezpiecznym dla siebie futonie.
Całą grupą
przemierzali korytarz, który nagle zrobił się jakoś dziwnie straszny i ciemny. Nikt
się nie odzywał, za to każdy wyczuwał wiszące w powietrzu napięcie i pewnego
rodzaju lęk. To głupi żart czy naprawdę w pensjonacie grasuje duch, o którym
opowiadał staruszek? Kiedy mijali pokój Riko i Momoi, różowo włosa gwałtownie
się zatrzymała.
- Dai – chan –
powiedziała, zbliżając się do przyjaciela. – Ja tam sama nie wejdę – szepnęła.
- Przecież tam jest
trenerka – mruknął. Mimo wszystko złapał dziewczynę za rękę i otworzył drzwi do
jej pokoju.
Po chwili w
pensjonacie dało się słyszeć głośny krzyk Satsuki. Wszyscy, jak na zawołanie,
weszli do chwilowej damskiej sypialni, ale nigdzie nie zauważyli Aidy.
Dostrzegli za to kolejną czerwoną plamę na podłodze, a dodatkowo kilka rzeczy,
które powinny stać równo na półce, walało się po podłodze, wprawiając
koszykarzy w jeszcze większe przerażenie.
- Gdzie ona jest? –
szepnął Izuki.
- Może po prostu
wyszła do toalety. – Hyudze tak głos drżał, że nikt mu nie uwierzył.
- D-D… - zaczął się
jąkać Kise, jeszcze mocniej ściskając ramię Aomine.
- Co ty tam
mamroczesz? – mruknął Daiki, coraz bardziej będąc zaniepokojonym całą sytuacją.
- D-D-Du… uch! –
pisnął Ryouta, palcem wskazując jedną ze ścian pokoju.
Wszyscy, jak na zawałowanie spojrzeli w tamtą
stronę. Ukazała im się cała biała postać, lewitująca nad podłogą. Koszykarze
zamarli, z otępieniem wpatrując się w widmo. Otrząsnęli się dopiero wtedy, gdy
duch wyciągnął w ich stronę kościstą dłoń. Z wrzaskiem wybiegli z pokoju,
prawie się przy tym nawzajem taranując. Biegli na oślep przez kilkanaście
sekund, po czym zamknęli się w jakimś pomieszczeniu i wcisnęli w najbardziej
odległy od drzwi kąt. Nikt się nie odzywał, za to słychać było ich nerwowe
oddechy.
- Co… Co powinniśmy
zrobić? – szepnął Takao, starając się jeszcze bardziej schować za Midorimą.
- I co z Riko? – dodał
Kiyoshi. – Przecież nie możemy jej tak samej zostawić.
- A może ona już nie
żyje? – Daiki próbował odsunąć od siebie przerażonego Kise.
- Nie mów tak! – Hyuga
podniósł lekko głos. – Ona musi…!
Midorima zakrył mu
usta ręką, gdy na korytarzu dało się słyszeć skrzypienie podłogi. Wszyscy
wstrzymali oddech, natychmiast wyłączając latarki. Trupią bladość Kise i
Kagamiego można było zobaczyć z odległości kilku metrów, a kropelki potu
spływające po karkach i twarzach koszykarzy wydawały się być ogromnym
wodospadem, którego szum zaraz zdradzi ich kryjówkę. Dopiero kiedy skrzypienie
ucichło, westchnęli z ulgą..
- Trzeba stąd jakoś
wyjść – odezwał się Himuro. – To nie może być aż tak skomplikowane.
- Przecież to się w
ogóle nie powinno wydarzyć – mruknął zamyślony Akashi. – To niemożliwe, by
duchy istniały.
- Przecież sam
widziałeś! – sarknął Takao. – Nikt nie jest tak chudy i blady, by wyglądać jak
tamta zjawa.
Wtedy właśnie
usłyszeli ciche szeleszczenie dochodzące z przeciwległego kąta pokoju. Nerwowo
spojrzeli w tamtą stronę i zauważyli zarys czyjejś sylwetki.
- Tetsu…? – zaczął z
nadzieją w głosie Aomine.
- Siedzę obok ciebie,
Aomine – kun – odezwał się Kuroko, przyprawiając tym całą grupę o stan
przedzawałowy.
- Ty cholerny diable…!
– warknął Daiki. Zaraz jednak coś sobie uświadomił. – Skoro ty jesteś tu…
- … to kto stoi tam? –
Dokończył szeptem Kagami.
Himuro, drżącą ręką,
włączył latarkę i poświecił w miejsce, gdzie powinna znajdować się ta postać,
ale niczego nie zauważył.
- Może to tylko
przewidzenia – szepnął Midorima, poprawiając okulary.
Gdy jednak Tatsuya
wyłączył światło, zarys ludzkiej sylwetki był jeszcze bardziej widoczny niż
wcześniej. Spróbował ponownie włączyć reflektor, a następnie szybko go zgasił,
jednak sytuacja się powtórzyła.
- Proponuję wiać –
szepnął blady jak ściana Kagami.
Nikomu nie trzeba było
dwa razy powtarzać. Wszyscy zerwali się na równe nogi i, krzycząc, wybiegli z
pokoju. Po drodze jednak część osób skręciła w lewo, inni w prawo, tym samym
powodując rozdzielenie grupy. Na początku nikt się tym nie przejął, próbując
wybiec z tego przerażającego pensjonatu. Drużyna, w której był Aomine, dobiegła
do drzwi wyjściowych, jednak ku ich wielkiemu przerażeniu, nie dało się ich
otworzyć.
- Co to, kurwa, ma
być?! – warknął Daiki, siłując się z klamką. – To nie jest śmieszne… Naprawdę
nie jest!
Kise, wciąż
przylepiony do niego jak rzep do psiego ogona, wyglądał sto razy gorzej niż
normalnie. Nogi pod nim drżały, był blady i wyglądał tak, jakby nie mógł się
zdecydować czy lepiej zemdleć, czy płakać. Stojący tuż za nimi Kagami ciągle
rozglądał się nerwowo wokół, a Takao starał się opanować dygotanie całego
ciała.
- Zgubiliśmy resztę –
szepnął Izuki, świecąc na pusty korytarz.
- Świetnie – mruknął
Aomine, będąc nie dość że przestraszonym, to jeszcze wkurwionym do granic
możliwości.
- Chodźmy do tylnych
drzwi wyjściowych, może będą otwarte. – Podsunął pomysł Himuro.
Ledwo zrobili dwa
kroki, a usłyszeli przeraźliwy wrzask drugiej części grupy. Natychmiast
zamarli, uważnie wsłuchując się w dziwną ciszę, która nastała po wcześniejszym
krzyku. Zaczęli iść do wyznaczonego przed Tatsuyę celu, jednak ani na chwilę
nie tracili koncentracji. Na końcu korytarza dostrzegli jasne przebłyski, więc
skierowali się w tamtą stronę, będąc przekonani, że to zagubieni koszykarze. Gdy
jednak światło nagle zgasło, uśmiechy na ich twarzach zamieniły się w jeszcze
większe niż do tej pory przerażenie. Po chwili zza rogu wyłoniła się biała
zjawa i wyciągnęła ku nim swoje kościste dłonie. Kise już psychicznie nie
wytrzymał i dosłownie wskoczył zaskoczonemu Aomine na ręce. Zerwali się do
ucieczki, nawet nie myśląc o oglądaniu się za siebie. Biegnący na przedzie
Kagami oświetlał drogę, Izuki pomagał mu w tym trzymaną w dłoni latarką, a
zamykający pochód Himuro od czasu do czasu rozglądał się na boki. Nagle Kagami
na coś wpadł i z głośnym hukiem wylądował z tym czymś na podłodze. Już miał
zamiar zacząć okładać to pięściami, gdy okazało się, że leży na nim Midorima. Okularnik
podniósł się w tempie ekspresowym i otrzepał z niewidzialnego kurzu.
- O, jesteście! – Hyuga
skierował promień światła na pobladłego Kise, uwieszonego na szyi swojego
przyjaciela. – Też to widzieliście?
- Drzwi frontowe są
zamknięte – mruknął Izuki. – Szliśmy właśnie do tych tylnych.
- Nie ma po co –
odezwał się Kiyoshi. – Ciężko mi to mówić, ale one również się nie otwierają.
Kagami wyglądał tak,
jakby miał zacząć płakać, a wszyscy pozostali pobledli. Jedynie Kuroko zachował
swój standardowy poker face.
- Zginiemy tutaj! –
jęknął Ryouta, a po chwili wylądował na podłodze, gdyż podtrzymujący go do tej
pory Aomine najwyraźniej ocknął się z szoku i gdy zobaczył, na co Kise sobie
pozwala, postanowił go przywrócić do rzeczywistości.
- Trzeba wyjść oknem –
powiedział Himuro, siląc się na opanowany ton głosu.
- Duże okno było w
salonie. – Przypomniał sobie Akashi.
Zanim ruszyli, Momoi
przytuliła się do Tetsuyi, a Ryouta ponownie spróbował uwiesić się na ramieniu
Daikiego, ale gdy tylko Aomine zaszczycił go swoim słynnym spojrzeniem
,,Dotknij mnie, a cię zabiję”, chwilowo z tego pomysłu zrezygnował. Nie zamierzał
się jednak odsunąć od asa Touou na odległość większą niż piętnaście
centymetrów.
- A pomyśleć, że
ostatnio narzekałem na nudę – westchnął Takao. – Teraz mam już dość i naprawdę
wolę szkołę.
- Zamknij się, Bakao –
wtrącił się Midorima. – To wszystko musi mieć logiczne wyjaśnienie.
- Ta, po prostu duch
tego szalonego byłego właściciela nas nie lubi – odburknął w odpowiedzi
Kazunari.
Gdy doszli do salonu,
ostrożnie uchylili drewniane drzwi. Aomine pierwszy został wepchnięty do
środka, za co zmroził spojrzeniem Kagamiego. As Touou rozejrzał się po
pomieszczeniu, a po chwili poczuł, jak ktoś ciągnie go za koszulkę.
- Aominecchi – zaczął
Ryouta. – Może… - Nie dokończył, gdyż z jego gardła wydobył się dźwięk godny
najbardziej przerażonej nastolatki świata, która dowiedziała się o śmierci
swojego idola. Albo po prostu taki, który przypominał pisk fanek modela.
Wszyscy podskoczyli i
zaczęli się rozglądać wokół. Dopiero kiedy Aomine zdjął z głowy Kise kawałek
zimnego materiału, wrzaski blondyna ucichły.
- Przebacz mi –
odezwał się Daiki po chwili ciszy. Koszykarze spojrzeli na niego z
niezrozumieniem. – Tak jest tu napisane – mruknął, podając nowe znalezisko
Akashiemu.
- To wygląda na
kawałek koszuli – powiedział nieco zaskoczony Seijurou.
Przeeeeeebaaaacz miiiiiii!
Na ten straszliwy,
głośny jęk odruchowo się skulili. Kise, totalnie olewając wcześniejsze
ostrzegawcze spojrzenie Aomine, najzwyczajniej w świecie przyczepił się do jego
ramienia i nie wyglądało na to, żeby miał zamiar je w najbliższym czasie
puścić. Kagami, jeszcze bardziej blady niż wcześniej, położył rękę na barku
Himuro, chcąc się za nim jakoś schować. Takao, przerażony do granic możliwości,
uczepił się bluzy Midorimy i z paniką w oczach zaczął się rozglądać po salonie.
Murasakibara z wrażenia aż upuścił torebkę pocky, a Hyuga głośno przełknął
ślinę. Akashi, gdy pierwszy szok już minął, zmrużył groźnie oczy i krzyknął:
- Kim jesteś?! Pokaż
się!
Nastała chwila ciszy.
Przeeeeeeeebaaaaacz miiiiiiiii!
Duch najwyraźniej nie
miał zamiaru odpowiadać na pytanie Seijurou, za to postanowił przyprawić
koszykarzy o chwilowy zgon. Jego jęk był jeszcze głośniejszy i jeszcze bardziej
przerażający niż wcześniej.
- M-Może lepiej nie
wchodzić z nim w konwersacje? – Zaproponował Furihata, trzęsąc się jak
galareta.
Wtedy wszyscy poczuli
nieprzyjemny, chłodny powiew. Spojrzeli w stronę okna, a tam ponownie ujrzeli
białą zjawę. Na chwilę zamarli, wytrzeszczając na nią w przerażeniu oczy.
- Mam tego, kurwa,
dosyć! – wrzasnął nagle Aomine, biorąc do ręki najbliżej stojący wazon. Rzucił
nim w ducha i najwyraźniej nie było to widmo odporne na rzeczy materialne, bo
po chwili jedna z jego dwóch kościstych rąk wylądowała na podłodze. – Huh? –
Daiki wyglądał na totalnie zszokowanego, zresztą jak cała reszta grupy.
- A jednak atrapa –
odezwał się Akashi i podszedł do zjawy. Dotknął jej drugiego ramienia, a po
chwili mocno za nie szarpnął.
Białe prześcieradło
spadło z dużego balonu, do którego przymocowane były ręce legendarnego ducha.
Koszykarze wpatrywali się w to w totalnym osłupieniu, nie mogąc wydusić z
siebie ani jednego słowa.
- Więc… - Ciszę
przerwał Kiyoshi. – Daliśmy się nabrać – stwierdził, jakby inni nie zdążyli się
już zorientować.
- Cały czas baliśmy
się prześcieradła? – jęknął Takao.
Po chwili w salonie dało się słyszeć głośny
śmiech. Zszokowani gracze spojrzeli na staruszka, który stał w drzwiach,
trzymając w ręku niewielki głośnik.
- Ty… - zaczął wrogo
Aomine.
- To był nasz wspólny
pomysł. – Zza ramienia właściciela wyłoniła się znajoma postać.
- Riko?! – wykrzyknął
zdumiony Hyuga. – Ale… Ale… - zająkał się.
- Ostatnio
narzekaliście na nudę i mało rozrywki, więc porozmawiałam z panem Oharą –
wskazała palcem staruszka – i wspólnie uzgodniliśmy cały plan. Spokojnie,
wszelkie czerwone plamy były sztuczne, ducha też nie było. To tylko taki
dodatkowy bajer do opowieści.
Koszykarzom szczęki
opadły. Niektórzy wyglądali tak, jakby się mieli rozpłakać, inni z kolei jakby
się ze wstydu chcieli zapaść pod ziemię. Aomine najchętniej zamordowałby ową
dwójkę, która w tak haniebny sposób postanowiła ich ,,rozerwać”. Kise natomiast
usiadł na podłodze i nakrył rękami głowę, chcąc się chyba ukryć przez
roześmianym spojrzeniem trenerki Seirin.
- Nigdy więcej nie
pojadę na taki obóz – mruknął tylko.
~~~~~
Kto na początku myślał, że duchem będzie Kuroko? ;P