piątek, 2 marca 2018

Duch

YOŁ, człowieki! :D
Dziś mam dla was takie nie za długie cuś ;P

Sporo czasu minęło od poprzedniego wpisu, ale zawsze coś jest! To już postęp :D
Nie będę was zanudzać, tylko od razu życzę miłego czytania ;*
Z góry przepraszam za wszelkie błędy, ale nie miałam okazji dokładnie sprawdzić ;P

Ps. Życzcie mi powodzenia na jutrzejszych jazdach xD Już mam którąś z kolei godzinę i muszę przyznać, że prowadzenie samochodu jest fajne :D


_____________________________________________________________________________________




                                                     DUCH


  

    Cała drużyna Seirin, wraz z Pokoleniem Cudów, Takao, Himuro oraz Momoi siedziała w kuchni i rozmawiała o ostatnio rozegranym meczu sparingowym. W tym czasie Riko robiła kolację dla młodych koszykarzy. Nieświadomi zagrożenia członkowie Tęczy z wyczekiwaniem wpatrywali się w garnki i narzekali, że są głodni. Seirin za to miało zupełnie inne podejście - modliło się, by potrawa przygotowana przez Riko, była choćby w najmniejszym stopniu zjadliwa.
 - A najlepsze było, jak Kagami się potknął i upadł! – Zaśmiał się Aomine, przypominając sobie sytuację sprzed kilkunastu minut.
 - Zamknij się, draniu! – Żyłka na czole Taigi zaczęła pulsować. – T-To był tylko wypadek! – Wskazał na niego palcem. – Jutro ty będziesz leżał!
 - Dobry żart, Bakagami. – Prychnął Daiki, spoglądając na niego wzrokiem ,,Jedynym, który może mnie pokonać, jestem ja sam”.
 - Rany, wy znowu swoje – jęknął Kise, z dezaprobatą kręcąc głową. – Poza tym, Kagamicchi – posłał asowi Seirin wyzywające spojrzenie. – jutro ja gram z Aominecchim.
 - Ta, jeszcze się o mnie pobijcie – mruknął ciemnoskóry, wywracając przy tym oczami.
 Kagami już chciał mu odpowiedzieć, ale na kuchennym stole Riko postawiła garnek z przygotowaną własnoręcznie potrawą. Kilku członków Seirin zzieleniało na twarzy na sam widok tego czegoś. Kiedy Aida wszystkim nałożyła równą porcję, w pomieszczeniu nastała cisza. Koszykarze z drużyny Kuroko rzucali sobie dyskretne spojrzenia i zastanawiali się, jak wygonić się Riko z kuchni, by szybko pozbyć się swojej kolacji.
 - No to smacznego! – Zawołał nagle Kise i zabrał się za jedzenie.
 Gdy wziął do buzi pierwszą łyżkę, wszyscy z uwagą się z niego wpatrywali. Po chwili Ryouta zrobił się na twarzy cały zielony, a sekundę później leżał już na ziemi.
 - Kise! – zawołał Hyuga i natychmiast do niego podbiegł.
 - Cóż, kiedyś musiało do tego dojść – mruknął Aomine, wzruszając przy tym ramionami. – To dopiero sensacja! Młody model otruł się na obozie treningowym – prychnął, patrząc na wciąż nieprzytomnego Kise.
 - Biedny… - westchnął Izuki. – Zginąć tak okrutną śmiercią…
 - Riko – odezwał się nagle Kiyoshi. – Czego ty tam dodałaś?
 - Tylko trochę protein i witamin – mruknęła trenerka Seirin, widocznie zaskoczona zaistniałą sytuacją.
 Kiedy Ryouta doszedł do siebie, spojrzał z niesmakiem na swoją porcję i zebrało mu się na wymioty. Z pomocą Hyugi usiadł z powrotem obok Aomine i odsunął od siebie miskę z czymś, co przypominało zupę.
 - Kagami – odezwał się Koganei. – Ugotuj nam coś, bo inaczej zginiemy z głodu!
 - Ja też mogę wam coś ugotować! – Momoi wstała z zamiarem pójścia do kuchni, ale Aomine skutecznie ją zatrzymał.
 - Ty masz zakaz zbliżania się do garnków! – Usadził ją ponownie na jej miejscu.
 - Dai – chan, to było niemiłe! – Skrzyżowała ramiona pod biustem.
 - Momocchi – zaczął Ryouta. – Bez urazy, ale Aominecchi ma rację.
 - Okrutni! – jęknęła Satsuki, wydymając z niezadowoleniem policzki.
 W tym czasie Kagami poszedł do kuchni i zajął się robieniem curry, a zdołowana Riko usiadła obok próbującego ją pocieszyć Kiyoshiego. Kilkanaście minut później kolacja była gotowa, a zadowoleni koszykarze spałaszowali ją w czasie krótszym niż minuta.
 - O tak. – Daiki poklepał się po brzuchu. – Tego mi właśnie było trzeba.
 - Ne, Aominecchi, może wieczorne one-on-one? – Zaproponował Ryouta, popijając curry szklanką wody.
 As Touou nie zdążył odpowiedzieć, gdyż w drzwiach stanął właściciel pensjonatu. Był to starszy już człowiek, z widoczną siwizną na głowie, aczkolwiek jego młode, figlarne oczy odejmowały mu nieco lat.
 - Witam, nie chciałem przeszkadzać – odezwał się, obrzucając koszykarzy wzrokiem. – Pragnę tylko poinformować, że gdyby państwo usłyszeli w nocy dziwne wycie i jęki, to proszę się tym nie przejmować.
 - W-Wycie? – wyjąkał Kagami, od razu blednąc.
 - W tych okolicach krąży pewna legenda o duchu dawnego właściciela – powiedział cicho staruszek.
 - D-Duch?! – Tym razem to Kise pobladł.
 - Nie słyszeliście o niej? – Mężczyzna zajął wolne miejsce przy stole i przez chwilę milczał.
 - Niech nam pan opowie. – Hyuga zaczął się w niego z uwagą wpatrywać.
 - Niech więc będzie. – Siwowłosy skinął głową, splótł dłonie i wziął głęboki wdech. – Wszystko zaczęło się kilkadziesiąt lat temu, gdy dawna właścicielka, pani Soari, pokłóciła się z mężem. Ich kłótnia była tak zacięta, że nikt wolał nie wchodzić do ich pokoju, by przypadkiem nie stracić pracy lub, co gorzej, życia. – Zrobił pauzę, obrzucając słuchaczy wzrokiem. – Pan Soari był znany z wybuchowego charakteru i czasem zdarzało mu się podnieść rękę na któregoś ze służących. Tamtego dnia również kogoś uderzył. – Zamknął na chwilę oczy. – Tym razem jednak ofiarą była jego żona. Kobieta zachwiała się, a pech chciał, że stała akurat przy oknie, więc gdy z niego wypadła, nie miała się czego złapać. Biedaczka spadła na ogrodowe kamienie, natychmiast skręcając sobie kark. – Kise, słysząc to, odruchowo objął ramię Aomine. Daiki był jednak zbyt zaciekawiony opowieścią, by zwrócić na to uwagę. – Jej mąż był w takim szoku, że kilka dni później popełnił samobójstwo. Wcześniej jednak zostawił na stoliku pewien list. – Znów kolejna pauza. Wzbudził tym w słuchaczach jeszcze większą ciekawość. – Napisał w nim, że spędzi w tym pensjonacie tyle lat, ile trzeba, dopóki nie uzyska przebaczenia żony. Niektórzy goście skarżyli się, że czasem, właśnie w tym miesiącu, słyszeli jakieś zawodzenie i wycie. Widocznie pani Soari do tej pory nie wybaczyła mężowi.
 W kuchni zapadła cisza. Kise wciąż ściskał ramię Aomine, Kagami wyglądał jakby miał zaraz zemdleć, kilku graczy Seirin przełknęło głośno ślinę, a Midorima poprawił wyćwiczonym ruchem swoje okulary.
 - Nonsens – odezwał się. – Duchy nie istnieją.
 - Ja tylko powtarzam legendę. – Staruszek wstał. – Mimo wszystko sądzę, że czasem naprawdę coś się tu dzieje. – Powiedział to takim tonem, że Taiga jeszcze bardziej zbladł. – Po prostu chciałem was poinformować. – Podszedł do wyjścia. – Dobrej nocy. – Uśmiechnął się lekko na pożegnanie, a następnie wyszedł z kuchni, zostawiając w niej oniemiałych koszykarzy.
 - Jak po takiej opowieści mógł nam życzyć dobrej nocy? – szepnął Takao.
 - Proponuję iść spać i się tym nie przejmować. – Riko podniosła się ze swojego miejsca i spojrzała na wszystkich hardym wzrokiem. – Jutro czeka was ciężki trening, więc radzę się wyspać.
 Po tych słowach wyszła z kuchni, nawet nie zaszczycając ich spojrzeniem. Przez kilkanaście długich sekund nikt się nie ruszył. Dopiero Akashi, gdy jako pierwszy otrząsnął się po usłyszanej wcześniej legendzie, postawił wszystkich do pionu.
 - Myślę, że Shintarou ma rację – odezwał się. – Duchów nie ma, więc nie mamy się czym przejmować.
 Ledwo wypowiedział te słowa, w pensjonacie zgasło światło. Kise pisnął, jeszcze mocniej przylegając do lekko poirytowanego tym Aomine.
 - Oi, oi, to nie jest śmieszne – mruknął Takao.
 - W szafce są latarki – odezwał się Hyuga.
 Kiedy udało im się dojść do konkretnej szuflady, znaleźli osiem zbawiennych dla nich przedmiotów. Natychmiast je włączyli, świecąc dokładnie po całej kuchni.
 - Proponuję trzymać się w kupie i ostrożnie dojść do pokojów – szepnął Himuro.
 Wyszli z pomieszczenia, wypychając na przód coraz bardziej zirytowanego Aomine, przy czym cały czas świecili naokoło latarkami.
 - Ej… - zatrzymał się nagle Kise, wskazując na podłogę. – Co to jest?
 Kilka metrów dalej, na drewnianym panelu, widoczna była czerwona plama. Ku ich przerażeniu, całkiem świeża. Kagami tak zbladł, że sam mógłby robić za ducha.
 - Aominecchi, chodźmy stąd – szepnął Ryouta, czując, że zaraz dostanie gwałtownych palpitacji, jeśli nie położy się w bezpiecznym dla siebie futonie.
 Całą grupą przemierzali korytarz, który nagle zrobił się jakoś dziwnie straszny i ciemny. Nikt się nie odzywał, za to każdy wyczuwał wiszące w powietrzu napięcie i pewnego rodzaju lęk. To głupi żart czy naprawdę w pensjonacie grasuje duch, o którym opowiadał staruszek? Kiedy mijali pokój Riko i Momoi, różowo włosa gwałtownie się zatrzymała.
 - Dai – chan – powiedziała, zbliżając się do przyjaciela. – Ja tam sama nie wejdę – szepnęła.
 - Przecież tam jest trenerka – mruknął. Mimo wszystko złapał dziewczynę za rękę i otworzył drzwi do jej pokoju.
 Po chwili w pensjonacie dało się słyszeć głośny krzyk Satsuki. Wszyscy, jak na zawołanie, weszli do chwilowej damskiej sypialni, ale nigdzie nie zauważyli Aidy. Dostrzegli za to kolejną czerwoną plamę na podłodze, a dodatkowo kilka rzeczy, które powinny stać równo na półce, walało się po podłodze, wprawiając koszykarzy w jeszcze większe przerażenie.
 - Gdzie ona jest? – szepnął Izuki.
 - Może po prostu wyszła do toalety. – Hyudze tak głos drżał, że nikt mu nie uwierzył.
 - D-D… - zaczął się jąkać Kise, jeszcze mocniej ściskając ramię Aomine.
 - Co ty tam mamroczesz? – mruknął Daiki, coraz bardziej będąc zaniepokojonym całą sytuacją.
 - D-D-Du… uch! – pisnął Ryouta, palcem wskazując jedną ze ścian pokoju.
  Wszyscy, jak na zawałowanie spojrzeli w tamtą stronę. Ukazała im się cała biała postać, lewitująca nad podłogą. Koszykarze zamarli, z otępieniem wpatrując się w widmo. Otrząsnęli się dopiero wtedy, gdy duch wyciągnął w ich stronę kościstą dłoń. Z wrzaskiem wybiegli z pokoju, prawie się przy tym nawzajem taranując. Biegli na oślep przez kilkanaście sekund, po czym zamknęli się w jakimś pomieszczeniu i wcisnęli w najbardziej odległy od drzwi kąt. Nikt się nie odzywał, za to słychać było ich nerwowe oddechy.
 - Co… Co powinniśmy zrobić? – szepnął Takao, starając się jeszcze bardziej schować za Midorimą.
 - I co z Riko? – dodał Kiyoshi. – Przecież nie możemy jej tak samej zostawić.
 - A może ona już nie żyje? – Daiki próbował odsunąć od siebie przerażonego Kise.
 - Nie mów tak! – Hyuga podniósł lekko głos. – Ona musi…!
 Midorima zakrył mu usta ręką, gdy na korytarzu dało się słyszeć skrzypienie podłogi. Wszyscy wstrzymali oddech, natychmiast wyłączając latarki. Trupią bladość Kise i Kagamiego można było zobaczyć z odległości kilku metrów, a kropelki potu spływające po karkach i twarzach koszykarzy wydawały się być ogromnym wodospadem, którego szum zaraz zdradzi ich kryjówkę. Dopiero kiedy skrzypienie ucichło, westchnęli z ulgą..
 - Trzeba stąd jakoś wyjść – odezwał się Himuro. – To nie może być aż tak skomplikowane.
 - Przecież to się w ogóle nie powinno wydarzyć – mruknął zamyślony Akashi. – To niemożliwe, by duchy istniały.
 - Przecież sam widziałeś! – sarknął Takao. – Nikt nie jest tak chudy i blady, by wyglądać jak tamta zjawa.
 Wtedy właśnie usłyszeli ciche szeleszczenie dochodzące z przeciwległego kąta pokoju. Nerwowo spojrzeli w tamtą stronę i zauważyli zarys czyjejś sylwetki.
 - Tetsu…? – zaczął z nadzieją w głosie Aomine.
 - Siedzę obok ciebie, Aomine – kun – odezwał się Kuroko, przyprawiając tym całą grupę o stan przedzawałowy.
 - Ty cholerny diable…! – warknął Daiki. Zaraz jednak coś sobie uświadomił. – Skoro ty jesteś tu…
 - … to kto stoi tam? – Dokończył szeptem Kagami.
 Himuro, drżącą ręką, włączył latarkę i poświecił w miejsce, gdzie powinna znajdować się ta postać, ale niczego nie zauważył.
 - Może to tylko przewidzenia – szepnął Midorima, poprawiając okulary.
 Gdy jednak Tatsuya wyłączył światło, zarys ludzkiej sylwetki był jeszcze bardziej widoczny niż wcześniej. Spróbował ponownie włączyć reflektor, a następnie szybko go zgasił, jednak sytuacja się powtórzyła.
 - Proponuję wiać – szepnął blady jak ściana Kagami.
 Nikomu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wszyscy zerwali się na równe nogi i, krzycząc, wybiegli z pokoju. Po drodze jednak część osób skręciła w lewo, inni w prawo, tym samym powodując rozdzielenie grupy. Na początku nikt się tym nie przejął, próbując wybiec z tego przerażającego pensjonatu. Drużyna, w której był Aomine, dobiegła do drzwi wyjściowych, jednak ku ich wielkiemu przerażeniu, nie dało się ich otworzyć.
 - Co to, kurwa, ma być?! – warknął Daiki, siłując się z klamką. – To nie jest śmieszne… Naprawdę nie jest!
 Kise, wciąż przylepiony do niego jak rzep do psiego ogona, wyglądał sto razy gorzej niż normalnie. Nogi pod nim drżały, był blady i wyglądał tak, jakby nie mógł się zdecydować czy lepiej zemdleć, czy płakać. Stojący tuż za nimi Kagami ciągle rozglądał się nerwowo wokół, a Takao starał się opanować dygotanie całego ciała.
 - Zgubiliśmy resztę – szepnął Izuki, świecąc na pusty korytarz.
 - Świetnie – mruknął Aomine, będąc nie dość że przestraszonym, to jeszcze wkurwionym do granic możliwości.
 - Chodźmy do tylnych drzwi wyjściowych, może będą otwarte. – Podsunął pomysł Himuro.
 Ledwo zrobili dwa kroki, a usłyszeli przeraźliwy wrzask drugiej części grupy. Natychmiast zamarli, uważnie wsłuchując się w dziwną ciszę, która nastała po wcześniejszym krzyku. Zaczęli iść do wyznaczonego przed Tatsuyę celu, jednak ani na chwilę nie tracili koncentracji. Na końcu korytarza dostrzegli jasne przebłyski, więc skierowali się w tamtą stronę, będąc przekonani, że to zagubieni koszykarze. Gdy jednak światło nagle zgasło, uśmiechy na ich twarzach zamieniły się w jeszcze większe niż do tej pory przerażenie. Po chwili zza rogu wyłoniła się biała zjawa i wyciągnęła ku nim swoje kościste dłonie. Kise już psychicznie nie wytrzymał i dosłownie wskoczył zaskoczonemu Aomine na ręce. Zerwali się do ucieczki, nawet nie myśląc o oglądaniu się za siebie. Biegnący na przedzie Kagami oświetlał drogę, Izuki pomagał mu w tym trzymaną w dłoni latarką, a zamykający pochód Himuro od czasu do czasu rozglądał się na boki. Nagle Kagami na coś wpadł i z głośnym hukiem wylądował z tym czymś na podłodze. Już miał zamiar zacząć okładać to pięściami, gdy okazało się, że leży na nim Midorima. Okularnik podniósł się w tempie ekspresowym i otrzepał z niewidzialnego kurzu.
 - O, jesteście! – Hyuga skierował promień światła na pobladłego Kise, uwieszonego na szyi swojego przyjaciela. – Też to widzieliście?
 - Drzwi frontowe są zamknięte – mruknął Izuki. – Szliśmy właśnie do tych tylnych.
 - Nie ma po co – odezwał się Kiyoshi. – Ciężko mi to mówić, ale one również się nie otwierają.
 Kagami wyglądał tak, jakby miał zacząć płakać, a wszyscy pozostali pobledli. Jedynie Kuroko zachował swój standardowy poker face.
 - Zginiemy tutaj! – jęknął Ryouta, a po chwili wylądował na podłodze, gdyż podtrzymujący go do tej pory Aomine najwyraźniej ocknął się z szoku i gdy zobaczył, na co Kise sobie pozwala, postanowił go przywrócić do rzeczywistości.
 - Trzeba wyjść oknem – powiedział Himuro, siląc się na opanowany ton głosu.
 - Duże okno było w salonie. – Przypomniał sobie Akashi.
 Zanim ruszyli, Momoi przytuliła się do Tetsuyi, a Ryouta ponownie spróbował uwiesić się na ramieniu Daikiego, ale gdy tylko Aomine zaszczycił go swoim słynnym spojrzeniem ,,Dotknij mnie, a cię zabiję”, chwilowo z tego pomysłu zrezygnował. Nie zamierzał się jednak odsunąć od asa Touou na odległość większą niż piętnaście centymetrów.
 - A pomyśleć, że ostatnio narzekałem na nudę – westchnął Takao. – Teraz mam już dość i naprawdę wolę szkołę.
 - Zamknij się, Bakao – wtrącił się Midorima. – To wszystko musi mieć logiczne wyjaśnienie.
 - Ta, po prostu duch tego szalonego byłego właściciela nas nie lubi – odburknął w odpowiedzi Kazunari.
 Gdy doszli do salonu, ostrożnie uchylili drewniane drzwi. Aomine pierwszy został wepchnięty do środka, za co zmroził spojrzeniem Kagamiego. As Touou rozejrzał się po pomieszczeniu, a po chwili poczuł, jak ktoś ciągnie go za koszulkę.
 - Aominecchi – zaczął Ryouta. – Może… - Nie dokończył, gdyż z jego gardła wydobył się dźwięk godny najbardziej przerażonej nastolatki świata, która dowiedziała się o śmierci swojego idola. Albo po prostu taki, który przypominał pisk fanek modela.
 Wszyscy podskoczyli i zaczęli się rozglądać wokół. Dopiero kiedy Aomine zdjął z głowy Kise kawałek zimnego materiału, wrzaski blondyna ucichły.
 - Przebacz mi – odezwał się Daiki po chwili ciszy. Koszykarze spojrzeli na niego z niezrozumieniem. – Tak jest tu napisane – mruknął, podając nowe znalezisko Akashiemu.
 - To wygląda na kawałek koszuli – powiedział nieco zaskoczony Seijurou.
 Przeeeeeebaaaacz miiiiiii!
 Na ten straszliwy, głośny jęk odruchowo się skulili. Kise, totalnie olewając wcześniejsze ostrzegawcze spojrzenie Aomine, najzwyczajniej w świecie przyczepił się do jego ramienia i nie wyglądało na to, żeby miał zamiar je w najbliższym czasie puścić. Kagami, jeszcze bardziej blady niż wcześniej, położył rękę na barku Himuro, chcąc się za nim jakoś schować. Takao, przerażony do granic możliwości, uczepił się bluzy Midorimy i z paniką w oczach zaczął się rozglądać po salonie. Murasakibara z wrażenia aż upuścił torebkę pocky, a Hyuga głośno przełknął ślinę. Akashi, gdy pierwszy szok już minął, zmrużył groźnie oczy i krzyknął:
 - Kim jesteś?! Pokaż się!
 Nastała chwila ciszy.
 Przeeeeeeeebaaaaacz miiiiiiiii!
  Duch najwyraźniej nie miał zamiaru odpowiadać na pytanie Seijurou, za to postanowił przyprawić koszykarzy o chwilowy zgon. Jego jęk był jeszcze głośniejszy i jeszcze bardziej przerażający niż wcześniej.
 - M-Może lepiej nie wchodzić z nim w konwersacje? – Zaproponował Furihata, trzęsąc się jak galareta.
 Wtedy wszyscy poczuli nieprzyjemny, chłodny powiew. Spojrzeli w stronę okna, a tam ponownie ujrzeli białą zjawę. Na chwilę zamarli, wytrzeszczając na nią w przerażeniu oczy.
 - Mam tego, kurwa, dosyć! – wrzasnął nagle Aomine, biorąc do ręki najbliżej stojący wazon. Rzucił nim w ducha i najwyraźniej nie było to widmo odporne na rzeczy materialne, bo po chwili jedna z jego dwóch kościstych rąk wylądowała na podłodze. – Huh? – Daiki wyglądał na totalnie zszokowanego, zresztą jak cała reszta grupy.
 - A jednak atrapa – odezwał się Akashi i podszedł do zjawy. Dotknął jej drugiego ramienia, a po chwili mocno za nie szarpnął.
 Białe prześcieradło spadło z dużego balonu, do którego przymocowane były ręce legendarnego ducha. Koszykarze wpatrywali się w to w totalnym osłupieniu, nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa.
 - Więc… - Ciszę przerwał Kiyoshi. – Daliśmy się nabrać – stwierdził, jakby inni nie zdążyli się już zorientować.
 - Cały czas baliśmy się prześcieradła? – jęknął Takao.
  Po chwili w salonie dało się słyszeć głośny śmiech. Zszokowani gracze spojrzeli na staruszka, który stał w drzwiach, trzymając w ręku niewielki głośnik.
 - Ty… - zaczął wrogo Aomine.
 - To był nasz wspólny pomysł. – Zza ramienia właściciela wyłoniła się znajoma postać.
 - Riko?! – wykrzyknął zdumiony Hyuga. – Ale… Ale… - zająkał się.
 - Ostatnio narzekaliście na nudę i mało rozrywki, więc porozmawiałam z panem Oharą – wskazała palcem staruszka – i wspólnie uzgodniliśmy cały plan. Spokojnie, wszelkie czerwone plamy były sztuczne, ducha też nie było. To tylko taki dodatkowy bajer do opowieści.
 Koszykarzom szczęki opadły. Niektórzy wyglądali tak, jakby się mieli rozpłakać, inni z kolei jakby się ze wstydu chcieli zapaść pod ziemię. Aomine najchętniej zamordowałby ową dwójkę, która w tak haniebny sposób postanowiła ich ,,rozerwać”. Kise natomiast usiadł na podłodze i nakrył rękami głowę, chcąc się chyba ukryć przez roześmianym spojrzeniem trenerki Seirin.
 - Nigdy więcej nie pojadę na taki obóz – mruknął tylko.


~~~~~
 Kto na początku myślał, że duchem będzie Kuroko? ;P 






sobota, 10 lutego 2018

Trochę nowości + ,,Pijackie szaleństwo"

Witajcie, ludzie! :D

Tak, tak, wreszcie coś dodaję! :D Możecie się cieszyć i być ze mnie dumni, bo ja jestem z siebie mega dumna! ^^
Tęskniliście choć trochę? :3

Oto kilka wiadomości/nowości:

1. Jak widać zmieniłam wygląd bloga <3 Podoba się? *.*
2. Pracuję jeszcze nad dodaniem muzyki, ale mi jakiś durny błąd wyskakuje >.<
3. Sprawa dotyczy tego opka ,,Życie czasem płata figle" ( tak, kiedyś dawno takie tu się pojawiało xD ). Otóż nie będę go już kontynuować. Chcę za to wykorzystać z niego niektóre momenty do opka, które będzie się pojawiać zamiast niego - ,,Przeciwieństwo idealne" ( którego już kilka rozdziałów tu znajdziecie ;p ). Chcecie zatem bym tamto stare usunęła, czy je zostawić? Mi się ono osobiście nie bardzo podoba i jak teraz na nie patrzę, to... No jakoś go nie czuję :/ Ale chciałam was najpierw o zdanie spytać ;) Nowe jest według mnie lepsze ^^ przynajmniej ze strony technicznej, mam nadzieję ^^'
4. Wprawdzie nie piszę ostatnio za dużo, ale coś tam zdarzyło mi się gdzieś dopisać/napisać, także nie jest tak tragicznie ze mną xD
5. A że jestem aktualnie chora (durna grypa -.-), to ten tydzień nie idę do szkoły i postaram się znów coś dopisać :D
6. Postaram się co jakiś czas coś tu wstawiać, żeby tak pusto nie było, ale nie spodziewajcie się, że opka czy kolejne rozdziały będą się pojawiać jakoś bardzo często ;p
7. Podsumowując, STARAM SIĘ ,,ODWIESIĆ" bloga ;P
8. Taki macie krótki shocik w prezencie :D
9. A, i jeszcze chciałabym wam życzyć szczęśliwego nowego roku :D ( tak, wiem, nieco spóźnione xD )


_____________________________________________________________________________________________________

PIJACKIE SZALEŃSTWO!! :D - Czyli Pokolenie Cudów po alkoholu ;P




Kagami Taiga nie był zachwycony pojawieniem się niezapowiedzianych gości. Jego niechęć wzrosła jeszcze bardziej, gdy Aomine dobrał się do zapasu alkoholu. Próbował mu go zabrać, ale Daiki, jak to zwykle Daiki, zaczął się z nim wykłócać. Padały różne określenia, poczynając od niegościnnego głąba, a kończąc na zidiociałym, zboczonym wypierdku. Czerwonowłosy miał nadzieję, że Kuroko bądź Akashi każą asowi Touou przestać, ale ku jemu wielkiemu zdziwieniu, ci w najlepsze siedzieli na kanapie i popijali czerwone wino.
 Nie, to się nie dzieje…
 Taiga zbladł i szybko wbiegł do salonu, by im owy trunek zabrać, ale jedno surowe spojrzenie Akashiego i wyjęte przez niego nożyczki skutecznie sprawiły, że Kagami odpuścił. Wszedł do kuchni, by nalać sobie wody, ale nawet nie zdążył wyjąć szklanki, bo prawie dostał zawału. Midorima zajadał się kurczakiem, popijając go wyjętą z szafki wódką. Koszykarz z Seirin wrzasnął i wyrwał niezadowolonemu Midorimie butelkę z ręki.
 - Ej, nanodayo! – Zielonowłosy poprawił swoje okulary i rzucił mu obudzone spojrzenie. Spojrzał na niego lekko zamglonymi oczami i wyciągnął rękę po trunek.
  Chyba ma słabą głowę…
 Kagami już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale wtedy usłyszał głośny huk dochodzący z salonu. Odruchowo odstawił butelkę na blat i wbiegł do salonu. To, co tam zobaczył, sprawiło, że prawie przeszedł na tamten świat. Murasakibara siedział na przewróconym stoliku i popijał piwo, które musiał mu dać wcześniej Aomine.
 - Dawaj to! – Warknął Taiga, po czym odetchnął cicho z ulgą, gdy udało mu się wyrwać Atsushiemu butelkę z ręki.
 Między nimi zapadła cisza.
 - Gami – cin – odezwał się nagle fioletowowłosy, jakby dosłownie przed sekundą przypomniał sobie, z kim właśnie rozmawia. – Muro – chin mówił, że jesteś lepiej wychowany.
 - Ty mi tu nie wychodź z Tatsuyą! – Oburzył się Kagami.
 Chwilę później prawie umarł, gdy czerwone nożyczki przeleciały mu tuż przed oczami. Spojrzał przerażony na Akashiego, który właśnie kończył opróżniać kolejny kieliszek wina.
 - Zostaw go. – Rozkazał. – Skoro Atsushi chce się napić, to mu pozwól.
 Wzrok Akashiego mówił wyraźnie: albo oddasz mu butelkę, albo pożegnasz się z tym światem.
 Kagami wykonał rozkaz Seijurou, po czym wrócił zrezygnowany do kuchni, gdzie Midorima żalił się swojemu szczęśliwemu przedmiotowi, jakim był pluszowy miś.
 - I wtedy Takao zaczął się śmiać! – Shintarou otarł łzę, która spłynęła mu po policzku, i wziął kolejnego łyka wódki. – Mówię ci, on mnie w ogóle nie rozumie! – Zawył, waląc głową o stół.
 Będzie jutro siniak
  Kagami postanowił się dyskretnie wycofać, chcąc jak najszybciej zapomnieć o tym, co widział. Miał ochotę zamknąć się w sypialni, ale obawiał się, że jeśli zostawi w salonie pijanych koszykarzy, to ci zdemolują mu połowę domu.
 Kiedy tylko wszedł do salonu, zamarł. Kise tańczył na dywanie i co chwila popijał piwo. Przełączył kanał, a gdy na ESCE zaczęła się piosenka ,,Cake by the ocean”, Ryouta postanowił ujawnić swój talent wokalny i… Taiga musiał zatkać uszy. Blondyn był świetnym koszykarzem, dobrym modelem, ale wokalistą fatalnym. W dodatku mylił tekst i śpiewał poza rytmem. Raz tak machnął nogą, że stojący nieopodal Aomine prawie stracił nos. Zamiast jednak nawrzeszczeć na Kise, jak to miał w zwyczaju, objął go ramieniem i zaczął tańczyć razem z nim, drąc się przy tym w niebogłosy.
 Taiga miał dość. Tego już zdecydowanie za wiele. Jak poradzić sobie z pijanym Pokoleniem Cudów?
 Kagami nie zdążył wymyślić żadnego logicznego pomysłu, bo przechodzący obok Akashi stracił równowagę i poleciał na stojącą w pobliżu szafkę. Nie pozwolił sobie jednak pomóc, twierdząc, że zwykły plebs nie ma prawa dotykać swojego pana. Chwilę później poszedł do holu, by, jak stwierdził Taiga, wykłócać się z własnym odbiciem.
 - I właśnie dlatego… czk!... Jestem lepszy i …. Czk! – Seijurou złapał się za głowę i wpatrzył tępo w lustro. – No i czego się gapisz, marna podróbo mnie? – Syknął, unosząc nożyczki. – Taki odwasz… Czk! No, dawaj na solo!
 Gdyby tylko to wszystko nie działo się w jego domu, Kagami wybuchnąłby niepohamowanym śmiechem. Pijany Akashi warczący do własnego odbicia to naprawdę komiczny widok. Mimo swojego załamania, as Seirin miał ochotę wyjąć telefon i wszystko nagrać, ale przeszkodził mu Aomine, który uwiesił się na jego ramieniu, tym razem śpiewając ,,Havana”.
 - Ej, ej… - Spojrzał na Taigę zamglonym wzrokiem. – Ty jesteś jakby po części rudy, nie-e? Czk! – Upił kolejny łyk piwa, w ogóle nie zdając sobie sprawy ze spojrzenia, jakie posłał mu zdruzgotany Kagami. – Bo skoro masz takie kłaakiii, to… czk! … gdzieś tam jesteś rudy?
 Nie żeby Daiki był kiedykolwiek mistrzem logicznego myślenia, ale teraz jego logika wykraczała ponad wszelką możliwą skalę. Alkohol zdecydowanie źle na niego działał.
 - Ile ty już wypiłeś? – mruknął czerwonowłosy, próbując odsunąć od siebie natręta.
 - Ha? – Zarumienione policzki ciemnoskórego wystarczyły za odpowiedź.
 - Weź ty idź do Kise, sam teraz został na scenie – burknął, wskazując wyginającego się Ryoutę.
 Oj, gdyby Kagami ich teraz wszystkich nagrał, miałby później z tego ubaw po pachy. I przy okazji wściekłego Akashiego na karku, który prędzej czy później by się o tym dowiedział.
Taiga zerknął do kuchni, gdzie Midorima zasnął na stole ( dosłownie, cały się na nim położył! ), tuląc do siebie pluszowego misia. Czerwonowłosy westchnął przeciągle, litując się nad nim i okrywając go kocem wziętym z komody znajdującej się w holu. Musiał przy tym dyskretnie ominąć Akashiego, który wciąż wściekał się na własne odbicie, próbując przechytrzyć je na wszelkie możliwe sposoby.
 W salonie panował istny chaos. Ryouta zwinął się na dywanie, najwyraźniej przegrywając z nadmierną ilością alkoholu. Daiki ostatkiem sił dopijał kolejną butelkę, co chwila rechocząc z byle powodu. Murasakibara wpatrywał się tępo w ścianę i w kółko powtarzał jedno zdanie: ,,Gdzieś się podziały moje słoooodyyyycze?”. Chwilę później z holu dobiegł głuchy łomot. Kagami nie zdążył złapać Akashiego, który, wymęczony walką z własnym odbiciem, postanowił zrobić sobie nagłą drzemkę na środku przejścia.
 Rany… Bogowie, za co?
 Taiga ostrożnie wziął go na ręce, modląc się przy tym, by Seijurou się nie obudził, po czym położył go na kanapie i okrył kocem. To samo zrobił z Kise i Aomine, który położył się obok Ryouty, używając sobie jego ramienia jako poduszki. Największy problem stanowił Murasakibara. Koców już zabrakło, a on był tak wielki, że jeden nie byłby dla niego wystarczający. Kiedy jednak Kagami zobaczył, że Atsushi nakrył się swoją bluzą, postanowił go tak zostawić. Wyłączył telewizor i rozejrzał się po salonie – wszędzie panował totalny bajzel. Krzesła były poprzewracane, dywan przesunięty, stolik wywrócony, a poduszki porozrzucane po całym pokoju.
 - Ech. – Taiga odłożył pilota na szafkę i spojrzał z politowaniem na graczy Pokolenia Cudów.
 Wtedy w jego głowie pojawiło się jedno pytanie: gdzie jest Kuroko?
 Kagami w panice rozejrzał się po salonie, a gdy zobaczył otwarte drzwi od balkonu, zbladł. W ciągu sekundy wyszedł na balkon, ale nikogo tam nie zauważył.
 - Kuroko? – szepnął, nie chcąc obudzić żadnego z pijanych koszykarzy.
  Nikogo tam jednak nie było. As Seirin zajrzał do kuchni, łazienki, holu, a gdy nigdzie nie znalazł zguby, pozostała tylko jedna opcja.
 - Jeśli tak go nie będzie, dzwonię na policję – mruknął, naprawdę czując, że mu ciśnienie rośnie.
 Kiedy wszedł do swojej sypialni i zobaczył, że jest ona pusta, miał ochotę się rozpłakać.
 - Boże, a jeśli on wyskoczył przez balkon i leży gdzieś tam na trawie połamany? – Usiadł na łóżku i złapał się za głowę.
 Wtedy poczuł pod tyłkiem coś chudego i twardego.
 - Kagami-kun, siedzisz na mojej nodze.
 Kiedy Taiga usłyszał to zdanie, podskoczył i pisnął niczym kobieta, która zobaczyła pająka na ścianie.
 - Ty mały diable! – warknął, łapiąc go za głowę. – Byłeś tu cały czas?!
 - Ćśśś, Kagami-kun, obudzisz ich. – Tetsuya przyłożył palec do ust, w ogóle nie zrażony nagłym wybuchem złości swojego przyjaciela.
 - Nie jesteś w takim stanie jak oni? – As był z jednej strony zaskoczony, z drugiej jakby mu ulżyło.
 - Nie, nie piłem dużo. Akashi-kun za to ciągle sobie dolewał. A o reszcie już nie wspomnę.
 - Tia – mruknął Taiga. – Kilku naszych znajomych będzie miało jutro niezłego kaca. – Na jego ustach pojawił się złośliwy uśmieszek.

                                                                       ***

  - Kurwa, Kise! – Aomine walnął pięścią w drzwi łazienki, łapiąc się przy tym za brzuch. – Wpuść mnie!
 - Ciszej, Daiki – syknął Akashi, dotykając dłonią skroni.
 Midorima w tym czasie wymiotował do plastikowej miski, a Murasakibara leżał blady na kanapie, co chwila pojękując z bólu. Kuroko natomiast pomagał Kagamiemu w robieniu śniadania i co chwila wymieniał się z nim złośliwymi uśmieszkami.
 Byli pewni, że takie pijackie szaleństwo prędko się nie powtórzy.



I to by było na razie na tyle z mojej strony ;*
~Akina