JA ŻYJĘ! :D
Spokojnie, nie umarłam xD Nie spieszy mi się na tamten świat ;P
Po prostu najpierw miałam długi problem z laptopem, potem ferie, laptop w naprawie i dopiero w piątek go odzyskałam xD
Przybywam do was z nowym rozdziałem ,,Przeciwieństwa idealnego"! Cieszycie się? ^^
Nie będę długo gadać, nie chcę wam zabierać czasu ;P
Nie wiem, jak często będę tu cokolwiek wstawiać. Nauki dużo, a czasu wolnego niestety mniej :C Prawdopodobnie między opkami będą dość spore przerwy, ale spokojnie, bloga nie zawieszam! Nie planowałam tego ;P
A teraz życzę miłego czytania! ;*
_____________________________________________________________________________________
Kiedy wróciłam do domu, od razu zrzuciłam z siebie ubrania
i weszłam do łazienki wziąć zimny prysznic. Dzięki temu zmyłam z siebie pot i poczułam
się świeżo. Użyłam żelu do kąpieli o owocowym zapachu, a następnie nałożyłam na
twarz krem przeciw trądzikowi. Rozczesałam swoje włosy, zastanawiając się nad
tym, czemu są czerwone. Mało jest osób, które mają taki naturalny kolor włosów.
Wyjątkiem jestem ja, mój brat i Akashi Seijurou – kapitan Pokolenia Cudów. W
ogóle nasza szkolna drużyna koszykówki ma jeszcze dziwniejsze kłaki ode mnie –
zielone, fioletowe, granatowe, błękitne… Jedynie Kise ma normalną fryzurę. Cóż,
jak widać sławne gwiazdy muszą się czymś wyróżniać.
Padłam na łóżko i
wzięłam do ręki swoją komórkę. Zobaczyłam, że kilka minut temu dzwoniła do mnie
moja przyjaciółka z Ameryki, Alice. Pierwszy raz spotkałyśmy się na boisku do
siatkówki. Zapytała mnie, czy od dawna gram, a potem jakoś zaczęłyśmy gadać o
ulubionych siatkarzach, ważnych meczach i pozycji, na jakiej gramy. Od tamtej pory
ćwiczyłyśmy razem kilka razy w tygodniu, często wychodziłyśmy na spacery bądź babskie zakupy i przychodziłyśmy na swoje mecze. Jednak
odkąd wróciłam do Japonii, rozmawiamy rzadziej. Częściej piszemy na facebooku
bądź kontaktujemy się przez Skype’a, co niestety nie zawsze wypala – albo
problem z Internetem, albo któraś z nas nie ma czasu, albo jeszcze co innego. Muszę
przyznać, że trochę mi brakuje jej żartów. Na szczęście Katsumi też jest osobą
żartobliwą, więc w dużym stopniu przypomina mi Alice. Dzięki temu nie czuję się
taka samotna.
Oddzwoniłam. Alice odebrała po
trzech sygnałach. Nawet nie zdążyłam się odezwać, a ona już wykrzyknęła
radośnie moje imię. Odsunęłam telefon od ucha, by nie ogłuchnąć, po czym cicho
się roześmiałam. Ona nie musi robić nic specjalnego, by poprawić mi humor.
Zawsze tak było – rozśmieszała mnie nawet zwykłym prychnięciem.
Rozmawiałyśmy ponad pół godziny.
Opowiedziałam jej o decyzji trenera Nagamy, o treningu z Aomine, o Haizakim i o
Katsumi. Słuchała uważnie, a co jakiś czas zadawała mi pytania. W końcu
zapytała mnie o wygląd Daikiego i zażądała jego zdjęcia. Zawsze tak robiła –
wystarczyło, że spotkałam jakiegoś nowego chłopaka, a ona już chciała go
zobaczyć. Westchnęłam cicho i pobrałam z facebooka jego zdjęcia, a następnie je
jej wysłałam. Przez chwilę się nie odzywała, po czym usłyszałam jej głośne
,,Łał!”. Alice zaczęła nawijać o jego mięśniach, o tym, że jest wysoki i kazała
sobie mówić o jego umiejętnościach. Nie miałam siły na kolejny monolog, więc
usprawiedliwiłam się zmęczeniem po treningu i zakończyłam rozmowę. Westchnęłam
cicho, po czym odłożyłam telefon na komodę. Przykryłam się kołdrą, a twarz
wtuliłam w poduszkę. Oddałam się w ręce Morfeusza, a ten wepchnął mi w sen
piłkę do koszykówki.
***
Idąc do szkoły, słuchałam muzyki. Nie
zwracałam uwagi na mijanych ludzi. Szłam cały czas przed siebie, co jakiś czas
opuszczając materiał spódniczki. Czasem mi się wydaje, że ktoś, kto je szył,
jest naprawdę dużym zboczeńcem.
Jak Aomine.
Pokręciłam głową, chcąc wyrzucić go
z pamięci, po czym skręciłam w kolejną uliczkę. Zobaczyłam budynek szkoły, więc
przyspieszyłam nieco, mając nadzieję na uniknięcie głównego tłoku w szatni. Kiedy
przekraczałam bramę, wyjęłam słuchawki z uszu i schowałam je do torby.
- Bu! – Usłyszałam nagle i aż
podskoczyłam, piszcząc cicho. Usłyszałam znajomy śmiech, a po chwili spojrzałam
ze złością na stojącego za mną Aomine.
- Czyś ty oszalał?!
- Lubię cię denerwować. – Mrugnął do
mnie, po czym schował ręce do kieszeni i zaczął iść w stronę szkoły. –
Zostajesz tu?
- Czekam, aż przejdziesz –
warknęłam.
- Nie przesadzaj. – Podszedł do mnie
i chciał mnie złapać za rękę, ale odsunęłam się. – Rany, po co się tak
obrażasz? – Westchnął.
- Bo jesteś wkurzający.
Ominęłam go i skierowałam się w
stronę głównego wejścia. Otworzyłam drzwi i przeszłam przez nie, w ogóle nie
zwracając uwagi na idącego za mną Aomine. Ignorowałam go przez całą drogę do
szatni, aż w końcu nie wytrzymałam. Zatrzymałam się gwałtownie na środku korytarza,
a on cudem na mnie nie wpadł. Jego szczęście, bo gdyby się ze mną zderzył, to
już byłby martwy. Co z tego, że to by była moja wina?
- Możesz przestać? – Warknęłam,
powoli się do niego odwracając. – Łazisz za mną jak pies.
- Nie jak pies, tylko jak ktoś, kto
chce cię bliżej poznać. – Odwrócił lekko głowę.
- Po cholerę ci to?
- Znów się wkurzyłaś? – Spojrzał na
mnie z góry, a ja poczułam się… malutka. Nawet w Ameryce, gdzie byli ludzie wyżsi
od niego, nie czułam się tak, jak wtedy. Jego spojrzenie było tak intensywne,
że miałam ochotę odwrócić się i odejść, modląc się o to, by nie polazł za mną.
Nie zrobiłam tego. Twardo stałam dalej w jednym miejscu, a po chwili
zobaczyłam, jak jego oczy się śmieją. Nabija się ze mnie?! – Często zmieniasz
zachowania.
- Nikt ci nie każe za mną łazić. –
Usiadłam na ławce i zaczęłam grzebać w torbie, poszukując kluczyka od swojej
szafki.
- Czasem przypominasz mi Satsu.
- Satsu? – Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Kto to jest?
- Moja przyjaciółka. – Wyjął ręce z
kieszeni i podszedł do swojej szafki. Na moje nieszczęście znajdowała się
niebezpiecznie blisko mojej. – Na pewno ją kojarzysz. Różowe włosy i spore
cycki.
- Wystarczyło, byś powiedział tylko
o włosach. – Westchnęłam. Jak wielki jest poziom jego zboczeństwa? – Znam.
- Serio? – Spojrzał na mnie,
wkładając do szafki jakieś dwie książki.
- Kiedyś gadałyśmy. – Wyciągnęłam
kluczyk z torby i stanęłam obok niego. – Miała jakąś sprawę do mojego trenera, a
że musiała na niego poczekać, to porozmawiałyśmy.
Kiwnął lekko głową, po czym podszedł
do ławki i zarzucił swoją torbę na ramię. Zerknął na mnie wyczekująco, a ja
dopiero po chwili zorientowałam się, o co mu chodzi.
- Idź sam, nie pójdę z tobą. – Zamknęłam
swoją szafkę i wzięłam do ręki torbę. Schowałam do niej kluczyk i poszłam w
przeciwną stronę niż on.
- Masz lekcje w innej części szkoły
– powiedział nagle, a ja zdębiałam. Czy on zna mój plan lekcji?! Odwróciłam się do niego zaskoczona, ale też
zdenerwowana, a od wzruszył ramionami. – Chodzisz z Kise i Midorimą do klasy.
Fakt. Kompletnie mi to z głowy
wyleciało. Rany… Gdzie nie pójdę, tam stoi któryś z członków Pokolenia Cudów.
Może jednak czas zmienić szkołę? Nie, na rok mi się to nie opłaca. Poza tym tu
mam Katsumi, dobrą drużynę i jestem przyzwyczajona do tego miejsca. Zostaję.
Zdusiłam w sobie przekleństwo, po
czym zacisnęłam rękę na ramieniu torby i wyminęłam szybko Aomine. Nie musiałam
się odwracać, by wiedzieć, że idzie za mną i patrzy na mój tył. Zaczynało mnie
to wkurzać. Czy każdy chłopak w wieku dojrzewania musi się gapić dziewczynie na
tyłek bądź cycki?! Ile można?! Ja się jakoś chłopakom na kroczę nie gapię i
wciąż żyję. Nie odczuwam potrzeby zaciągnięcia któregoś do łóżka. Na chwilę obecną
wręcz mnie to obrzydza. Nie rozumiem, jak niektóre osoby w moim wieku mogą
tracić dziewictwo. Przecież gimnazjum to nie czas na takie rzeczy! A potem się
dziwią, że mają duży brzuch i są przerażone perspektywą bycia mamą. Czasem też ojciec dziecka je zostawia, co też
przyczynia się do tego, że młode kobiety chcą usuwać tę małą niewinną istotkę,
która w spokoju rozwija się pod jej sercem. Straszne. Ja na ich miejscu bym
takiego bobasa wolała urodzić i oddać pod opiekę parze, która nie może mieć
własnych dzieci.
Pokręciłam lekko głową, nie mogąc
uwierzyć w to, że pomyślałam o czymś takim. Aomine zdecydowanie źle na mnie
działa.
-Możesz już iść, doszłam pod swoją
klasę. – Nawet się do niego nie odwróciłam, kiedy przekraczałam próg właściwego
pomieszczenia. Czułam jednak, że mimo wszystko za mną polazł.
Nie pomyliłam się.
- Mam jeszcze czas, spokojnie. –
Usiadł w ławce naprzeciwko mnie, a dłonią podparł podbródek. – Miło, że tak się
troszczysz o moją punktualność. – W jego głosie dało się wyczuć ogromny
sarkazm.
- Ranyyyyy… - jęknęłam, po czym
dotknęłam czołem drewnianego blatu. Co za wkurzający i upierdliwy człowiek! Że
też akurat musiał się przyczepić do mnie.
- A, chyba nie muszę ci przypominać,
że idziesz dziś na trening mojej drużyny? – Posłał mi zadziorny uśmiech, a ja
miałam ochotę go uderzyć. A liczyłam na to, że o tym zapomni.
Wczoraj przegrałam. Kiedy za nim
biegłam, starałam się go dogonić, ale on tylko bardziej mi uciekał. Jak można
być takim szybkim? Nawet osoby z klubu atletycznego mogłyby być wolniejsze od
niego. Chyba już wiem, czemu trener wybrał akurat jego. Nikt go nie
prześcignie, więc właściwie wygrana zależy ode mnie – jeśli będę za wolna
możemy przegrać. Wprawdzie jestem szybka i biegałam już na zawodach w Ameryce,
i to z bardzo dobrymi wynikami, ale jeszcze nigdy nie startowałam w biegach w
Japonii. I to z chłopakiem w parze.
Spokojnie, Akina. Wystarczy tylko
pobiec, nic więcej.
Nawet Aomine wczoraj był zaskoczony
tym, że tak szybko biegam. To chyba musi być prawda, skoro powiedział to
człowiek, który musiał czekać na mnie na mecie, będąc tam dobre kilka sekund
wcześniej.
- Nie musisz. – Podniosłam głowę. –
Nie mam sklerozy.
- Tak tylko uprzedzam, bo jakbyś się
chciała wymigać, to…
- Aominecchi! – Usłyszeliśmy nagle
czyjś głos, a po chwili przy Aomine stanął wysoki blondyn, najbardziej
popularny chłopak w szkole – Kise Ryouta. – Co tu robisz? – Dopiero wtedy mnie
zobaczył. Uśmiechnął się szeroko i wyciągnął do mnie rękę, którą po chwili
łaskawie uścisnęłam. Dziewczyny stojące przy drzwiach, patrzyły na mnie z
chęcią mordu w oczach. Rany… jak mnie któraś zabije zażądam odszkodowania! – Kurokocchi
mi mówił, że ostatnio on i Aominecchi pokazywali ci swoje zagranie.
- Tia… Robi wrażenie. –
Przytaknęłam. – Co ty masz z tym ,,cchi”?
- Dodaję tę końcówkę do nazwisk
osób, które podziwiam bądź szanuję. – Podrapał się po głowie.
- A czemu zaprosiłeś mnie do
znajomych na facebooku?
- Wiedziałem, że wkrótce cię poznam,
więc… tak po prostu. – Uśmiechnął się.
Spojrzałam na niego podejrzliwie, po
czym wzruszyłam lekko ramionami i odwróciłam głowę w stronę okna. Przyczepili
się do mnie dwaj członkowie Pokolenia Cudów, a ja ich olewam. Coś jest ze mną
nie tak, czy to oni są irytujący? Ich fanki oddałyby wszystko, by być na moim
miejscu, a ja najzwyczajniej w świecie ignoruję wielkiego Aomine i cudownego
Kise.
Usłyszałam ciche warknięcia, więc
kątem oka spojrzałam na stojącą obok mnie dwójkę. Aomine próbował ubrudzić dłoń
Kise moim długopisem, a blondyn robił wszystko, by jego ręka nie została
pomazana.
Jak
dzieci.
Tak jak myślałam – to oni są
wkurzający, ze mną wszystko gra.
Powróciłam do wyglądania przez okno,
starając się ignorować ich dziecinne zachowanie, aż nagle usłyszałam, jak ktoś
mnie woła. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Katsumi stojącą w drzwiach. Podeszła
do mnie niepewnie, co jakiś czas zerkając na Aomine bądź Kise, po czym
pociągnęła mnie lekko za koszulkę i odciągnęła kilka metrów w bok.
- Co tam? – Spytałam, widząc jej
lekkie rumieńce na twarzy.
- Farciara. – Dała mi
przyjacielskiego kuksańca w bok, po czym zachichotała. – Mam coś dla ciebie. –
Sięgnęła do torby, z której wyjęła po chwili złożoną na cztery części kartkę
papieru. – Na niej był jeszcze krótki liścik z prośbą o przekazanie tego tobie.
– Puściła mi oczko, a ja spojrzałam najpierw na nią, później na papier, a
następnie znów na nią. Widząc jej ponaglające spojrzenie, westchnęłam.
- No dobra, dobra. – Rozwinęłam
kartkę, a moim oczom ukazały się trzy rzędy równo wypisanych literek. Zaczęłam
czytać, starając się równocześnie odgonić Eguchi, która za wszelką cenę starała
się zerkać mi przez ramię. – To… - zaczęłam, ponownie wpatrując się w tekst. –
Chyba list miłosny.
- Idziesz na randkę?! – Wykrzyknęła,
a ja wręcz czułam na sobie zdziwione, ale bardzo przenikliwe spojrzenie Aomine.
– Od kogo to? – Chciała mi wyrwać kartkę z ręki, ale odsunęłam się w
odpowiednim momencie.
- Tajemnica. – Mrugnęłam do niej, a
ona zrobiła nadąsaną minę, ale po chwili podeszła ze mną do mojej ławki i
patrzyła, jak wkładam liścik do torby.
- Czemu to jest aż taką tajemnicą? –
Aomine podparł dłonią podbródek i zerkał na mnie z wyższością.
- Bo tak. – Pokazałam mu język, na
co stojący obok Kise zaczął się śmiać.
- Już cię lubię! – Szeroko się
uśmiechnął.
- Bez wzajemności – burknęłam, na co
jego mina natychmiast się zmieniła.
- He?! – Oparł się dłońmi o moją
ławkę i patrzył na mnie z niedowierzaniem. – Ale… Przecież nic ci nie zrobiłem!
- Ona już tak ma, przywykniesz. –
Aomine stłumił ziewnięcie, po czym podrapał się po uchu. – Wkrótce i tak nas
polubi.
- Ciebie na pewno nie – warknęłam,
zasuwając torbę.
- Zobaczymy. – Uśmiechnął się
wyzywająco, a ja pokazałam mu język.
Zauważyłam, że chciał coś
powiedzieć, ale przerwał mu dzwonek. Westchnął zrezygnowany, po czym wyszedł z naszej
klasy, jedynie machając ręką w naszą stronę. Oby nie przyszedł na przerwie. Oby
polazł gdzieś ze swoją przyjaciółką i nie pokazywał mi się na oczy do końca
dnia. Albo przynajmniej do treningu, na który muszę iść. Po cholerę dałam się
namówić na ten zakład? Aomine od początku był pewien wygranej, a ja tylko
chciałam mu utrzeć nosa.
Nie wyszło.
Westchnęłam cicho i zajęłam swoje
miejsce, kątem oka zauważając, jak Kise wyjmuje z torby zeszyt i książkę.
Uśmiechnął się do mnie lekko, ale odwróciłam głowę, totalnie go ignorując.
Jakoś nie obchodziło mnie to, że mogę go urazić. Po prostu chciałam mieć
chociaż na lekcji święty spokój, bez żadnego udziału członka Pokolenia Cudów. I
tak mi wystarczy obcowania z nimi – Aomine ostatnio ciągle za mną łazi, a z
Kise i Midorimą jestem w jednej klasie. Wprawdzie Midorima mi nie przeszkadza,
ale sama jego obecność jest denerwująca.
Czasem (no dobra, często) odnoszę takie wrażenie, że członkowie tej
,,wspaniałej drużyny koszykarskiej” chodzą dumni jak pawie. Jeszcze by im tylko
ogony dodać i efekt byłby stuprocentowo pawiowy. Może z wyjątkiem Kuroko, on
wydaje się spokojny i brak mu pychy. Aomine natomiast…
Szkoda gadać. Jest po prostu
wkurzający.
Kiedy nauczycielka weszła do klasy,
otworzyłam podręcznik na właściwym temacie i czekałam na jej przemówienie. Ku
mojemu wielkiemu zdziwieniu, wyjęła z teczki kilkanaście par cienkich
karteczek, po czym uśmiechnęła się lekko.
- Na razie możecie zamknąć
podręczniki, nie będą wam potrzebne – powiedziała, stając na środku klasy. Oho,
coś się święci. Czuję to i widzę w jej spojrzeniu. – Dziś połączę was w pary, a
na za tydzień każda z par zrobi jak najbardziej szczegółową prezentację
dotyczącą tematu, który wylosuje. Rozumiecie? – Kiwnęliśmy głowami, a ona
usiadła za biurkiem i spojrzała w dziennik. – Dobrze. W takim razie zaczynamy.
Na pierwszy ogień poszła jakaś
czarnowłosa dziewczyna, a gdy usiadła w ławce ze swoją partnerką, rzuciła Kise
płaczliwe spojrzenie, z którego ten nic sobie nie zrobił. Patrzył cały czas na
tablicę, a głowę miał podpartą ręką.
Nazwiska mijały, aż w końcu
nauczycielka wymieniła mnie.
- Akina, chciałam, żebyś była z
Hinatą, ale postanowiłam, że ona będzie z Midorimą, a ty z Kise.
Zawał.
Ludzie, mam zawał.
I to nie ze szczęścia, ale z
rozpaczy.
Większość dziewczyn na moim miejscu pewnie skakałaby z radości bądź
zacieszyłaby* się na śmierć, a ja miałam ochotę płakać. Tak bardzo chciałam się
trzymać od Pokolenia Cudów z daleka… Za co? Dlaczego akurat ja? Tyle osób jest
w klasie, a ja musiałam trafić akurat na Kise… To niesprawiedliwe!
Spojrzałam w stronę blondyna, a on
uśmiechnął się lekko. Czułam się dziwnie. Wyglądał na sympatyczną osobę, ale
jeśli będę się z nim dłużej zadawać, to jego fanki prawdopodobnie rozszarpią
mnie z zazdrości. Albo Kise się do mnie przyczepi już na dłużej, co z kolei
oznacza, że nie pozbędę się też Aomine.
I tak źle, i tak niedobrze.
Westchnęłam cicho, a po chwili
usłyszałam, jak Kise przysuwa swoje krzesło do mojej ławki i siada obok mnie.
Nie odzywaliśmy się do siebie, ale czułam, że model ma ochotę nawijać mi o
czymkolwiek, byleby tylko zacząć jakoś rozmowę.
- A teraz wylosuję dla was tematy
prac – odezwała się nauczycielka, gdy każdy miał już parę.
Niektórzy nie byli zadowoleni z
losowania, co było po ich minach i cichych pomrukach, ale nam na szczęście
temat podpasował. Właściwości wody. Można o tym naprawdę dużo napisać, w
dodatku to całkiem interesujące.
- To jak? – Kise spojrzał na mnie. –
W piątek u mnie?
Kiwnęłam potwierdzająco głową. Już
wolę iść do niego, niż on miałby pójść do mnie. Przynajmniej nie dowie się,
gdzie mieszkam. A to już dla mnie duży plus.
Zadzwonił dzwonek na przerwę, więc
wzięłam ze sobą torbę, po czym wyszłam z klasy i poszłam w stronę jednej ze
szkolnych ławek, na których zawsze spędzałam przerwy z Katsumi. Przyszłyśmy w
tym samym czasie. Od razu się do mnie uśmiechnęła, po czym pociągnęła za rękę,
zmuszając tym samym do zajęcia miejsca na kawałku drewna.
- Aomine pytał, gdzie mieszkasz –
odezwała się nagle, a ja zdębiałam. Zapomniałam wspomnieć, że moja najlepsza
przyjaciółka chodzi do klasy z tym zboczeńcem. Nigdy jakoś specjalnie nie
rozmawiali, ale coś czuję, że to się może zmienić. A powodem tego będę niestety
ja. Spojrzałam na Katsumi z szeroko otwartymi oczami, na co ona zaśmiała się
krótko. – Spokojnie, nic mu nie powiedziałam. Skoro tak bardzo go to interesuje,
niech się sam dowie. – Przez chwilę patrzyła na mnie uważnie. – Wiesz… -
zaczęła, nagle robiąc poważną minę. Oho, Katsumi Eguchi zrobiła minę
myśliciela! To oznacza tylko jedno – jakąś z jej rzadkich mądrości życiowych. –
Ty mu się chyba podobasz. – Cofam to, co powiedziałam. To nie była jej mądrość
życiowa, a głupota.
- Wiesz dobrze, jaki on jest. –
Prychnęłam. – Sama mi o tym powiedziałaś. Będzie miał dziewczynę na kilka dni,
po czym ją zostawi i znajdzie sobie drugą.
- Nie rozumiesz. – Westchnęła. –
Myślę, że mu się n a p r a w d ę
podobasz. Nie na dwa, czy trzy spotkania, ale w tym głębszym znaczeniu.
Spojrzałam na nią z miną ,,co ty do
mnie mówisz?”, po czym postukałam się palcem w czoło.
- Odbiło ci. – Stwierdziłam,
wyjmując z torby butelkę wody. – Po prostu oszalałaś.
- Ale ja mówię serio! – Jęknęła,
patrząc na mnie z wyrzutem. – Nie widzisz tego?
- Nie. Widzę tylko wkurzającego
głąba, który doprowadza mnie do granic możliwości.
- W taki sposób okazuje zainteresowanie
twoją osobą! – Nagle się ożywiła, a ja wyczułam kłopoty. – Mam pomysł! –
Klasnęła dłońmi. – Jeśli chcesz się dowiedzieć o jego uczuciach, to…
- Skończ pierdolić. – Przerwałam jej
w połowie zdania. Zaczynałam się wkurzać, więc lepiej dla niej, jeśli nie
będzie kontynuowała tego tematu.
- Ech – westchnęła. – I tak mam
rację – burknęła pod nosem, ale widząc moje spojrzenie, zamilkła. – Idziemy
dziś po szkole na miasto?
- Pew…! – Nie dokończyłam, gdy
przypomniałam sobie o przegranym zakładzie. – Nie mogę.
- Czemu? – Zdziwiła się. Spojrzała
na mnie zaskoczona, a ja wzruszyłam ramionami.
- Założyłam się z Aomine o to, kto
wygra wyścig. – Odwróciłam lekko głowę. – Przegrałam, więc muszę iść dziś na
trening jego drużyny.
Czułam, że Katsumi patrzy na mnie
oniemiała, więc nie musiałam długo czekać na jej reakcję. Gwałtownie wstała, po
czym potrząsnęła mnie za ramiona.
- Chce zwrócić na siebie twoją
uwagę! – Szeroko się uśmiechnęła. Już chciałam coś powiedzieć, ale mnie
ubiegła. – Zaplanował to, mówię ci! Pewnie chciał, byś zobaczyła jego mięśnie i
kaloryfer na brzuchu!
- Nie będzie się przede mną
rozbierał, idiotko! – Wprawdzie widziałam jego mięśnie, ale to nie znaczy, że
chciałam zobaczyć go nago.
Usłyszałam śmiech Katsumi, ale
odwróciłam głowę, lekko się rumieniąc. Z kim ja się w ogóle przyjaźnię? Na
mojej drodze ciągle stają zwariowani ludzie, których w jakiś magiczny sposób
przyciągam. Może dlatego, że sama jestem pozytywną wariatką i lubię czasem
zaszaleć? Ech… Chyba taki już mój los.
- Chodźmy do klas, zaraz będzie
dzwonek.
Wzięłyśmy swoje torby i w milczeniu
skierowałyśmy się do swoich klas. Próbowałam unikać spojrzenia Kise, ale ten
upierdliwy blondyn ciągle się na mnie gapił.
- Chcesz czegoś? – Spojrzałam
łaskawie w jego stronę. Na początku się zdziwił, ale po chwili na jego twarzy
pojawił się szeroko uśmiech.
- Aominecchi mówił, że przyjdziesz
dziś na nasz trening.
O nie. Dowiedział się. Marny mój
los. Teraz pewnie się ode mnie odczepi i będzie mi paplał nad uchem o swoich
ruchach, rzutach i zmyłkach. Ratunku.
Ile ja w tym życiu muszę znosić…
- Tia… - mruknęłam, zajmując miejsce
w swojej ławce.
- Może będziesz chciała z nami
zagrać? – Oparł się rękoma o blat mojego biurka i spojrzał na mnie zachęcająco.
– Ze mną, Kurokocchim i Aominecchim.
Z Aomine? By się ze mnie wyśmiewał
bądź gapił na mój tyłek? W życiu!
- Nie – burknęłam. – Muszę tam iść,
bo przegrałam zagład. Nie mam zamiaru z wami grać.
- E-Ee? – Zdziwił się. Przez kilka
sekund żadne z nas się nie odzywało, a ja wręcz marzyłam o tym, by Kise
zostawił mnie już w spokoju. Niestety, nadal przy mnie stał i chyba nie
odejdzie, dopóki nie zacznie się lekcja. – To może chociaż…
Dzwonek na lekcje przerwał jego
wypowiedź. Zajął miejsce w swojej ławce, a ja nawet na niego nie spojrzałam.
Wpatrzyłam się w jeden punkt za oknem, a dłonią podparłam brodę. Byle by tylko dotrwać do końca,
pomyślałam.
Kiedy nauczyciel wszedł do klasy,
spojrzałam na niego, po czym niechętnie otworzyłam książkę na stronie, którą
podał. Zrobiłam potrzebną notatkę, w ogóle nie słuchając tego, co mężczyzna
miał do powiedzenia, a gdy zadzwonił dzwonek, błyskawicznie się spakowałam i
wręcz wybiegłam z sali. Chciałam się pozbyć pewnego natrętnego blondyna, który
niestety pobiegł za mną.
- Akinacchi! – Zawołał, a ja
zdębiałam. Jaka znowu ,,Akinacchi”?!
Odwróciłam się ze zdenerwowaniem i
niezrozumieniem, a on podbiegł do mnie i położył rękę na moim ramieniu.
- Chcę ci coś pokazać – powiedział
tylko, po czym złapał mnie za dłoń i pociągnął za sobą.
- O-Oi! – Chciałam się wyrwać, ale w
ogóle nie zwracał uwagi na moje protesty. – Kise, zatrzymaj się!
- Chodź, tylko na chwilę.
Sama nie wiedziałam czemu, ale postanowiłam za nim pójść. Jego głos był
taki przekonywujący. Wzbudził moją ciekawość, więc mam nadzieję, że ta
,,niespodzianka” będzie udana. Bo jeśli nie… Marny jego los. Fanki licznie
zejdą się na pogrzeb Kise.
Dałam mu się poprowadzić, ignorując
ciekawskie spojrzenia mijanych przez nas osób. Przybrałam poważną minę i
uniosłam lekko głowę do góry. Żaden model nie będzie się wobec tak rządził!
Robię taki wyjątek jeden jedyny raz. Więcej tego nie powtórzę.
Naszym miejscem docelowym okazała
się być sala gimnastyczna. Po cholerę
mnie tu przyprowadził? Teraz nie ma tu lekcji, a na długiej przerwie nikogo
nie powinno tu być.
- Zobacz. – Kise uśmiechnął się
zachęcająco, a ja podeszłam do drzwi i lekko je uchyliłam.
To, co ujrzałam, sprawiło, że stanęłam
w miejscu z szoku i zdziwienia.
___________________________________________________________________________________