wtorek, 14 lutego 2017

,,Odzyskam cię" - Prolog ^^

Heeeej! :D

Z okazji Walentynek mam dla was prolog nowego ... AOKAGA! :D Tak, tak, oklaski dla mnie ;P
Nie wiem, kiedy pojawi się pierwszy rozdział, ale prolog już jest, więc zawsze jakiś początek! :D Jest Moc ^^
Mam nadzieję, że wam się spodoba :3

Dostaliście jakąś walentynkę? Ja osobiście nie przepadam za tym świętem, więc go nie obchodzę, ale coś postanowiła tu wstawić :D
Miłego czytania! ;*

_____________________________________________________________________________________




  

   Od naszej pamiętnej kłótni minęły trzy miesiące. Nie odzywałem się do tego głąba, nie pisałem do niego… Zero kontaktu. On zresztą też się nie postarał – nawet nie raczył mnie przeprosić. Olać fakt, że tym razem to ja zacząłem kłótnię, ale żeby z powodu kilku zbyt ostrych słów i rozwalonego pilota do telewizora wypraszać mnie z domu?! Skandal. Jak on w ogóle śmiał mnie tak potraktować? Przecież to też częściowo było moje mieszkanie! Byliśmy parą przez trzy lata, a jedna, durna kłótnia wszystko zniszczyła. O co poszło? O to, że zbyt często mnie olewał. Wygarnąłem mu to, co miałem na myśli, a on zaczął się drzeć, że jakoś nie robił mi takich problemów, gdy przeglądałem swoją Mai-chan. Tak… A kto niby wyrzucił mi prawie całą kolekcję tych czasopism do kosza?! Powinien mi przynajmniej podziękować, że łaskawie darowałem mu życie i zaoszczędziłem ostrego bólu dupy.
  Kurwa, kurwa, kurwa! Ciężko się przyznać, ale brakuje mi tego głąba. Nikt inny nie potrafi zrobić takich perfekcyjnych naleśników i zapiekanek. Nikt inny nie dogaduje się ze mną w taki specyficzny sposób jak on. Nikt inny nie ma takich ramion jak on. Nikt inny nie jest w łóżku taki jak on. Nikt inny nie ma takiego charakteru jak on.
 Nikt inny nie jest nim.
 Westchnąłem cicho, przełączając telewizor na kolejny kanał. Nic ciekawego, nawet żadnego meczu koszykówki. Nuuuudyy. Kagami pewnie już zacząłby mi proponować one-on-one… A potem ugotowałby coś dobrego!
 Aż mi w brzuchu zaburczało na wspomnienie jego pysznych dań. Kurwaaa, dlaczego musieliśmy spieprzyć nasz związek? A zapowiadało się tak dobrze… Mieliśmy pracę, dom, pieniądze, jedzenie, w wolnym czasie graliśmy w kosza… I się wszystko spierdoliło przez jedną kłótnię. I to nie była tylko moja wina. Obaj zawiniliśmy. Podczas tej prawie że apokalipsy padło tyle ostrych słów, że nie zdziwiłbym się, gdyby przecięły one najtwardszy diament świata. A wszystko przez jedno, niby niewinne zdanie: ,, Ostatnio jakoś mniej mamy dla siebie czasu”. Gdybym wiedział, że tak to się wszystko potoczy, to wziąłbym sobie kilka dni wolnego, Kagamiego zmusiłbym do tego samego, a następnie wyjechalibyśmy nad morze.
 Ale cóż, wróżbitą Maciejem nie jestem, więc przyszłości przewidywać nie potrafię. A czasem taka umiejętność naprawdę by się przydała.
 Wstałem, wyłączając telewizor, przeciągnąłem się i sięgnąłem po telefon. Już prawie siedemnasta. Często o tej godzinie robiliśmy jakieś przekąski bądź siedzieliśmy na boisku, grając w kosza z uśmiechami na ustach. Do tej pory nie znalazłem osoby, z którą grałoby mi się tak dobrze jak z nim. Pokłóciłem się z ukochanym chłopakiem, który jednocześnie jest moim największym wrogiem w koszykówce. Niezła sprzeczność, nie? Dwie bestie, które obdarzyły się tak silnym uczuciem, jakim jest miłość. Dwie bestie, które to wszystko spaprały. Dwie bestie, które mają w sobie tyle dumy, że się do siebie nie odezwą.
 Jedna bestia tęskni, a druga? Jedna znów chce być razem z ukochanym, a jakie jest zdanie drugiej? Co się w ogóle z nią dzieje? Dobrze się czuje? A może zmizerniała i schudła? Może…?
 Potrząsnąłem głową, odsuwając od siebie te wszystkie myśli. Przecież on nigdy nie miał depresji, jest silny. Na pewno poradzi sobie z rozłąką.
 Przygryzłem dolną wargę, przeczesałem włosy, a następnie walnąłem najbliższą poduszkę. Naszła mnie nagła potrzeba wyładowania złości. Miałem ochotę walnąć coś, rzucić czymś o ścianę bądź wydrzeć się na całe gardło.
 Nie zrobiłem tego.
 Założyłem bluzę, wręcz wybiegłem z domu, prawie zapominając o zamknięciu drzwi, a chwilę później już siedziałem w samochodzie i kierowałem się pod znajomy adres. Szczerze mówiąc, to nie zaplanowałem, co powiem Kagamiemu, gdy go zobaczę, ale coś na poczekaniu na pewno dam radę wymyślić. Olać fakt, że jest już prawie dwudziesta druga i Taiga nie ma zapewne ochoty na niezapowiedzianego gościa. Muszę z nim pogadać, bo oszaleję. Słowo daję, że mnie rozsadzi i nawet porządne zwalenie sobie konia mi nie pomoże.
 Zatrzymałem się na czerwonym, nerwowo zaciskając ręce na kierownicy. Aż sam się normalnie nie poznaję. Pamiętam, że tylko raz w życiu tak się stresowałem. To było tego dnia, gdy planowałem wyznać mu miłość. Tak mi się dłonie pociły, że myślałem, że wkrótce z mojego potu drugi Nil powstanie! Na szczęście wszystko poszło dobrze, choć myślałem, że będę musiał dzwonić po pogotowie, bo mina Taigi na moje wyznanie była nie do opisania. Zbladł, prawie zemdlał, a kiedy już doszedł do niego sens moich słów, popłakał się jak dziecko i wtulił się w moje ramiona. Łzy szczęścia wsiąkały mi w koszulkę, część kapała na podłogę. Kurwa, prawie żeśmy wtedy do potopu doprowadzili! Tyle wody przy jednej okazji…
 Jeszcze tylko kilka minut jazdy i dotrę do celu. Co ja mam mu powiedzieć? O czym zacząć mówić? Przecież nie zacznę czymś w stylu ,,Hej, ładny wieczór, prawda?”. I nie zaproponuję mu ruchanka, bo wtedy to już w ogóle by mnie wywalił z mieszkania i prawdopodobnie założyłby blokadę anty-zboczeńcową.
 Dobra, spokojnie, Daiki, dasz sobie radę. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Byłem już w wielu ciężkich sytuacjach, jednak żadna nie była dla mnie taka trudna jak ta. Żebym ja, wielki król seksu i bóg przyjemności, musiał jechać w środku nocy do byłego chłopaka?! Wprawdzie sam o tym zdecydowałem, ale cicho, olać to. Może jak go zacznę całować, to ulegnie? Zawsze tak się działo, więc i tym razem nie powinno być z tym problemu.
 Zatrzymałem się przed jego blokiem, poprawiając nerwowo włosy. Kurwa, co się ze mną dzieje? Przecież to nie może być aż tak straszne! Help, ludzie, bo jak tak dalej pójdzie, to nawet nie wejdę do jego mieszkania, bo padnę na klatce schodowej na zawał.
 Wyluzuj, Aomine. Jeszcze raz wdech… Jeszcze raz wydech…
 Hu, dobra, czas wreszcie wszystko sobie wyjaśnić.
 Wyszedłem z samochodu i wszedłem do właściwej klatki. Kod do mieszkania Kagamiego znałem na pamięć, więc z otworzeniem pierwszych drzwi nie było problemu. Teraz wystarczy tylko zadzwonić w odpowiedni dzwonek i powiedzieć coś mądrego.
 Wdech. Wydech.
 Kiedy za drzwiami usłyszałem kroki, przełknąłem ślinę i modliłem się o to, by nie palnąć czegoś głupiego. Dobra, spokojnie, poradzisz sobie, Daiki!
 Gdy Kagami mnie zobaczył, mogłem przysiąc, że był na początku naprawdę przerażony. Dopiero po chwili otrząsnął się z szoku i rzucił mi niechętne spojrzenie. O nie! Tak to my się, mój drogi, nie będziemy bawić! Dopiero tu przyszedłem, nawet nie wiesz, co chcę powiedzieć, a już mnie wyganiasz wzrokiem?!
 - Kagami, ja… - zacząłem, ale mi przerwał.
 - Daruj sobie, to i tak już nie wyjdzie. – Stanął na klatce schodowej i przymknął drzwi, co wyglądało trochę podejrzanie.
 - Możemy sobie najpierw wszystko wyjaśnić? – warknąłem, robiąc w jego stronę duży krok.
 - Nie ma czego wyjaśniać. – Pokręcił głową. – Jak widać nie byliśmy sobie pisani.
 - O czym ty, kurwa, pieprzysz?! – Chwyciłem go za koszulkę i przyciągnąłem do siebie. Jego twarz była tak blisko mojej… Aż by się chciało go pocałować.
 - Morda, jesteśmy na klatce schodowej! – Gdyby mógł, zabiłby mnie spojrzeniem.
 - To wpuść mnie do mieszkania. – Puściłem jego bluzkę, lekko się przy tym krzywiąc. Nie chciałem się kłócić. Miałem w planach normalne zaczęcie rozmowy!
 - Nie. – Kagami skrzyżował ramiona na klatce piersiowej i stanął w drzwiach. – Idź stąd, nie mamy o czym rozmawiać.
 - Mamy, kurwa, i dobrze o tym wiesz! – burknąłem, jednak starałem się nie podnosić głosu.
 - Nagle ci się o mnie po trzech miesiącach przypomniało?! – Zmarszczył brwi, co wyglądało nieco komicznie, jednak nie zaśmiałem się przez powagę sytuacji.
 - Ty też się mogłeś odezwać – warknąłem.
 - Nie ja zaczynałem kłótnię – syknął.
 - To nie znaczy, że nie mogłeś chociaż zadzwonić.
 - Żebym musiał przepraszać za nic? Nie ma mowy!
 Wdech. Wydech. Uspokój się, Daiki, nie pogarszaj sytuacji.
 - Taiga, musimy…
 - Nie ma już żadnych ,,my”, Aomine. – Pokręcił głową. – Nie chcę, żebyś tu więcej przychodził.
 - Ale…!
 - Mam chłopaka. – Uciął mi w połowie zdania.
 Zamurowało mnie.
 To była chyba jedna z niewielu odpowiedzi, których się nie spodziewałem.

___________________________________________________________________________________










niedziela, 5 lutego 2017

Przeciwieństwo idealne - Rozdział 3

JA ŻYJĘ! :D
Spokojnie, nie umarłam xD Nie spieszy mi się na tamten świat ;P
Po prostu najpierw miałam długi problem z laptopem, potem ferie, laptop w naprawie i dopiero w piątek go odzyskałam xD
Przybywam do was z nowym rozdziałem ,,Przeciwieństwa idealnego"! Cieszycie się? ^^

Nie będę długo gadać, nie chcę wam zabierać czasu ;P
Nie wiem, jak często będę tu cokolwiek wstawiać. Nauki dużo, a czasu wolnego niestety mniej :C Prawdopodobnie między opkami będą dość spore przerwy, ale spokojnie, bloga nie zawieszam! Nie planowałam tego ;P

A teraz życzę miłego czytania! ;*

_____________________________________________________________________________________





  Kiedy wróciłam do domu, od razu zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam do łazienki wziąć zimny prysznic. Dzięki temu zmyłam z siebie pot i poczułam się świeżo. Użyłam żelu do kąpieli o owocowym zapachu, a następnie nałożyłam na twarz krem przeciw trądzikowi. Rozczesałam swoje włosy, zastanawiając się nad tym, czemu są czerwone. Mało jest osób, które mają taki naturalny kolor włosów. Wyjątkiem jestem ja, mój brat i Akashi Seijurou – kapitan Pokolenia Cudów. W ogóle nasza szkolna drużyna koszykówki ma jeszcze dziwniejsze kłaki ode mnie – zielone, fioletowe, granatowe, błękitne… Jedynie Kise ma normalną fryzurę. Cóż, jak widać sławne gwiazdy muszą się czymś wyróżniać.
 Padłam na łóżko i wzięłam do ręki swoją komórkę. Zobaczyłam, że kilka minut temu dzwoniła do mnie moja przyjaciółka z Ameryki, Alice. Pierwszy raz spotkałyśmy się na boisku do siatkówki. Zapytała mnie, czy od dawna gram, a potem jakoś zaczęłyśmy gadać o ulubionych siatkarzach, ważnych meczach i pozycji, na jakiej gramy. Od tamtej pory ćwiczyłyśmy razem kilka razy w tygodniu, często wychodziłyśmy na spacery bądź babskie zakupy i przychodziłyśmy na swoje mecze. Jednak odkąd wróciłam do Japonii, rozmawiamy rzadziej. Częściej piszemy na facebooku bądź kontaktujemy się przez Skype’a, co niestety nie zawsze wypala – albo problem z Internetem, albo któraś z nas nie ma czasu, albo jeszcze co innego. Muszę przyznać, że trochę mi brakuje jej żartów. Na szczęście Katsumi też jest osobą żartobliwą, więc w dużym stopniu przypomina mi Alice. Dzięki temu nie czuję się taka samotna.
 Oddzwoniłam. Alice odebrała po trzech sygnałach. Nawet nie zdążyłam się odezwać, a ona już wykrzyknęła radośnie moje imię. Odsunęłam telefon od ucha, by nie ogłuchnąć, po czym cicho się roześmiałam. Ona nie musi robić nic specjalnego, by poprawić mi humor. Zawsze tak było – rozśmieszała mnie nawet zwykłym prychnięciem.
 Rozmawiałyśmy ponad pół godziny. Opowiedziałam jej o decyzji trenera Nagamy, o treningu z Aomine, o Haizakim i o Katsumi. Słuchała uważnie, a co jakiś czas zadawała mi pytania. W końcu zapytała mnie o wygląd Daikiego i zażądała jego zdjęcia. Zawsze tak robiła – wystarczyło, że spotkałam jakiegoś nowego chłopaka, a ona już chciała go zobaczyć. Westchnęłam cicho i pobrałam z facebooka jego zdjęcia, a następnie je jej wysłałam. Przez chwilę się nie odzywała, po czym usłyszałam jej głośne ,,Łał!”. Alice zaczęła nawijać o jego mięśniach, o tym, że jest wysoki i kazała sobie mówić o jego umiejętnościach. Nie miałam siły na kolejny monolog, więc usprawiedliwiłam się zmęczeniem po treningu i zakończyłam rozmowę. Westchnęłam cicho, po czym odłożyłam telefon na komodę. Przykryłam się kołdrą, a twarz wtuliłam w poduszkę. Oddałam się w ręce Morfeusza, a ten wepchnął mi w sen piłkę do koszykówki.

                                                                         ***
 Idąc do szkoły, słuchałam muzyki. Nie zwracałam uwagi na mijanych ludzi. Szłam cały czas przed siebie, co jakiś czas opuszczając materiał spódniczki. Czasem mi się wydaje, że ktoś, kto je szył, jest naprawdę dużym zboczeńcem.
Jak Aomine.
 Pokręciłam głową, chcąc wyrzucić go z pamięci, po czym skręciłam w kolejną uliczkę. Zobaczyłam budynek szkoły, więc przyspieszyłam nieco, mając nadzieję na uniknięcie głównego tłoku w szatni. Kiedy przekraczałam bramę, wyjęłam słuchawki z uszu i schowałam je do torby.
 - Bu! – Usłyszałam nagle i aż podskoczyłam, piszcząc cicho. Usłyszałam znajomy śmiech, a po chwili spojrzałam ze złością na stojącego za mną Aomine.
 - Czyś ty oszalał?!
 - Lubię cię denerwować. – Mrugnął do mnie, po czym schował ręce do kieszeni i zaczął iść w stronę szkoły. – Zostajesz tu?
 - Czekam, aż przejdziesz – warknęłam.
 - Nie przesadzaj. – Podszedł do mnie i chciał mnie złapać za rękę, ale odsunęłam się. – Rany, po co się tak obrażasz? – Westchnął.
 - Bo jesteś wkurzający.
 Ominęłam go i skierowałam się w stronę głównego wejścia. Otworzyłam drzwi i przeszłam przez nie, w ogóle nie zwracając uwagi na idącego za mną Aomine. Ignorowałam go przez całą drogę do szatni, aż w końcu nie wytrzymałam. Zatrzymałam się gwałtownie na środku korytarza, a on cudem na mnie nie wpadł. Jego szczęście, bo gdyby się ze mną zderzył, to już byłby martwy. Co z tego, że to by była moja wina?
 - Możesz przestać? – Warknęłam, powoli się do niego odwracając. – Łazisz za mną jak pies.
 - Nie jak pies, tylko jak ktoś, kto chce cię bliżej poznać. – Odwrócił lekko głowę.
 - Po cholerę ci to?
 - Znów się wkurzyłaś? – Spojrzał na mnie z góry, a ja poczułam się… malutka. Nawet w Ameryce, gdzie byli ludzie wyżsi od niego, nie czułam się tak, jak wtedy. Jego spojrzenie było tak intensywne, że miałam ochotę odwrócić się i odejść, modląc się o to, by nie polazł za mną. Nie zrobiłam tego. Twardo stałam dalej w jednym miejscu, a po chwili zobaczyłam, jak jego oczy się śmieją. Nabija się ze mnie?! – Często zmieniasz zachowania.
 - Nikt ci nie każe za mną łazić. – Usiadłam na ławce i zaczęłam grzebać w torbie, poszukując kluczyka od swojej szafki.
 - Czasem przypominasz mi Satsu.
 - Satsu? – Spojrzałam na niego zdziwiona. - Kto to jest?
 - Moja przyjaciółka. – Wyjął ręce z kieszeni i podszedł do swojej szafki. Na moje nieszczęście znajdowała się niebezpiecznie blisko mojej. – Na pewno ją kojarzysz. Różowe włosy i spore cycki.
 - Wystarczyło, byś powiedział tylko o włosach. – Westchnęłam. Jak wielki jest poziom jego zboczeństwa? – Znam.
 - Serio? – Spojrzał na mnie, wkładając do szafki jakieś dwie książki.
 - Kiedyś gadałyśmy. – Wyciągnęłam kluczyk z torby i stanęłam obok niego. – Miała jakąś sprawę do mojego trenera, a że musiała na niego poczekać, to porozmawiałyśmy.
 Kiwnął lekko głową, po czym podszedł do ławki i zarzucił swoją torbę na ramię. Zerknął na mnie wyczekująco, a ja dopiero po chwili zorientowałam się, o co mu chodzi.
 - Idź sam, nie pójdę z tobą. – Zamknęłam swoją szafkę i wzięłam do ręki torbę. Schowałam do niej kluczyk i poszłam w przeciwną stronę niż on.
 - Masz lekcje w innej części szkoły – powiedział nagle, a ja zdębiałam. Czy on zna mój plan lekcji?!  Odwróciłam się do niego zaskoczona, ale też zdenerwowana, a od wzruszył ramionami. – Chodzisz z Kise i Midorimą do klasy.
 Fakt. Kompletnie mi to z głowy wyleciało. Rany… Gdzie nie pójdę, tam stoi któryś z członków Pokolenia Cudów. Może jednak czas zmienić szkołę? Nie, na rok mi się to nie opłaca. Poza tym tu mam Katsumi, dobrą drużynę i jestem przyzwyczajona do tego miejsca. Zostaję.
 Zdusiłam w sobie przekleństwo, po czym zacisnęłam rękę na ramieniu torby i wyminęłam szybko Aomine. Nie musiałam się odwracać, by wiedzieć, że idzie za mną i patrzy na mój tył. Zaczynało mnie to wkurzać. Czy każdy chłopak w wieku dojrzewania musi się gapić dziewczynie na tyłek bądź cycki?! Ile można?! Ja się jakoś chłopakom na kroczę nie gapię i wciąż żyję. Nie odczuwam potrzeby zaciągnięcia któregoś do łóżka. Na chwilę obecną wręcz mnie to obrzydza. Nie rozumiem, jak niektóre osoby w moim wieku mogą tracić dziewictwo. Przecież gimnazjum to nie czas na takie rzeczy! A potem się dziwią, że mają duży brzuch i są przerażone perspektywą bycia mamą.  Czasem też ojciec dziecka je zostawia, co też przyczynia się do tego, że młode kobiety chcą usuwać tę małą niewinną istotkę, która w spokoju rozwija się pod jej sercem. Straszne. Ja na ich miejscu bym takiego bobasa wolała urodzić i oddać pod opiekę parze, która nie może mieć własnych dzieci.
 Pokręciłam lekko głową, nie mogąc uwierzyć w to, że pomyślałam o czymś takim. Aomine zdecydowanie źle na mnie działa.
 -Możesz już iść, doszłam pod swoją klasę. – Nawet się do niego nie odwróciłam, kiedy przekraczałam próg właściwego pomieszczenia. Czułam jednak, że mimo wszystko za mną polazł.
 Nie pomyliłam się.
 - Mam jeszcze czas, spokojnie. – Usiadł w ławce naprzeciwko mnie, a dłonią podparł podbródek. – Miło, że tak się troszczysz o moją punktualność. – W jego głosie dało się wyczuć ogromny sarkazm.
 - Ranyyyyy… - jęknęłam, po czym dotknęłam czołem drewnianego blatu. Co za wkurzający i upierdliwy człowiek! Że też akurat musiał się przyczepić do mnie.
 - A, chyba nie muszę ci przypominać, że idziesz dziś na trening mojej drużyny? – Posłał mi zadziorny uśmiech, a ja miałam ochotę go uderzyć. A liczyłam na to, że o tym zapomni.
 Wczoraj przegrałam. Kiedy za nim biegłam, starałam się go dogonić, ale on tylko bardziej mi uciekał. Jak można być takim szybkim? Nawet osoby z klubu atletycznego mogłyby być wolniejsze od niego. Chyba już wiem, czemu trener wybrał akurat jego. Nikt go nie prześcignie, więc właściwie wygrana zależy ode mnie – jeśli będę za wolna możemy przegrać. Wprawdzie jestem szybka i biegałam już na zawodach w Ameryce, i to z bardzo dobrymi wynikami, ale jeszcze nigdy nie startowałam w biegach w Japonii. I to z chłopakiem w parze.
 Spokojnie, Akina. Wystarczy tylko pobiec, nic więcej.
 Nawet Aomine wczoraj był zaskoczony tym, że tak szybko biegam. To chyba musi być prawda, skoro powiedział to człowiek, który musiał czekać na mnie na mecie, będąc tam dobre kilka sekund wcześniej.
 - Nie musisz. – Podniosłam głowę. – Nie mam sklerozy.
 - Tak tylko uprzedzam, bo jakbyś się chciała wymigać, to…
 - Aominecchi! – Usłyszeliśmy nagle czyjś głos, a po chwili przy Aomine stanął wysoki blondyn, najbardziej popularny chłopak w szkole – Kise Ryouta. – Co tu robisz? – Dopiero wtedy mnie zobaczył. Uśmiechnął się szeroko i wyciągnął do mnie rękę, którą po chwili łaskawie uścisnęłam. Dziewczyny stojące przy drzwiach, patrzyły na mnie z chęcią mordu w oczach. Rany… jak mnie któraś zabije zażądam odszkodowania! – Kurokocchi mi mówił, że ostatnio on i Aominecchi pokazywali ci swoje zagranie.
 - Tia… Robi wrażenie. – Przytaknęłam. – Co ty masz z tym ,,cchi”?
 - Dodaję tę końcówkę do nazwisk osób, które podziwiam bądź szanuję. – Podrapał się po głowie.
 - A czemu zaprosiłeś mnie do znajomych na facebooku?
 - Wiedziałem, że wkrótce cię poznam, więc… tak po prostu. – Uśmiechnął się.
 Spojrzałam na niego podejrzliwie, po czym wzruszyłam lekko ramionami i odwróciłam głowę w stronę okna. Przyczepili się do mnie dwaj członkowie Pokolenia Cudów, a ja ich olewam. Coś jest ze mną nie tak, czy to oni są irytujący? Ich fanki oddałyby wszystko, by być na moim miejscu, a ja najzwyczajniej w świecie ignoruję wielkiego Aomine i cudownego Kise.
 Usłyszałam ciche warknięcia, więc kątem oka spojrzałam na stojącą obok mnie dwójkę. Aomine próbował ubrudzić dłoń Kise moim długopisem, a blondyn robił wszystko, by jego ręka nie została pomazana.
 Jak dzieci.
 Tak jak myślałam – to oni są wkurzający, ze mną wszystko gra.
 Powróciłam do wyglądania przez okno, starając się ignorować ich dziecinne zachowanie, aż nagle usłyszałam, jak ktoś mnie woła. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Katsumi stojącą w drzwiach. Podeszła do mnie niepewnie, co jakiś czas zerkając na Aomine bądź Kise, po czym pociągnęła mnie lekko za koszulkę i odciągnęła kilka metrów w bok.
 - Co tam? – Spytałam, widząc jej lekkie rumieńce na twarzy.
 - Farciara. – Dała mi przyjacielskiego kuksańca w bok, po czym zachichotała. – Mam coś dla ciebie. – Sięgnęła do torby, z której wyjęła po chwili złożoną na cztery części kartkę papieru. – Na niej był jeszcze krótki liścik z prośbą o przekazanie tego tobie. – Puściła mi oczko, a ja spojrzałam najpierw na nią, później na papier, a następnie znów na nią. Widząc jej ponaglające spojrzenie, westchnęłam.
 - No dobra, dobra. – Rozwinęłam kartkę, a moim oczom ukazały się trzy rzędy równo wypisanych literek. Zaczęłam czytać, starając się równocześnie odgonić Eguchi, która za wszelką cenę starała się zerkać mi przez ramię. – To… - zaczęłam, ponownie wpatrując się w tekst. – Chyba list miłosny.
 - Idziesz na randkę?! – Wykrzyknęła, a ja wręcz czułam na sobie zdziwione, ale bardzo przenikliwe spojrzenie Aomine. – Od kogo to? – Chciała mi wyrwać kartkę z ręki, ale odsunęłam się w odpowiednim momencie.
 - Tajemnica. – Mrugnęłam do niej, a ona zrobiła nadąsaną minę, ale po chwili podeszła ze mną do mojej ławki i patrzyła, jak wkładam liścik do torby.
 - Czemu to jest aż taką tajemnicą? – Aomine podparł dłonią podbródek i zerkał na mnie z wyższością.
 - Bo tak. – Pokazałam mu język, na co stojący obok Kise zaczął się śmiać.
 - Już cię lubię! – Szeroko się uśmiechnął.
 - Bez wzajemności – burknęłam, na co jego mina natychmiast się zmieniła.
 - He?! – Oparł się dłońmi o moją ławkę i patrzył na mnie z niedowierzaniem. – Ale… Przecież nic ci nie zrobiłem!
 - Ona już tak ma, przywykniesz. – Aomine stłumił ziewnięcie, po czym podrapał się po uchu. – Wkrótce i tak nas polubi.
 - Ciebie na pewno nie – warknęłam, zasuwając torbę.
 - Zobaczymy. – Uśmiechnął się wyzywająco, a ja pokazałam mu język.
 Zauważyłam, że chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu dzwonek. Westchnął zrezygnowany, po czym wyszedł z naszej klasy, jedynie machając ręką w naszą stronę. Oby nie przyszedł na przerwie. Oby polazł gdzieś ze swoją przyjaciółką i nie pokazywał mi się na oczy do końca dnia. Albo przynajmniej do treningu, na który muszę iść. Po cholerę dałam się namówić na ten zakład? Aomine od początku był pewien wygranej, a ja tylko chciałam mu utrzeć nosa.
 Nie wyszło.
 Westchnęłam cicho i zajęłam swoje miejsce, kątem oka zauważając, jak Kise wyjmuje z torby zeszyt i książkę. Uśmiechnął się do mnie lekko, ale odwróciłam głowę, totalnie go ignorując. Jakoś nie obchodziło mnie to, że mogę go urazić. Po prostu chciałam mieć chociaż na lekcji święty spokój, bez żadnego udziału członka Pokolenia Cudów. I tak mi wystarczy obcowania z nimi – Aomine ostatnio ciągle za mną łazi, a z Kise i Midorimą jestem w jednej klasie. Wprawdzie Midorima mi nie przeszkadza, ale sama jego obecność jest denerwująca.
Czasem (no dobra, często) odnoszę takie wrażenie, że członkowie tej ,,wspaniałej drużyny koszykarskiej” chodzą dumni jak pawie. Jeszcze by im tylko ogony dodać i efekt byłby stuprocentowo pawiowy. Może z wyjątkiem Kuroko, on wydaje się spokojny i brak mu pychy. Aomine natomiast…
 Szkoda gadać. Jest po prostu wkurzający.
 Kiedy nauczycielka weszła do klasy, otworzyłam podręcznik na właściwym temacie i czekałam na jej przemówienie. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, wyjęła z teczki kilkanaście par cienkich karteczek, po czym uśmiechnęła się lekko.
 - Na razie możecie zamknąć podręczniki, nie będą wam potrzebne – powiedziała, stając na środku klasy. Oho, coś się święci. Czuję to i widzę w jej spojrzeniu. – Dziś połączę was w pary, a na za tydzień każda z par zrobi jak najbardziej szczegółową prezentację dotyczącą tematu, który wylosuje. Rozumiecie? – Kiwnęliśmy głowami, a ona usiadła za biurkiem i spojrzała w dziennik. – Dobrze. W takim razie zaczynamy.
 Na pierwszy ogień poszła jakaś czarnowłosa dziewczyna, a gdy usiadła w ławce ze swoją partnerką, rzuciła Kise płaczliwe spojrzenie, z którego ten nic sobie nie zrobił. Patrzył cały czas na tablicę, a głowę miał podpartą ręką.
 Nazwiska mijały, aż w końcu nauczycielka wymieniła mnie.
 - Akina, chciałam, żebyś była z Hinatą, ale postanowiłam, że ona będzie z Midorimą, a ty z Kise.
 Zawał.
 Ludzie, mam zawał.
 I to nie ze szczęścia, ale z rozpaczy.
Większość dziewczyn na moim miejscu pewnie skakałaby z radości bądź zacieszyłaby* się na śmierć, a ja miałam ochotę płakać. Tak bardzo chciałam się trzymać od Pokolenia Cudów z daleka… Za co? Dlaczego akurat ja? Tyle osób jest w klasie, a ja musiałam trafić akurat na Kise… To niesprawiedliwe!
 Spojrzałam w stronę blondyna, a on uśmiechnął się lekko. Czułam się dziwnie. Wyglądał na sympatyczną osobę, ale jeśli będę się z nim dłużej zadawać, to jego fanki prawdopodobnie rozszarpią mnie z zazdrości. Albo Kise się do mnie przyczepi już na dłużej, co z kolei oznacza, że nie pozbędę się też Aomine.
 I tak źle, i tak niedobrze.
 Westchnęłam cicho, a po chwili usłyszałam, jak Kise przysuwa swoje krzesło do mojej ławki i siada obok mnie. Nie odzywaliśmy się do siebie, ale czułam, że model ma ochotę nawijać mi o czymkolwiek, byleby tylko zacząć jakoś rozmowę.
 - A teraz wylosuję dla was tematy prac – odezwała się nauczycielka, gdy każdy miał już parę.
 Niektórzy nie byli zadowoleni z losowania, co było po ich minach i cichych pomrukach, ale nam na szczęście temat podpasował. Właściwości wody. Można o tym naprawdę dużo napisać, w dodatku to całkiem interesujące.
 - To jak? – Kise spojrzał na mnie. – W piątek u mnie?
 Kiwnęłam potwierdzająco głową. Już wolę iść do niego, niż on miałby pójść do mnie. Przynajmniej nie dowie się, gdzie mieszkam. A to już dla mnie duży plus.
 Zadzwonił dzwonek na przerwę, więc wzięłam ze sobą torbę, po czym wyszłam z klasy i poszłam w stronę jednej ze szkolnych ławek, na których zawsze spędzałam przerwy z Katsumi. Przyszłyśmy w tym samym czasie. Od razu się do mnie uśmiechnęła, po czym pociągnęła za rękę, zmuszając tym samym do zajęcia miejsca na kawałku drewna.
 - Aomine pytał, gdzie mieszkasz – odezwała się nagle, a ja zdębiałam. Zapomniałam wspomnieć, że moja najlepsza przyjaciółka chodzi do klasy z tym zboczeńcem. Nigdy jakoś specjalnie nie rozmawiali, ale coś czuję, że to się może zmienić. A powodem tego będę niestety ja. Spojrzałam na Katsumi z szeroko otwartymi oczami, na co ona zaśmiała się krótko. – Spokojnie, nic mu nie powiedziałam. Skoro tak bardzo go to interesuje, niech się sam dowie. – Przez chwilę patrzyła na mnie uważnie. – Wiesz… - zaczęła, nagle robiąc poważną minę. Oho, Katsumi Eguchi zrobiła minę myśliciela! To oznacza tylko jedno – jakąś z jej rzadkich mądrości życiowych. – Ty mu się chyba podobasz. – Cofam to, co powiedziałam. To nie była jej mądrość życiowa, a głupota.
 - Wiesz dobrze, jaki on jest. – Prychnęłam. – Sama mi o tym powiedziałaś. Będzie miał dziewczynę na kilka dni, po czym ją zostawi i znajdzie sobie drugą.
 - Nie rozumiesz. – Westchnęła. – Myślę, że mu się n a p r a w d ę podobasz. Nie na dwa, czy trzy spotkania, ale w tym głębszym znaczeniu.
 Spojrzałam na nią z miną ,,co ty do mnie mówisz?”, po czym postukałam się palcem w czoło.
 - Odbiło ci. – Stwierdziłam, wyjmując z torby butelkę wody. – Po prostu oszalałaś.
 - Ale ja mówię serio! – Jęknęła, patrząc na mnie z wyrzutem. – Nie widzisz tego?
 - Nie. Widzę tylko wkurzającego głąba, który doprowadza mnie do granic możliwości.
 - W taki sposób okazuje zainteresowanie twoją osobą! – Nagle się ożywiła, a ja wyczułam kłopoty. – Mam pomysł! – Klasnęła dłońmi. – Jeśli chcesz się dowiedzieć o jego uczuciach, to…
 - Skończ pierdolić. – Przerwałam jej w połowie zdania. Zaczynałam się wkurzać, więc lepiej dla niej, jeśli nie będzie kontynuowała tego tematu.
 - Ech – westchnęła. – I tak mam rację – burknęła pod nosem, ale widząc moje spojrzenie, zamilkła. – Idziemy dziś po szkole na miasto?
 - Pew…! – Nie dokończyłam, gdy przypomniałam sobie o przegranym zakładzie. – Nie mogę.
 - Czemu? – Zdziwiła się. Spojrzała na mnie zaskoczona, a ja wzruszyłam ramionami.
 - Założyłam się z Aomine o to, kto wygra wyścig. – Odwróciłam lekko głowę. – Przegrałam, więc muszę iść dziś na trening jego drużyny.
 Czułam, że Katsumi patrzy na mnie oniemiała, więc nie musiałam długo czekać na jej reakcję. Gwałtownie wstała, po czym potrząsnęła mnie za ramiona.
 - Chce zwrócić na siebie twoją uwagę! – Szeroko się uśmiechnęła. Już chciałam coś powiedzieć, ale mnie ubiegła. – Zaplanował to, mówię ci! Pewnie chciał, byś zobaczyła jego mięśnie i kaloryfer na brzuchu!
 - Nie będzie się przede mną rozbierał, idiotko! – Wprawdzie widziałam jego mięśnie, ale to nie znaczy, że chciałam zobaczyć go nago.
 Usłyszałam śmiech Katsumi, ale odwróciłam głowę, lekko się rumieniąc. Z kim ja się w ogóle przyjaźnię? Na mojej drodze ciągle stają zwariowani ludzie, których w jakiś magiczny sposób przyciągam. Może dlatego, że sama jestem pozytywną wariatką i lubię czasem zaszaleć? Ech… Chyba taki już mój los.
 - Chodźmy do klas, zaraz będzie dzwonek.
 Wzięłyśmy swoje torby i w milczeniu skierowałyśmy się do swoich klas. Próbowałam unikać spojrzenia Kise, ale ten upierdliwy blondyn ciągle się na mnie gapił.
 - Chcesz czegoś? – Spojrzałam łaskawie w jego stronę. Na początku się zdziwił, ale po chwili na jego twarzy pojawił się szeroko uśmiech.
 - Aominecchi mówił, że przyjdziesz dziś na nasz trening.
 O nie. Dowiedział się. Marny mój los. Teraz pewnie się ode mnie odczepi i będzie mi paplał nad uchem o swoich ruchach, rzutach i zmyłkach. Ratunku.
 Ile ja w tym życiu muszę znosić…
 - Tia… - mruknęłam, zajmując miejsce w swojej ławce.
 - Może będziesz chciała z nami zagrać? – Oparł się rękoma o blat mojego biurka i spojrzał na mnie zachęcająco. – Ze mną, Kurokocchim i Aominecchim.
 Z Aomine? By się ze mnie wyśmiewał bądź gapił na mój tyłek? W życiu!
 - Nie – burknęłam. – Muszę tam iść, bo przegrałam zagład. Nie mam zamiaru z wami grać.
 - E-Ee? – Zdziwił się. Przez kilka sekund żadne z nas się nie odzywało, a ja wręcz marzyłam o tym, by Kise zostawił mnie już w spokoju. Niestety, nadal przy mnie stał i chyba nie odejdzie, dopóki nie zacznie się lekcja. – To może chociaż…
 Dzwonek na lekcje przerwał jego wypowiedź. Zajął miejsce w swojej ławce, a ja nawet na niego nie spojrzałam. Wpatrzyłam się w jeden punkt za oknem, a dłonią podparłam brodę. Byle by tylko dotrwać do końca, pomyślałam.
  Kiedy nauczyciel wszedł do klasy, spojrzałam na niego, po czym niechętnie otworzyłam książkę na stronie, którą podał. Zrobiłam potrzebną notatkę, w ogóle nie słuchając tego, co mężczyzna miał do powiedzenia, a gdy zadzwonił dzwonek, błyskawicznie się spakowałam i wręcz wybiegłam z sali. Chciałam się pozbyć pewnego natrętnego blondyna, który niestety pobiegł za mną.
 - Akinacchi! – Zawołał, a ja zdębiałam. Jaka znowu ,,Akinacchi”?!
 Odwróciłam się ze zdenerwowaniem i niezrozumieniem, a on podbiegł do mnie i położył rękę na moim ramieniu.
 - Chcę ci coś pokazać – powiedział tylko, po czym złapał mnie za dłoń i pociągnął za sobą.
 - O-Oi! – Chciałam się wyrwać, ale w ogóle nie zwracał uwagi na moje protesty. – Kise, zatrzymaj się!
 - Chodź, tylko na chwilę.
Sama nie wiedziałam czemu, ale postanowiłam za nim pójść. Jego głos był taki przekonywujący. Wzbudził moją ciekawość, więc mam nadzieję, że ta ,,niespodzianka” będzie udana. Bo jeśli nie… Marny jego los. Fanki licznie zejdą się na pogrzeb Kise.
 Dałam mu się poprowadzić, ignorując ciekawskie spojrzenia mijanych przez nas osób. Przybrałam poważną minę i uniosłam lekko głowę do góry. Żaden model nie będzie się wobec tak rządził! Robię taki wyjątek jeden jedyny raz. Więcej tego nie powtórzę.
 Naszym miejscem docelowym okazała się być sala gimnastyczna. Po cholerę mnie tu przyprowadził? Teraz nie ma tu lekcji, a na długiej przerwie nikogo nie powinno tu być.
 - Zobacz. – Kise uśmiechnął się zachęcająco, a ja podeszłam do drzwi i lekko je uchyliłam.
 To, co ujrzałam, sprawiło, że stanęłam w miejscu z szoku i zdziwienia. 

___________________________________________________________________________________