piątek, 3 marca 2017

Przeciwieństwo Idealne - Rozdział 4

Heej :D

Dziś przychodzę do Was z nowym rozdziałem ,,Przeciwieństwa Idealnego"! :D Mam nadzieję, że się cieszycie ;P

Przepraszam, że do tej pory nie skończyłam żadnego z zaczętych kiedyś opek, ale naprawdę nie miałam ostatnio czasu na pisanie :/ Ogólnie mam go mało, a wena nie zawsze mi sprzyja :C Pamiętam o ,,Życie czasem..." i ,,Zemście", pamiętam o opkach z paringami, które wam kiedyś obiecałam.... Przepraszam, że tak długo się nie pojawiają >.< Mam nadzieję, że mi to wybaczycie? ^^"

Przepraszam też tych, którzy czekają na opowiadania Postać x Czytelnik... Wstyd się przyznać, ale nawet ich nie zaczęłam >.<" 

Ostatnio wpadłam za to na kilka nowych pomysłów, za które zabiorę się... nie mam pojęcia kiedy xD Jednym z nich jest AoKaga, której już nie tak dawno wstawiłam tu prolog ;) Tytuł to ,,Odzyskam cię" ;D Może choć część pamięta wstęp ;P Jeśli tak, to spodobało wam się? ^^

Inne opko to AoKise, które zaczęłam już powoli pisać, ale na razie nic nie będę z tego wstawiać. Mogę jedynie zdradzić tytuł - ,,Dług" ;) Nic więcej o tym na razie nie powiem xD

Mam jeszcze pomysł na kolejne opowiadanie, ale na razie w ogóle się za nie nie zabrałam xD Może kiedyś się uda ;P Jednak to opko nie będzie yaoi, a paring chłopak x dziewczyna ;)

Na razie to tyle z mojej strony :D teraz zapraszam na kolejny rozdział ,,Przeciwieństwa Idealnego"! :D
Podoba wam się w ogóle to opko? ^^


__________________________________________________________________________________



  

  Aomine spojrzał na nas ze zdziwieniem, a piłka, która przed chwilą wpadła do kosza, potoczyła się pod moje nogi. Wzięłam ją do rąk, po czym podniosłam głowę i obrzuciłam Daikiego zdziwionym spojrzeniem. Kise się nie odzywał, tylko patrzył na ciemnoskórego w milczeniu, a ja domyślałam się, po co Aomine tu przyszedł.
 - Trenujesz nawet na przerwach? – Nie kryłam niedowierzania.
 - Ta… - Podrapał się po głowie, jakby trochę zmieszany tym, że go tu zobaczyłam. – Na długich przerwach zawsze tu przesiaduję i rzucam do kosza.
 Patrzyłam na niego w milczeniu, a po chwili poczułam w sercu jakiś dziwny ucisk. Od razu przypomniał mi się mój brat, który praktycznie każdą wolną chwilę poświęca na graniu w koszykówkę. Potrafi biegać po boisku do wieczora, nie przejmując się nawet pracą domową na następny dzień. Obaj są ogromnymi maniakami kosza, więc jestem bardzo ciekawa, czy by się dogadali, czy wręcz przeciwnie. Chciałabym kiedyś zobaczyć ich pojedynek.
 Uśmiechnęłam się lekko, po czym zaczęłam iść w stronę Aomine. Trochę go to zdziwiło, bo spojrzał na mnie zaskoczony, jednak nie wykonał żadnego ruchu. Poczekał spokojnie, aż do niego podejdę, a gdy znalazłam się jakieś dwa metry przed nim, na jego ustach pojawił się zadziorny uśmieszek. Wcisnęłam mu do rąk piłkę, po czym skrzyżowałam ramiona pod biustem. Oczywiście Daiki cały czas gapił się przy tym na moje cycki, co naprawdę zaczynało mnie irytować.
 - Pokaż. – Zarządziłam.
 - He? – Nie zrozumiał.
 - Chcę zobaczy, jak grasz.
 - Idziesz dziś na trening naszej drużyny. – Pochylił się nade mną, a ja zacisnęłam wargi w irytacji, nie chcąc mu dawać przewagi. – Wszystko zobaczysz.
 - Chcę teraz.
 - A od kiedy to muszę spełniać twoje zachcianki? – Prychnął.
 - Od dziś.
 Starałam się zachować powagę, co całkiem dobrze mi wychodziło. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, aż w końcu Aomine zaśmiał się cicho i zaczął iść w stronę kosza, kręcąc przy tym piłką na palcu. Stanął na środku boiska i posłał mi pewny siebie uśmieszek. Cały czas uważnie go obserwowałam, więc nawet nie zauważyłam, kiedy Kise opuścił salę. Ruchy Daikiego były tak płynne i szybkie, że zdarzało mi się niektórych z nich nie dostrzegać. To, co pokazał mi na boisku, było niesamowite. W życiu bym nie pomyślała, że ktokolwiek może być taki szybki i precyzyjny zarazem.
Stałam z boku i przyglądałam mu się z zaciekawieniem i niedowierzaniem jednocześnie. Kiedy Aomine zrobił kolejny idealny wsad, podszedł do mnie ze zwycięskim uśmiechem.
 - I co się tak szczerzysz? – Prychnęłam. Nie chciałam dać po sobie poznać, że mnie zaskoczył.
 - Tylko mi nie mów, że nie jesteś w szoku. – Wziął do ręki butelkę wody, którą wcześniej musiał ze sobą przynieść, po czym upił od razu połowę znajdującego się w niej płynu. – Każdy jest, gdy widzi moją grę pierwszy raz.
 - Przestań mnie porównywać do każdego! – Położyłam ręce na biodrach. – Owszem, świetnie grasz, ale popracuj jeszcze nad swoją pychą, bo ona jest aż zbyt rozwinięta.
 - Chamska jak zawsze. – Zaśmiał się. – Za to cię lubię.
 - Bez wzajemności. – Prychnęłam.
 Aomine siedział przez chwilę w milczeniu, po czym wziął piłkę do ręki i podał mi ją. Spojrzałam na niego zdziwiona, a on wskazał ręką boisko.
 - Teraz ty.
 - Ja nie gram. – Chciałam wyjść z sali, ale złapał mnie za ramię.
 - Chcę zobaczyć, co umiesz.
 - Raczej chcesz się ze mnie pośmiać. Puść. –Szarpnęłam się. – Zaraz koniec przerwy.
 - Dobrze. – Puścił moje ramię i rzucił piłkę pod ławkę. – Pokażesz mi dziś na treningu.
 - Nie będę grała przy całej waszej drużynie! Nie mam zamiaru się ośmieszać!
 - To pograsz ze mną po treningu. – Mrugnął do mnie i zaczął się kierować w stronę drzwi.
 Przez chwilę stałam w totalnym bezruchu, ale zaraz do niego podbiegłam i zadarłam głowę do góry, by spojrzeć na jego twarz. To jeden z minusów bycia niską.
 - Po waszym treningu to ja natychmiast pójdę do domu – warknęłam, a on nawet na mnie nie spojrzał. Podrapał się po uchu i ziewnął szybko, nawet nie kłopocząc się z zakryciem buzi. Co za świnia!
 - Założymy się? – Posłał mi zadziorny uśmiech.
 - Spierdalaj – burknęłam, odwracając wzrok.
 - Już się wkurzasz? – Zaśmiał się, a ja miałam coraz większą ochotę na przywalenie mu.
 - Wkurza mnie twoja osobowość.
 - Złość piękności szkodzi, piękna. – Puścił mi oczko, a ja zamachnęłam się, by go kopnąć, jednak szybko się odsunął i złapał mnie za ramię, przyciągając tym samym do siebie. Przez chwilę byłam w takim szoku, że nie zdołałam wydusić z siebie ani słowa. Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, co się stało. Aomine był zdecydowanie za blisko. – Puszczaj – warknęłam.
 Daiki przez chwilę patrzył mi w oczy, następnie na usta i cycki, za co znów chciałam go walnąć, po czym uśmiechnął się zadziornie i puścił mnie, niby przypadkiem zahaczając ręką o mój tyłek. Prosiak i zbok! W dodatku cham. Boże, dlaczego akurat do mnie musiał się przypałętać? Tyle jest w szkole dziewczyn, które by mogły na niego polecieć, a ten palant łazi akurat za mną. Gdzie tu jest sprawiedliwość?
 Weszłam do swojej klasy minutę przed dzwonkiem. Zauważyłam Kise, który nerwowo próbował uwolnić się od kilku swoich fanek, ale nie zwróciłam na to większej uwagi. Zajęłam swoje miejsce i zapatrzyłam się w okno, marząc o tym, by Akashi odwołał trening swojej drużynie. Przynajmniej bym się już dziś nie zobaczyła z Aomine, a to by było dla mnie zbawieniem.
 Zobaczyłam dwa ptaki na gałęzi drzewa, powiewające na wietrze liście, a także cienie gałęzi pobliskiego drzewa. Westchnęłam cicho, chcąc już opuścić budynek szkoły, po czym podparłam dłonią podbródek. Ignorowałam piski dziewczyn, które otoczyły nieumiejącego się od nich odgonić Kise, a także marudzenie niektórych chłopaków rozmawiających o jakiś brunetkach. Rany… Problemy co po niektórych osób są czasem naprawdę dziwaczne.
 Po raz kolejny tego dnia westchnęłam, chcąc pozbyć się całej irytacji i złości na Aomine. Wolę nie wybuchnąć widząc go na treningu. Jeśli by się do mnie choć słowem odezwał, a pewnie tak się stanie, prawdopodobnie trafiłby do szpitala z ostrym urazem mózgu bądź którejś kończyny. Dawno nie spotkałam osoby, która by mnie aż tak wkurzała. Nawet Kise nie jest tak irytujący. Aomine ma naprawdę wielki dar do wkurwiania mojej osoby. Pech i dla niego, i dla mnie.
 Zerknęłam na tablicę, z której przepisałam jakiś krótki przykład, po czym ziewnęłam dyskretnie, zakrywając dłonią usta. Po raz kolejny spojrzałam na drzewo rosnące za oknem, a po chwili przypomniała mi się Alice. Kiedy szłyśmy po szkole do domu, zawsze siadałyśmy w parku na naszej ulubionej ławeczce pod ogromnym bukiem i jadłyśmy zakupione po drodze żelki. Opowiadałyśmy sobie różne dowcipy, usłyszane historyjki, a także przypały z ostatnich lekcji.
 Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Czasem nadal brakuje mi Alice i pomimo tego, że rozmawiamy ze sobą prawie codziennie, mam wrażenie, że się od siebie trochę oddaliłyśmy. I nadal się oddalamy. Oby to było tylko moje dziwne uczucie.
 Kiedy zadzwonił dzwonek, spakowałam książki do torby i wsunęłam po sobie krzesło. Ledwo wyszłam z klasy, a poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Już chciałam opieprzyć Aomine za ciągłe nękanie mnie, ale w ostatniej chwili zobaczyłam kątem oka blond czuprynę. W sumie na Kise też bym mogła nawrzeszczeć. Może wtedy przynajmniej on by się ode mnie odczepił.
 - Czego ty znowu ode mnie chcesz? – Jęknęłam żałośnie, unikając łokcia jakieś fanki Ryouty, która chciała uderzyć mnie w biodro.
 - Rozmawiałaś z Aominecchim na sali? – Spytał, szczerząc się do mnie jak głupi. Jak można być ciągle takim roześmianym i pogodnym? Czy Kise choć raz miał smutną minę?
 - Można tak powiedzieć – burknęłam.
 - Nie spodziewałaś się tego, prawda? – Spytał nagle, a ja nie do końca wiedziałam, o co mu chodzi. Spojrzałam na niego zdziwiona, a on tylko uśmiechnął się lekko, sprawiając wrażenie osoby zamyślonej. – Tego, że będzie grał nawet na przerwach.
 - Nie. – Przytaknęłam po chwili ciszy.
 - Zacząłem grać w kosza właśnie dzięki Aominecchiemu.
 Po cholerę mi to mówi? Czy ja go o to prosiłam? W jakikolwiek sposób wyraziłam swoje zainteresowanie jego osobą? Nie.
 - Słyszałaś o moim talencie do kopiowania?
 Oho, zaraz się zaczną różnego rodzaju przechwałki, jaki to on jest wspaniały i zajebisty. Matko, uszy mi zwiędną.
 - Tia, obiło mi się o uszy. – Westchnęłam ciężko, układając w głowie jakąś wymówkę do zostawienia go samego.
 - Umiem skopiować wszystkich, ale nie Pokolenie Cudów. – Okej, przyznaję, że to zdanie mnie ociupinę bardziej zaciekawiło. Zaczęłam słuchać, co jakiś czas zerkając na Kise. – Raz przypadkiem podejrzałem trening pierwszego składu. Zobaczyłem Aominecchiego robiącego idealny wsad. – Uśmiechnął się lekko. – Od razu mi zaimponował. Postanowiłem, że będę taki jak on. Zapisałem się do drużyny, przyjęli mnie do pierwszego składu… I tak się zaczęła moja przygoda z koszykówką. – Włożył ręce do kieszeni. – Wszyscy z Pokolenia Cudów są świetni, ale to właśnie Aominecchi mi najbardziej zaimponował. Nie tylko grą, ale też miłością do koszykówki. Sama widziałaś, że ćwiczy praktycznie cały czas. I ciągle staje się lepszy, a ja nie mogę go dogonić. – Zaśmiał się, po czym spojrzał w okno. – Jak się go pozna bliżej, to wcale nie jest takim gburem i samolubem. Bardzo go lubię. I w jakimś stopniu jestem mu wdzięczny za to, że mnie zainspirował, ale też dodatkowo ze mną trenuje. – Zamknął oczy, rozkoszując się ciepłymi promieniami słońca, które padały na jego twarz przez czystą szybę.
 Spuściłam głowę, przywołując w pamięci obraz uśmiechniętego brata. Pod względem miłości do kosza Aomine jest do niego bardzo podobny. Taiga też spędza całe popołudnia na boisku. Jedynie choroba bądź zła pogoda skutecznie zatrzymują go w domu. To prawdziwy maniak koszykówki. Rozumiem go, bo sama kocham siatkówkę i nie wyobrażam sobie liceum bez treningów. Te wszystkie skoki, odbicia, obrona i zagrywki pomagają mi się odstresować, a także pozbyć się smutku i złości. Ogólnie wysiłek fizyczny jest dla czymś ważnym. Dlatego nie potrafię na razie zrezygnować z klubu.
 - A inne gry? – Spytałam nagle. – Mogłeś wybrać inny klub, więc czemu akurat koszykówka?
 - Inne gry mnie znudziły. – Wzruszył ramionami. – Zapisywałem się wcześniej do wszystkich klubów w naszej szkole, ale wszystko kopiowałem z łatwością. Dopiero Aominecchi mnie zainspirował! – Szeroko się uśmiechnął, a ja byłam pewna, że mówi o Daikim z dużym podziwem.
 Kise zatrzymał się przy najbliższym parapecie, po czym się o niego oparł, a ja stanęłam przy nim i zapatrzyłam się w niebo. Milczeliśmy kilka sekund, a gdy Ryouta chciał coś powiedzieć, podbiegły do niego cztery fanki i zaczęły trajkotać coś o jakimś pokazie, przy okazji obrzucając mnie morderczymi spojrzeniami. Coś mi się zdaje, że jestem coraz mniej lubiana przez inne dziewczyny w tej szkole… Cóż, uważają mnie za rywalkę w walce o względy Kise. Skoro tak myślą – ich sprawa. Ja o jego miłość i pieniądze nie będę się ubiegać.
 Westchnęłam cicho i odeszłam, ignorując przepraszające i nieco zmieszane spojrzenie blondyna. Niech tylko spróbuje mnie później przepraszać… Zatłukę, jeśli powie, że to nie była jego wina. Kiedy on się wreszcie nauczy mówić stanowcze ,,nie!” i odpychać swoje fanki? To aż takie trudne? Jeszcze trochę a ja się będę musiała ratować przed morderczyniami, które będą pragnęły mojej śmierci…
 Podeszłam do swojej szafki, a gdy ją otworzyłam, wypadła z niej niewielka karteczka. Tylko mi nie mówcie, że to kolejny list miłosny! Kto się bawi w takie gierki w dwudziestym pierwszym wieku?! W dodatku to nawet nie są Walentynki. Oby to nie był żart jakiegoś debila.
 
  Może i uznasz to za głupi sposób wyznawania uczuć, ale… Podobasz mi się już od jakiegoś czasu. Nie miałem okazji ci tego powiedzieć… Właściwie to miałem, ale stchórzyłem. Jakoś łatwiej było napisać. Jesteś naprawdę śliczna, w dodatku miła i pięknie się uśmiechasz. Bardzo podobają mi się twoje włosy ^^
 Na pewno mnie kojarzysz, ale jeszcze nie chcę się ujawniać. Daj mi czas, dobrze? Wkrótce na pewno wyznam ci uczucia prosto w twarz.
                                                                                   Kochający Cię Anonim <3

  Stałam przed szafką dobrych kilkanaście sekund, zanim zorientowałam się, że to naprawdę był liścik miłosny. I to w dodatku napisany przez tę samą osobę, o czym świadczył identyczny charakter pisma. Miałam ochotę go zmiąć i wrzucić do najbliższego śmietnika, bo naszły mnie pewne podejrzenia dotyczące chłopaka, który mógłby to napisać. Zamknęłam szybko szafkę i zaczęłam biec w stronę dachu szkolnego, gdzie Aomine dość często przesiadywał. Kise ostatnio sporo mi o nim opowiadał, więc część informacji udało mi się zapamiętać. Otworzyłam drzwiczki prowadzące na coś w rodzaju balkonu, a gdy się tam znalazłam, Daiki odwrócił leniwie głowę w moją stronę.
 - Ach, to ty. – Usiadł i przetarł ręką oczy. – Nie spodziewałem się twojej wizyty.
 - Po tym, co odwaliłeś?! – Czułam, jak złość we mnie rośnie.
 - Ha? – Zdziwił się. Teraz będzie przede mną głupka udawał?
 - Mówię o tym. – Wyciągnęłam przed siebie lekko już pomiętą karteczkę.
 Aomine zmrużył lekko oczy, próbując przeczytać znajdujące się tam słowa, aż nagle wstał, podszedł do mnie i przyjrzał się z bliska liścikowi. Jego tęczówki momentalnie się rozszerzyły, a ja zobaczyłam w nich… zazdrość? E, przewidziało mi się. 
 - Skąd to masz? – Spojrzał na mnie.
 - Myślałam, że od ciebie – mruknęłam, nie kryjąc zdziwienia.
 - Ja nie uznaję takich metod wyznawania uczuć – burknął, ponownie zerkając na karteczkę. – Poza tym mam inny charakter pisma.
 Zdębiałam. Skoro to nie Aomine wysłał mi ten liścik, to kto?
 Schowałam karteczkę do kieszeni i westchnęłam cicho, modląc się, by autor tego tekstu nie okazał się być jakimś grubasem śliniącym się na widok jakiejkolwiek kanapki. Czegoś takiego bym chyba nie przeżyła.
 - Co zamierzasz zrobić? – Pytanie Aomine wyrwało mnie z rozmyśleń.
 - Bo ja wiem? – Wzruszyłam ramionami. – Nie chcę czekać na kogoś, kto nie raczył się ujawnić.
 Między nami zapanowała niezręczna cisza.
  - Będę się zbierać – powiedziałam nagle, odwracając głowę.
 - Książę od liściku czeka. – Posłał mi szyderczy uśmiech.
 - Się nie doczeka – mruknęłam, odwracając się.
Podeszłam do drzwi, ignorując jego cichy śmiech.
 - A może podasz mi swój adres?
 - Może. – Otworzyłam drzwi. – A może sam będziesz musiał go zdobyć. – Pokazałam mu język i zeszłam z dachu, kierując się w stronę sali geograficznej.
 Uśmiechnęłam się do siebie lekko, czerpiąc z droczenia się z Aomine coraz większą radość. Oboje mamy dość specyficzne charaktery, a nasze kłótnie są już rutyną. Praktycznie w każdej rozmowie przezywamy się lub dokuczamy sobie. Inni już się do tego przyzwyczaili. Raz nawet słyszałam określenie ,,warczące gołąbki”, ale nie znalazłam osoby, która tak powiedziała. Na jej szczęście, bo gdybym dobrała się do jej skóry, już by była martwa. Albo chociaż zszyłabym jej usta.
 Spojrzałam na karteczkę, którą cały czas miałam w dłoni, a po chwili westchnęłam cicho, powoli tracąc nadzieję na odnalezienie autora tego liściku. To mógł być każdy. Mogę na razie wykluczyć kilka osób: Aomine, Akashiego, bo nie wydaje mi się, by osoba o takim charakterze byłaby zdolna do napisania czegoś takiego, i Midorimę. Szał po prostu. Wykreśliłam trzech na trzystu chłopaków. W takim tempie może do końca gimnazjum uda mi się odnaleźć tajemniczego Anonima.
 Weszłam do klasy, zajęłam swoje miejsce, a po chwili przy mojej ławce stanął uśmiechnięty Kise.
 - Coś się stało? – Spytał. – Jakaś nie w humorze jesteś.
 - To się stało. – Podsunęłam mu karteczkę pod nos, a on zaczął czytać. Kilka sekund później gwizdnął cicho, nerwowo drapiąc się po karku. – Jakiś kretyn mi to podrzucił, a ja nie mam pojęcia, kto to może być. – Spojrzałam na niego czujnie. – To nie ty, prawda?
 - Nie, skądże! – Machnął ręką. – Wolę mówić o takich rzeczach wprost… - Zaśmiał się nerwowo.
 - Czyli jesteś czwartą osobą, którą mogę wykluczyć. – Westchnęłam, kładąc głowę na ławce.
 - A kogo jeszcze wyrzuciłaś z listy podejrzanych?
 - Aomine, Akashiego i Midorimę.
 - Dorzuć Kurokocchiego i Murasakibaracchiego. – Uśmiechnął się. – Kurokocchi nie robi takich rzeczy, a Murasakibaracchi… Cóż, on interesuje się głównie jedzeniem.
 Świetnie. Wykreśliłam całe Pokolenie Cudów. Zawsze jakiś postęp. Przynajmniej mam pewność, że żaden z tych tęczowych zjebów nie jest moim adoratorem. Ulżyło mi.
 Ten tydzień będzie naprawdę fatalny…

__________________________________________________________________________________