czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział 34

Wprawdzie to nie ma żadnego związku z Sylwestrem, ale nie za bardzo miałam pomysł, co napisać, więc skończyłam ten oto zacny rozdział :D
Życzę wszystkim czytelnikom szczęśliwego nowego roku, weny, zdrowia i wszystkiego, co najlepsze, by nadchodzący rok był dla was udany i był jeszcze lepszy od tego!! :D <3 <3 :*** Do życzeń dołączają się chłopcy z Pokolenia Cudów ;)
_________________________________________________________________________________

  ~Aomine~

  Wakacje. Ten przyjemny czas, gdy nie trzeba łazić do szkoły, nauczyciele nie mają prawa się czepiać, można spać do południa… A, zapomniałbym o najważniejszym – wszyscy uczniowie mają kategoryczny zakaz otwierania podręczników szkolnych. Przynajmniej ja sam sobie taki zakaz postawiłem i zamierzam go przestrzegać.
  Zapatrzyłem się na szafkę nocną Kise i starałem ignorować jego radosne krzyki. Czemu u niego siedziałem? Akina mnie tam zaciągnęła. Kilka razy już się od tego wykręcałem, ale w końcu nie znalazłem żadnej sensownej wymówki i zostałem tu siłą przywleczony. No, może niedosłownie, ale wolałem uniknąć gniewu swojej dziewczyny dla własnego bezpieczeństwa. Wierzcie mi, że jak się wkurzy, a szczególnie na mnie, to potrafi być straszna. Krzyki i trzepanie mnie po głowie to jeszcze nic. Zdarzają się sytuacje, kiedy strzela ogromnego focha, a żeby ją jakoś udobruchać, to muszę prawie że klękać i błagać o przebaczenie. Przeważnie potem mam ją zabierać do jakiejś lodziarni albo, co gorsza, pełnię rolę tragarza, gdy wybiera się na zakupy. W życiu nie widziałem tak zmiennej kobiety. Kise jakoś nie ma tylu problemów z Sayaką. Cóż, ale ja Ryoutą nie jestem. I dobrze, bo gdybym miał być taką ciotą, to zabiłbym się chyba ze wstydu na pierwszy skrzyżowaniu.
 - Aominecchi! – Krzyk modela wyrwał mnie z przemyśleń… właściwie o niczym.
 - Czego? – Łaskawie spojrzałem w jego stronę.
 - Możesz nas nie ignorować? – wtrąciła Akina i stanęła przede mną, łapiąc się pod boki. – Nie po to cię tu przyprowadziłam, byś ciągle tylko siedział i jak głupi gapił się w jeden punkt!
 - To trzeba mnie tu było nie… AŁA! – krzyknąłem, gdy trzepnęła mnie w głowę. – Za co?
 - Ty już dobrze wiesz za co – burknęła.
 - Proponuję ,,Monopolly” albo wspólne wyjście do kina – odezwała się Sayaka, trzymająca w ręku ulotkę nowego filmu przygodowego.
 - Podwójna randka? – Kise nagle się ożywił.
 - Coś w ten deseń – odparła jego dziewczyna z uśmiechem i spojrzała na mnie pytająco.
 Jeżeli mam później wysłuchiwać pretensji Akiny, jaki to jestem nieromantyczny i leniwy, to wolę już ją zabrać na ten film. Przynajmniej będę miał później święty spokój.
 - Idziemy – Kiwnąłem głową, po czym podniosłem swoje cztery litery z podłogi i wraz z innymi skierowałem się do hollu.
 Kiedy tylko wyszliśmy z domu Kise, uderzyła nas fala gorąca. Cóż się dziwić, w końcu było ponad trzydzieści stopni, a oni wyciągnęli mnie do kina. Całe szczęście, że miałem na sobie krótkie spodenki i jasną podkoszulkę, dzięki czemu nie było mi tak gorąco. Reszta też się letnio ubrała. Akina założyła krótką, niebieską sukienkę oraz sandały na koturnie. Sayaka włożyła dżinsowe spodenki tuż za pośladki i bluzkę z czarnym napisem, natomiast Kise miał na sobie lekkie rurki i zwiewną koszulkę w kratkę. Że też im się w ogóle chce gdzieś iść. Ja to bym najchętniej siedział w domu przed włączonym wiatrakiem i oglądał telewizję. Po co sobie życie utrudniać takimi wyjściami? Nie lepiej leniuchować, szczególnie w wakacje? Chociaż jak niedawno zapytałem o to Akinę, to mi odpowiedziała, że w wakacje jest dużo więcej czasu na spotykanie się z przyjaciółmi i wspólne randki, więc już wolałem się z nią nie wykłócać.
 Film był nawet interesujący. Dziewczyny ciągle szeptały o aktorze, który grał głównego bohatera i podobno był ,,ciachem nad ciachami”. Aż Kise zrobił się zazdrosny, co naprawdę bardzo rzadko się zdarza. Sayaka mówiła o błękitnych oczach Mikaela, bo tak się ten aktor nazywa, za to Akina, o zgrozo, zwróciła uwagę na jego mięśnie. No przepraszam bardzo, ale muskuły to ja mam! I to miliard razy lepsze niż ktoś taki ja ten cały Mikael! Jakby jej mój zajebisty widok nie wystarczył, niewdzięcznica jedna.
 Już miałem oznajmić, że mam na nią focha, ale przeszkodziła mi jej dzwoniąca komórka. Kto dzwonił? Kagami. Ten chłopak w ogóle nie ma wyczucia czasu.
 - Naprawdę?! – wykrzyknęła uradowana Akina, po czym szeroko się uśmiechnęła. – Taiga, to wspaniale! Nie mogę się doczekać! Jak przyjedziesz, pokażę ci fajne miejsca w Tokio. Jasne, przekażę. Na pewno się ucieszy. Do zobaczenia!
 Schowała telefon do torebki, po czym spojrzała na Sayakę.
 - Taiga przylatuje za dwa dni – oznajmiła.
 Dziewczyna Kise szeroko się uśmiechnęła, po czym położyła ręce na ramionach Akiny i zaczęła nią potrząsać.
 - Serio?! Miał przyjechać dopiero za tydzień. Co ci mówił? Co u niego? Dlaczego nastąpiła zmiana?
 - Zmieniono daty lotów… czy coś takiego – Hyuga zabrała ręce Sayaki ze swoich ramion.
 - Ekstra! Rodzeństwo znów razem!
 - Nie zapominaj o Tatsuyi…
 - Pamiętam o nim, spokojnie. – Uśmiechnęła się lekko. – On kiedyś też tu przyleci, zobaczysz.
 - Kim jest ten Tatsuya? – spytał zdezorientowany Kise.
 - Nasz brat.
 - Macie dwóch braci?
Przytaknęły, po czym cicho się zaśmiały.
 Poszliśmy do najbliższej cukierni po jakieś lody. Akina oczywiście wybrała czekoladowe, jakże mogłoby być inaczej. Kise i Sayaka wzięli truskawkowe, natomiast ja waniliowe.
 Głównym tematem dziewczyn był Kagami Taiga. Rozumiem, że to ich brat i w ogóle, ale gadać o nim bez przerwy? No lekka przesada.
 - Chciałbym go poznać – odezwał się nagle Kise, idąc koło mnie.
 - Ha? – Spojrzałem na niego. – Po co?
 - Pewnie jest fajny, skoro dziewczyny tak go lubią. – Uśmiechnął się. – Poza tym to ich brat, więc wypadałoby go poznać. A ty nie jesteś ciekawy, Aominecchi?
 - Chętnie się przekonam, jak gra w kosza – mruknąłem, kończąc swojego loda.
 - Też chciałbym się z nim zmierzyć, ale najpierw chcę się z nim zaprzyjaźnić. – Zerknął na swoją dziewczynę. – Tego drugiego, Tatsuyę, też chętnie poznam. Jego imię kojarzy mi się z Kurokocchim.
 Westchnąłem cicho i zmrużyłem oczy przed rażącym słońcem. Nie żebym miał coś do lata, skąd. Po prostu jest czasem irytujące, a temperatura bywa zdecydowanie za wysoka. Ale, jak już mówiłem, plus jest taki, że nie trzeba łazić do szkoły. Świat bez tego budynku i nauczycieli byłby znacznie piękniejszy.
 - Muszę już iść, bo mam za półtorej godziny sesję – powiedział nagle Kise, co przywróciło mnie do świata rzeczywistego. – Sayakicchi, chcesz iść ze mną?
 - A mogę? – Dziewczyna szeroko się uśmiechnęła, po czym podbiegła do swojego chłopaka i złapała go za rękę. – To na razie! – krzyknęła na pożegnanie.
 Zostałem z Akiną. Hyuga spojrzała na mnie zachęcająco, a po chwili szliśmy ulicą trzymając się za ręce. Nawet nie przeszkadzało nam to, że nasze dłonie kleiły się lekko od potu. Nie odzywaliśmy się dużo, ale żadnemu z nas to nie przeszkadzało.

 ~Akina~
 No gdzie on jest? Miał tu być piętnaście minut temu! Kto to słyszał tak się spóźniać bez uprzedzenia?
 Zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Piętnaście po szesnastej. Trudno, w końcu kwadrans nikogo nie zbawi. Poza tym mogę mu wybaczyć. W końcu nie widziałam go od kilku miesięcy.
 Pogoda dopisywała. Świeciło słońce, wiał lekki wiaterek, nie było aż tak gorąco jak dwa dni temu. Założyłam krótkie dżinsowe spodenki i jasnoniebieską podkoszulkę. Ponownie wyświetliłam godzinę i ze zniecierpliwienia przygryzłam wargę. No gdzie on, do cholery, jest?!
 - Hej, Akina!
 Odwróciłam się w stronę, z której dochodził znajomy mi głos i po chwili szeroko się uśmiechnęłam, biegnąc w stronę nadchodzącego Kagamiego. Rzuciłam mu się w ramiona, a on mnie mocno objął.
 - Stęskniłem się, siostra. – Uśmiechnął się. – W ogóle się nie zmieniłaś.
 - Tobie za to urosły włosy. – Pstryknęłam go w nos. – Spóźniłeś się.
 - Wybacz, trochę się zgubiłem. – Podrapał się nerwowo w tył głowy.
 - Nie dziwię się. – Zaśmiałam się. – Mieszkam tu prawie od roku, a i tak nie znam do końca tego miasta. Idziemy?
 - Pewnie. A Sayaka przyjdzie?
 - Dojdzie gdzieś tak za półgodziny. Była z Kise na kręgielni, więc zaraz przyjdzie.
 - A jak ci się układa z Aomine? – spytał, spoglądając na mnie z góry. No serio, gdyby nie te czerwone włosy i rozdwojone brwi, to mogłabym go pomylić z Daikim. Posturą są do siebie bardzo podobni.
 - Dobrze.
 - Nadal jest takim gburem i samolubem?
 - Wiesz… On się tak przy mnie nie zachowuje. Znaczy… Jest bardziej obojętny i w ogóle, ale przy mnie potrafi się uśmiechać… Publicznie raczej tego nie robi. No chyba że śmiejąc się ze swoich przeciwników.
 - Rozumiem – mruknął.
 Wielu przechodniów nas mijało, bo staliśmy na środku chodnika, nieco blokując przejście. Zaczęliśmy więc iść przed siebie, cały czas rozmawiając. Pominęliśmy temat Aomine, za to Taiga dużo opowiadał o Ameryce, tamtejszych przyjaciołach, swoich treningach i postanowieniu dorównania Pokoleniu Cudów. Nieźle się uparł. Widziałam w jego oczach ogromną determinację. Wprawdzie jesteśmy w innych drużynach, ale kibicuję i jemu, i Aomine. Chociaż jeśli kiedykolwiek staną razem na boisku, to prawdopodobnie będę za Touou. Okazało się, że Kagami będzie w jednej drużynie z Kuroko. Nieźle się złożyło. Chociaż głupio wyszło, że każdy członek Pokolenia Cudów idzie do innej szkoły. Jednak z drugiej strony na obecnym poziomie są zbyt silni i miażdżyliby każdego przeciwnika, nie dając nikomu szans na wygraną.
 - Hej, poczekajcie! – Usłyszeliśmy nagle radosny głos, a po chwili zobaczyliśmy biegnącą ku nam Sayakę. Od razu rzuciła się Taidze w ramiona, po czym mocno go uściskała. Następnie przywitała się ze mną szybkim buziakiem w policzek. – Rany boskie, Taiga, ale urosłeś! – Popatrzyła na chłopaka zaskoczona, po czym klepnęła go w ramię. – No, prawdziwy z ciebie przystojniak! – Zaśmiała się.
 Całą trójką udaliśmy się do pobliskiej lodziarni i zamówiliśmy duże porcje lodów. Gadaliśmy na wszelkie możliwe tematy i śmialiśmy się z min Kagamiego oraz opowiadanych przez niego dowcipów. Już prawie zapomniałam, jak to jest spotykać się z rodzeństwem na takich pogawędkach… No, może nie całym rodzeństwem, bo brakowało jednego brata, ale cóż… Nawet nie wiem, co się z nim obecnie dzieje.
 - Taiga… - Postanowiłam zaryzykować. – Miałeś ostatnio jakiś kontakt z Tatsuyą?
 Kagami przerwał jedzenie wafla, który był dodatkiem do jego porcji, po czym spojrzał na mnie z… z taką pustką w oczach. Aha, czyli nic się w tej kwestii nie zmieniło.
 - Nawet do niego nie dzwoniłem – burknął, wbijając wzrok w metalową łyżeczkę. – On też nie dawał o sobie znaku życia, więc widocznie mu nie zależy. Ma nas w dupie i powinniśmy się z tym pogodzić.
 - Tai-chan! – wykrzyknęła oburzona Sayaka, szturchając go w bok. – Nawet tak nie mów! On na pewno przyleci i się pogodzicie!
 - Nadzieja matką głupich.
 - A poddanie się ojcem debili.
 Spojrzał na nią nieco zdziwiony, po czym głośno westchnął i wziął do buzi kolejną łyżeczkę swoich lodów.
 - Może i nie powinienem tak mówić. – Przełknął to, co miał w ustach. – Ale gdyby mu zależało, to chociaż wam wysłałby jakiegoś SMS’a. Nie wysłał, prawda? – Pokiwałyśmy zgodnie głowami. – No właśnie.
 - Ale nadal to nosisz. – Wskazałam palcem na jego srebrny pierścionek zawieszony na łańcuszku, który wisiał na jego szyi.
 - Mimo wszystko nie chcę o nim zapomnieć – westchnął i skończył swoją porcję.
 Uśmiechnęłam się lekko i starałam się wyobrazić obecny wygląd Tatsuyi. Ciekawe, czy bardzo się zmienił? Chciałabym go znów zobaczyć. Chciałabym też przyjaźnić się z członkami Pokolenia Cudów przez długie lata, by nasz kontakt się teraz nie urwał, ale czy mi się to uda? Przecież nie wszyscy mogą chcieć się ze mną jeszcze kiedykolwiek spotkać. Cóż, na razie trzeba pomyśleć o nowej szkole i o zachęceniu Aomine do częstszych treningów. Co by tu wymyślić? Może nowy kapitan będzie miał na niego jakiś sposób? Oby tak, bo jak czegoś nie zrobimy, to Daiki stanie się jeszcze większym zarozumialcem, czego wolę uniknąć. Jego obecne zachowanie i tak mi w zupełności wystarczy.
_________________________________________________________________________________






 _________________________________________________________________________________

BONUS!!!









środa, 30 grudnia 2015

AkaKuro - Rozmowa

Nowość!! Oto pierwszy  raz na tym blogu opowiadanie Akashi x Kuroko!! :D :D Lubię ten paring, takie połączenie lwa z piesełem :D Zapraszam do czytania ;) :*
_________________________________________________________________________________________________________


 Sejiuro Akashi był znany w całej szkole ze swoich zapędów sadystycznych i znęcania się nad zawodnikami klubu koszykarskiego. Kiedy więc wezwał do siebie Kuroko Tetsuyę, cały pierwszy skład życzył biedakowi powodzenia, po czym pospiesznie wyszedł do szatni się przebrać. Prawdziwi przyjaciele, nie ma co.

 Kuroko zmówił w duchu krótką modlitwę, prosząc bogów o dobry humor swojego kapitana. Zapukał do drzwi gabinetu Akashiego, a po chwili usłyszał donośne ,,Proszę!”. Przełknął ślinę, po czym z ociąganiem wszedł do środka. Pomieszczenie, które Sejiuro uważał za swoje biuro, było w ciemnych kolorach – ściany pokryto szaro-granatową farbą, meble zostały wykonane z drewna, a materace leżące w rogu ,,gabinetu” były brązowo-czarne. Akashi lubił takie klimaty. Chciał, by wszyscy czuli przed nim respekt i okazywali mu szacunek. Nie bez powodu nosił ze sobą krwistoczerwone nożyczki i rzucał ludziom mordercze spojrzenia. Sadysta idealny.

 - Um… - zaczął Kuroko. – Akashi-kun, chciałeś mnie widzieć?

 - Owszem, Tetsuya, usiądź – Sejiuro ruchem ręki wskazał wolne krzesło naprzeciwko siebie. Kiedy błękitnooki zajął wyznaczone mu miejsce, kapitan podniósł kąciki swoich ust lekko do góry, co oznaczało nikły uśmiech. ,,Źle ze mną”, pomyślał Tetsu. Znał ten uśmiech i wiedział, że coś się za nim kryje. – Czy ty przypadkiem nie przemęczasz się na dodatkowych treningach z Daikim?

 - Nie… Może trochę… Znaczy… - zmieszał się. - Trenujemy głównie podania i trochę rzuty, ale nie jest tak, że wychodzę z sali wykończony. Aomine-kun zawsze mówi, że przemęczanie się…

 - Tak, tak – Przerwał mu kapitan. – Mądrości Daikiego zostawmy na potem. Zauważyłem, że dziś podczas ćwiczeń byłeś jakiś rozkojarzony i zmarnowałeś kilka dobrych podań. Wytłumacz się z tego.

 Kuroko spuścił na chwilę głowę. Miał jeden powód, ale nie chciał, by ktokolwiek o nim wiedział. Zwłaszcza Akashi, bo jego problem dotyczył. Zacisnął nerwowo wargi i starał się ukryć rosnącą chęć ucieczki z jego gabinetu. Może i by mu się to udało, za to późniejsze skutki mogłyby poważnie wpłynąć na jego zdrowie i stan psychiczny.

 - Tetsuya – Głos kapitana wyrwał Kurko z zamyślenia. – Możesz mi o wszystkim powiedzieć. W końcu od tego jest też kapitan.

 - Ale ja… Um… - Chłopak ponownie zwiesił głowę i zacisnął ręce na drewnianym krześle. – Nie mogę, Akashi-kun. To dla mnie dość intymna sprawa i nie chcę by ktokolwiek o niej na razie wiedział.

 - Rozumiem, ale gdybyś zmienił zdanie, to chętnie cię wysłucham – Sejiuro wlepił w niego uważne spojrzenie i podparł brodę prawą dłonią. – Czy to właśnie ta sprawa nie pozwalała ci się skupić na treningu? – Kuroko potwierdził. – Problemy sercowe?

 Tetsuya uniósł pytająco brwi, co dla Akashiego było wystarczającą odpowiedzią. Tym razem nie dał rady ukryć swoich emocji.

 - Tak myślałem – mruknął czerwonowłosy, po czym wstał i podszedł do Tetsuyi, lekko się nad nim pochylając. – Czy obiektem twojego zainteresowania jest jeden z graczy naszej drużyny? – Kuroko nieśmiało przytaknął, starając się nie patrzeć w dwukolorowe tęczówki kapitana. – Daiki? – Tetsu zaprzeczył, robiąc się na twarzy coraz bardziej czerwonym. Po co Sejiuro tak bardzo naciskał? – Ryouta? – Kolejne zaprzeczenie. – To może ja? – Policzki niebieskowłosego przybrały kolor dojrzałych pomidorów, co zdradziło odpowiedź.

 - M-może ja już pójdę…? – Kuroko chciał wstać, ale ramię Akashiego skutecznie mu to uniemożliwiło. Spojrzał na chłopaka z niepewnością, po czym przełknął ślinę.

 - Ależ nie, zostań – Zachęcił go kapitan, coraz bardziej zbliżając się do jego twarzy. – Teraz właśnie będzie najlepsze.

 Nim Tetsuya zdążył się zorientować, co jego kapitan miał na myśli, poczuł ciepłe wargi na swoich ustach. Oczy gwałtownie mu się rozszerzyły, a ze zdziwienia aż otworzył buzię, co Sejiuro wykorzystał, wpychając mu do środka język. Zaczął pogłębiać pocałunek, a Kuroko nieświadomie oddawał pieszczotę zapominając o miejscu, gdzie się znajdują. Liczyła się ta jedna osoba i te jedne usta. Kiedy Akashi przerwał pocałunek, Tetsu spojrzał na niego z żalem i niepewnością w jednym. Bał się jego reakcji. Wprawdzie go pocałował, ale może tylko bawił się jego uczuciami, jego słabością? Niespokojnie wiercił się na krześle, oczekując jakiejkolwiek reakcji ze strony swojego kapitana. Już nawet mógłby siedzieć na godzinnym kazaniu, byleby tylko Akashi coś zrobił. On jednak milczał i długo wpatrywał się w Tetsuyę, a jego dwukolorowe tęczówki zdawały się przewiercać go na wylot. Niebieskowłosy nie chciał popędzać swojego kapitana, bo wiedział, że to mogłoby tylko pogorszyć jego sytuację.

 - Tetsuya – odezwał się nagle Sejiuro, przerywając krępującą ciszę. Kuroko odważył się spojrzeć mu w oczy, a po chwili uznał to za jeden z największych błędów swojego życia. Otóż Akashi miał w tęczówkach dziwny błysk, który mógł być zwiastunem kłopotów, z których nie będzie się już mógł wycofać. – Podejdź do mnie.

 Tetsu przez chwilę siedział nieruchomo na krześle, dopóki sens słów kapitana nie dotarł do jego mózgu. Powoli wstał i krok po kroczku przybliżał się do czerwonowłosego. Kiedy już prawie stykali się torsami, Akashi ujął w dłonie jego twarz i złożył na jego wargach kolejny pocałunek. Tym razem delikatniejszy, ale jednocześnie namiętny i… pełen uczuć? Tak. To na pewno to. Nie wydawało się, że Sejiuro zamierza go wyśmiać. Całował go tak, jakby był dla niego kimś ważnym. Kuroko jęknął cicho, gdy kapitan przyciągnął go do siebie, mocniej obejmując w pasie. To zachęciło Akashiego do kolejnego kroku – wsadził mu ręce pod bluzkę. Przez ciało Tetsu przeszedł przyjemny dreszcz podniecenia. Dłonie czerwonowłosego były ciepłe i przyjemne. Sprawiały, że Tetsuya chciał więcej, nie miał zamiaru przerywać tej niezwykłej chwili. Nagle Sejiuro go lekko popchnął, w wyniku czego obaj wylądowali na kupce materaców znajdujących się w rogu pomieszczenia. Kapitan nadal go całował i rękami badał jego tors, coraz wyżej podwijając bluzkę Kuroko. Niebieskowłosy nie bardzo wiedział, co ma zrobić z rękami. Zaryzykował więc i włożył je we włosy kapitana. Po chwili został ugryziony w język, co natychmiast zrozumiał. Przeniósł się z dłońmi na barki Akashiego, za co został wynagrodzony cichym mruknięciem. Sejiuro przeniósł się z pocałunkami na jego uszy, szyję oraz ramiona. Tetsuya wzdychał lekko i jęczał, gdy czerwonowłosy przygryzał czasem jego delikatną skórę.

 - To nie jest odpowiednie miejsce na takie rzeczy – odezwał się nagle Akashi, przerywając pocałunki. Wstał i spojrzał z wyższością na Kuroko. – Idziemy do mnie. W moim pokoju dokończymy tę rozmowę – uśmiechnął się pewnie, po czym dał znak Tetsuyi, by poszedł za nim.

 Niebieskowłosy czuł się szczęśliwy. Z jakiegoś powodu wiedział, że podczas dzisiejszej ,,rozmowy” padną dwa ważne słowa, które od dawna chciał wypowiedzieć Akashiemu.
Jednocześnie czuł, że usłyszy je od niego. Wyszedł za swoim… kochankiem? Kolegą? Chłopakiem? Sam nie wiedział, jak do nazwać, więc po prostu stwierdził, że mimo wszystko Sejiuro jest jego kapitanem, więc będzie się tak do niego zwracał. W myślach jednak mówił mu po imieniu.

 Kiedy limuzyna zawiozła ich pod dom Akashiego, Kuroko wysiadł z niej niepewnie i zerknął na Sejiuro, który dyskretnie złapał go za dłoń. To mu dodało otuchy i dzięki temu z uśmiechem na ustach wszedł do jego pokoju. Czuł, że ich ,,rozmowa” będzie bardzo przyjemna. W końcu może mu powiedzieć o wszystkim, prawda? Od tego są przecież kapitanowie.
_________________________________________________________________________________________________________




 

poniedziałek, 28 grudnia 2015

AoKise - Bratanek

To nie jest takie AoKise jak do tej pory wstawiałam. Znacznie się różni od tamtych, ale mam nadzieję, że mimo wszystko wam się spodoba ;) Udało mi się je dziś wstawić, z czego się bardzo cieszę, bo siedzę nad tym prawie od dwóch dni..

Zapraszam do czytania :*
Z dedykacją dla wszystkich czytelników <3
_________________________________________________________________________________________________________
 
 - Co? – Spytałem jak głupi, gapiąc się na zdeterminowanego Kagamiego. – Że niby ja?

  - No przecież łapiesz przestępców, więc opieka nad sześciolatkiem nie powinna ci sprawić kłopotu, nie? – Wcisnął mi w ręce torbę z rzeczami swojego bratanka, po czym oznajmił. – Tylko do jutrzejszego popołudnia.

 - Masz mnie za jakąś niańkę?

 - Przyjacielowi nie wyświadczysz przysługi?

 - Wiesz dobrze, że nie znam się na dzieciach!

 - To tylko jeden dzień!

 - Kiedy ja…!

 - Kise! – Zawołał nagle rudzielec.

 Po chwili z pokoju obok wyszedł mały, blond włosy chłopiec o złotych oczach i całkiem bystrym spojrzeniu. W ręku trzymał niebieski samochodzik i patrzył na mnie nieśmiało.

  - Aomine, to jest mój bratanek, Kise Ryouta – Kagami wskazał bachora. – Kise, to mój przyjaciel, Aomine Daiki. Zajmie się tobą na czas mojej nieobecności, ok?

 - Ale ja chcę do wujka… - powiedział chłopiec i spojrzał na Taigę z ufnością.

 - Wrócę jutro po południu – Kagami klęknął przy chłopcu. – Bądź grzeczny, dobra? Postaraj się nie narobić Aomine kłopotów. Jesteś dzielnym chłopcem, więc sobie poradzisz, prawda? Mogę na tobie polegać?

 - Tak!

 - Więc do jutra – Poczochrał go po włosach, po czym podszedł do mnie. – Opiekuj się nim. W torbie masz spis rzeczy, na które jest uczulony, porę snu, resztę sam ci powie. Dzięki za przysługę!

 ,,Nie ma za co”, pomyślałem i właśnie w tym momencie naszła mnie nagła ochota aresztowania go. Przecież mam do tego prawo, to czemu by nie skorzystać?

 Wyszedłem z mieszkania, a Kise podszedł do mnie nieśmiało, cały czas bacznie mi się przyglądając.

 - Eee… -Jak by tu zacząć rozmowę z dzieckiem? O, już wiem! Skoro jest chłopcem, to może lubi samochody. – Kise, lubisz samochody policyjne? – Pokiwał głową. – A chciałbyś się może przejechać moim?

 - Jest pan policjantem? – W oczach pojawiły mu się iskierki podniecenia.

 - Tak.

Chwilę później siedział już w samochodzie, ale uparł się, że chce siedzieć z przodu. Raz postanowiłem złamać przepisy i zawieźć go do domu bez fotelika. No przecież policja mnie nie złapie, bo sam do niej należę.

 - A do czego to służy? – spytał chłopiec, po raz kolejny gapiąc się na jeden z czarnych przycisków.

 - Do włączania świateł.

 - A ten?

 - Do radia.

 - A tamten zielony?

 - Do szyb.

 - A ten zagięty?

 - Do klimatyzacji – Zaczynałem już tracić cierpliwość. Znam dzieciaka od kilku minut, a już  żałuję, że się zgodziłem na opiekę nad nim. Mogę spokojnie stwierdzić, że jest jedną z nielicznych osób, które potrafią mnie tak szybko wkurzyć. Pewnie odziedziczył to po swoim wujku… Z kim ja się w ogóle przyjaźnię? – Kise, nie dotykaj!

 Chłopiec spojrzał na mnie ze skruchą i już myślałem, że będzie siedział spokojnie, ale on po chwili ponowił zadawanie swoich pytań, a dodatkowo zaczął się bawić moją czapką policyjną. Oszaleć można! Jeśli w najbliższym czasie nie wybuchnę, to będzie to cud prawdziwy! Jak Kagami z nim wytrzymuje?

 Podjechaliśmy po mój dom. Wziąłem torbę z rzeczami Kise, po czym otworzyłem drzwi. Chłopiec od razu wpadł do środka, uważnie się wszystkiemu przyglądając. Chyba ma w sobie dużo energii… Co by tu zrobić z jej nadmiarem? O! Już wiem! Może jakiś długi spacer albo koszykówka. Zaraz, zaraz, czy Kise w ogóle wiem, jak w to się gra?

 - Kise, grałeś kiedyś w kosza? – zapytałem, wchodząc z chłopcem do kuchni.

 - Pewnie! – krzyknął entuzjastycznie, zajmując miejsce przy stole. – Jak przyjeżdżam do wujka Kagamicchiego, to wtedy często z nim gram. – Spojrzał na mnie z uśmiechem. – Ale czasem mówi mi o tobie i wspomina, że gdy byliście w liceum, to często razem graliście. Podobno nadal czasem gracie, prawda?

 - Tak, ale rzadko.

 - Wujek mówi, że zawsze byłeś bardzo silny i często go ogrywałeś.

 - No ba! W końcu jestem najlepszy z najlepszych!

 - Wujek Kagamicchi mówi, że nadal jesteś taki zarozumiały jak kiedyś.

 - Pierdolony gnojek – mruknąłem pod nosem, tak, by nie usłyszał. - ,,Kagamicchi”? – spytałem po chwili.

 - Dodaję końcówkę ,,cchi” to nazwisk osób, które lubię. – Szeroko się uśmiechnął. – To rodzinne.

 - Aha…

 Dobra. Co ten chłopiec lubi jeść na obiad? W sumie to mógłbym mu odgrzać zupę, ale… Zaraz, gdzie jest ta kartka od Kagamiego? Ta, na której jest spis rzeczy, na które uczulony jest Kise?

 Przeszukałem wszystkie kieszenie munduru, aż w końcu znalazłem zgubę. Z triumfalnym uśmiechem zacząłem czytać, co jest tam napisane. Z każdym kolejnym produktem uśmiech schodził mi z twarzy. Tłuste mleko? Orzechy? Kokos? Mleko w proszku? Surowa marchewka? Cukier brązowy? Aha, czyli odgrzanie zupy odpada. Kagami by mnie chyba zabił, gdybym dał mu co zjedzenia coś, w czym jest tyle świństw. Pomijam fakt, że sam wpierdziela dwadzieścia hamburgerów dziennie.

 - Kise… - zacząłem, wkładając karteczkę z powrotem do kieszeni. – co ty właściwie jadasz na obiad?

 - Wujek czasem robi mi zupę warzywną lub ryż z kurczakiem w sosie mięsnym – odparł chłopiec, nadal szeroko się uśmiechając. Skąd on bierze ten dobry humor?

 Tia… I kolejny problem. Kucharz ze mnie marny, więc wolę nie eksperymentować w kuchni. Kiedyś spaliłem makrelę, brudząc przy tym ponad połowę pomieszczenia i wywołując u mamy niezły atak paniki. Innym razem z kolei produkty z ciasta czekoladowego (właściwie to wyszła jakaś ciemna breja, ale to szczegół) przykleiły się do ścian i sufitu, a resztek plam nie można było domyć przez miesiąc.

 - A nie miałbyś może ochoty na pizzę? – spytałem.

 - Pewnie! Uwielbiam pizzę! – krzyknął uradowany i podbiegł do mnie, przyklejając się do moich nóg. – Zamów ją! Zamów!

 - Ok, ale ani słowa wujkowi, jasne? Zabije mnie jak się dowie, czym cię dziś nakarmiłem…

 - Nie pozwoliłbym mu na to, Aominecchi. Jesteś zbyt fajny.

 - Aominecchi? – Powtórzyłem szeptem, gapiąc się w roześmiane oczy Ryouty.

Zdobyłem zaufanie i przyjaźń tego chłopca? Nie no, wszystko fajnie, ale właściwie niczego jeszcze nie zrobiłem. E, olać to. Jestem tak zajebisty, że każdy mnie lubi. Nawet dzieci po niecałej godzinie znajomości.

 Kiedy Kise był zajęty oglądaniem jakiejś bajki o smokach, ja poszedłem się przebrać w codzienny, sportowy strój. Szczerze mówiąc to lubię chwile, gdy mogę odłożyć mundur do pralki i zająć się w spokoju domowymi sprawami. Jednak teraz doszedł mi pewien obowiązek w postaci jednego, energicznego bachora, który jest bratankiem mojego przyjaciela. Ech, słowo daję, że więcej nie dam się wrobić w coś podobnego. A to podobno miała być ,,drobna” przysługa. Jeśli opiekę nad sześcioletnim dzieckiem można nazwać ,,drobną” przysługą, to ciekaw jestem, co podchodzi pod większą pomoc. Praca w zoo? A może grabienie Sahary?

 - Aominecchi, pooglądaj ze mną! – zawołał Kise, gdy tylko zszedłem na dół.

 Westchnąłem cicho pod nosem i usiadłem obok chłopca, który po chwili trochę się do mnie przysunął i posłał mi jeden ze swoich uśmiechów. Czułem się… dziwnie. Jakoś tak niekomfortowo, co z moim przypadku jest praktycznie niemożliwe, bo wszyscy znają mnie z mojej bezwstydności i z tego, że łatwo dopasowuję się do sytuacji. A tu proszę, taka niespodzianka. Ja, wyluzowany i zajebisty Aomine Daiki, czułem się niezręcznie przy sześcioletnim dziecku!

 Usłyszałem dzwonek do drzwi, więc szybko wstałem i poszedłem otworzyć. Dwie minuty później pizza stała już na stole, a ja wraz z Kise zajadaliśmy się pysznym obiadem. Raz na jakiś czas można sobie odpuścić, nie? Każdemu się przecież należy.

 Wyszliśmy na spacer. Kise niósł w rękach moją piłkę do koszykówki i szedł obok mnie jak zwykle z uśmiechem na ustach. W pewnym momencie wsunął swoją lewą dłoń w moją prawą, a jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. Spojrzałem na niego zdziwiony, ale nic nie powiedziałem, za to poczułem coś dziwnego w okolicach serca. Radość? Tia… Bombowo. Sześcioletni bachor idzie ze mną na spacer, a w dodatku trzyma mnie za rękę. Kilka starszych pań nawet rzuciło mi przyjazne uśmiechy i co rusz któraś wskazywała na Kise.

 - Przepraszam, ile lat ma pański synek? – zapytała jedna, gapiąc się na Ryoutę z uśmiechem (brakowało jej kilku zębów, ale szczegół).

 - To bratanek mojego przyjaciela – odparłem, zastanawiając się, czemu kobiety, zwłaszcza starsze, tak zachwycają się małymi dziećmi. – Ma sześć lat.

 - Jest słodki. Pamiętam, gdy mój synek był w tym wieku…

Oho, zaczyna się monolog staruszki dotyczący jej młodych lat. Czas spierdalać jak najdalej stąd.

 - Przepraszam, ale spieszę się z nim do lekarza – skłamałem. – Ostatnio gorączkował, więc…

 - Ah, tak, tak… - Staruszka znów się uśmiechnęła. – Nie będę panu przeszkadzać. Zdrowia życzę.

 Skinąłem na podziękowanie głową, po czym pociągnąłem Kise lekko za sobą i, nie odwracając się, poszedłem w stronę najbliższego boiska do kosza.

 - Uf, było blisko – szepnąłem.

Kiedy już byliśmy na miejscu, Kise puścił moją dłoń i stanął przed koszem. Rzucił, a gdy trafił, spojrzał na mnie triumfalnie i uśmiechnął się.

 - Aominecchim, widziałeś?

 - Ta, całkiem dobrze – Poszedłem po piłkę i rzuciłem mu ją. – Spróbuj rzucić też z wyskoku.

 Spojrzał na kosz, potem na piłkę, a następnie skoczył i rzucił.

 - He?! – wykrzyknął, gdy piłka odbiła się od krawędzi i spadła na ziemię. – Aominecchi, czemu nie wpadło?

 - Bo dopiero zaczynasz – Włożyłem ręce do kieszeni i podszedłem do niego. – To normalne, że na początku się pudłuje.

 - Ty też pudłowałeś?

Momentalnie się zatrzymałem i podrapałem się nerwowo palcem po brodzie.

 - Wiesz… Um… Ja byłem innym przypadkiem – zacząłem. – Nigdy nie pudłuję.

 - Ha?! – zdziwił się. – W sumie to wujek zawsze mówił, że nieźle grasz… - Zrobił lekko obrażoną minę.

 - Bo jestem zajebisty – Uśmiechnąłem się triumfalnie, po czym ponownie podałem mu piłkę. – Staraj się trafić w ten kwadracik na tarczy.

 Godzinę później zarządziłem koniec, co Kise przyjął z… niezadowoleniem. Musiałem go przekonywać, że kiedyś na sto procent z nim zagram i pokażę mu, jak walczę z Kagamim. Dopiero po tym chłopiec dał się wyprowadzić z boiska, wcześniej przyprawiają mnie o wewnętrzny wybuch spowodowany brakiem cierpliwości.

 Kiedy jednak zamierzałem wracać do domu, on niespodziewanie wyskoczył z propozycją pójścia na plac zabaw. W sumie to co mi szkodzi? I tak nie mam pomysłu, co z nim robić, więc jak się dłużej pobawi, to może po powrocie będzie spokojniejszy?

 Usiadłem na ławce i zająłem się obserwowanie Kise. Od razu podszedł do jakiegoś chłopca i zaczął z nim rozmawiać, a chwilę później obaj poszli na huśtawki. Z tego, co zauważyłem, Kise nie ma problemu ze zdobywaniem przyjaciół. Z jednej strony to jego plus, ale z drugiej… Ludzie mogą go kiedyś krytykować za tę bezpośredniość i otwartość.

 Nagle usłyszałem jego krzyk. Zobaczyłem jakiegoś chłopca z czerwonymi włosami, który zabrał Kise jego piłkę.

 - Ej! – zawołał Ryouta. – To moje!

 - Ja będę panem tego świata, więc oddaj mi tę piłkę – odpowiedział nieznajomy i wyrwał Kise jego własność z ręki.

 - Oi, co tu się dzieje? – Podszedłem do nich.

 - Zabrał mi piłkę! – W oczach Kise pojawiły się łzy. Wskazał czerwonowłosego dzieciaka i pociągnął mnie za rękę. – Aominecchi, powiedz mu coś!

  - Słuchaj, bachorze – zacząłem. – Jeśli myślisz, że…

  - A, tu jesteś, Aka-chin – Nagle koło nas pojawił się olbrzymi facet z fioletowymi włosami. – Mówiłem ci przecież, byś się od nas nie oddalał! I skąd masz tę piłkę?

 - Jest moja – odezwał się Kise i zadarł głowę do góry, by spojrzeć olbrzymowi w oczy.

 - Aka-chin, tyle razy ci mówiłem, że nie wolno zabierać zabawek innym dzieciom – westchnął wielkolud, po czym wręczył Ryoucie jego własność. – Przepraszam za zamieszanie – mruknął do mnie. Wziął swojego, prawdopodobnie, syna na ręce, a chwilę później wyszli z placu zabaw.

 Dotarliśmy z Kise do domu. Miałem ochotę paść na kanapę, ale ktoś musiał zrobić kolację. Z głośnym westchnięciem skierowałem się do kuchni, a Ryouta w tym czasie zajął się oglądaniem jakiejś bajki. Co by tu zrobić? Może po prostu odgrzeję mu ryż i dodam marchewkę? Pożywne, smaczne, więc dla dziecka powinno być odpowiednie. Zabrałem się za przyrządzanie kolacji. Dwa talerze, obieranie warzywa, odgrzewanie ryżu, herbata… Gotowe!

 - Kise, chodź na kolację! – zawołałem chłopca.

  Minutę później siedzieliśmy już przy kuchennym stole i jedliśmy. Kise cały czas przy tym gadał, a uciszanie go praktycznie nie pomagało, więc się poddałem i odpowiadałem na jego pytania. W sumie to ten dzieciak nie jest taki zły…

 - Czas spać – powiedziałem, gdy skończyłem zmywać naczynia.

 - Ale mi się jeszcze nie chce spać – Ziewnął.

 - Właśnie widzę. Chodź do mycia.

 - To mnie złap! – krzyknął, po czym ze śmiechem pobiegł do salonu.

 Ach, więc tak się lubisz bawić, co, smarkaczu?

 Mimowolnie się uśmiechnąłem, po czym w tempie ekspresowym znalazłem się przy Kise. Był tym tak zaskoczony, że nawet nie zdążył krzyknąć, a wisiał już na moim ramieniu.

 - Aominecchi! – Miał do mnie pretensje. – To było nie fair! Zagapiłem się!

 - Twoja wina – powiedziałem, po czym zaniosłem go do łazienki.

 Przyniosłem mu jego piżamę, a następnie poszedłem z nim do jego jednonocnej sypialni. Przykryłem go kołdrą, a gdy już miałem wychodzić, spytał:

 - Pocałujesz mnie na dobranoc? Rodzice i wujek często tak robią – Ziewnął.

 Po chwili zawahania nachyliłem się nad nim, odgarnąłem mu włosy z czoła, a następnie pocałowałem go.

 - Dobranoc, Kise.

 - Dobranoc, Aominecchi – uśmiechnął się, po czym zamknął oczy.

 Coś mi się zdaje, że polubiłem tego dzieciaka. Kto by pomyślał, że tak dobrze spiszę się w roli niańki? W sumie to Kise mógłby częściej przyjeżdżać do Kagamiego… Może nawet sam bym wtedy częściej do nich wpadał?

 Kiedy przejrzałem kilka stron swojego pornosa, przykryłem się kołdrą i wyłączyłem światło w pokoju. Już prawie zasnąłem, ale nagle usłyszałem czyjeś ciche kroki, a po chwili ktoś wszedł do mojej sypialni.

 - Aominecchi… - zaczął Kise, splatając ze sobą obie dłonie.

 - He? – Odwróciłem się w jego stronę. – Coś się stało?

 - M-miałem koszmar… Śniło mi się, że gonią mnie wielkie nożyczki, a na końcu wpadłem do jakiegoś dołu pełnego wężów.

 - To tylko sen – Usiadłem na łóżku. – Nic takiego ci się nie stanie.

 - Ale ja się… b-boję... – Spojrzał na mnie błagalnie, a ja cicho westchnąłem. Poklepałem ręką miejsce obok siebie, a Ryouta natychmiast wskoczył do mojego łóżka, nie czekając na ponowne zaproszenie. – Teraz na pewno nie będę miał koszmarów – stwierdził z szerokim uśmiechem na ustach.

 Położyłem się obok niego, a po chwili poczułem coś na swoim torsie. Zobaczyłem czupryną jasnych włosów, ale nie miałem serca jej z siebie zrzucać. Odruchowo przytuliłem do siebie Kise.

 Co ja wyprawiam?

                                                                    ***

 - Kise, pospiesz się! – krzyknąłem, wołając go z kuchni. – Jemy obiad i jedziemy do Kagamiego!

 Chłopiec zszedł po schodach i spojrzał na mnie z lekkim smutkiem.

 - Ale będziemy się czasem widywać? – spytał z nadzieją, po czym usiadł przy stole.

 - Pewnie – odparłem, siadając obok niego. – Pokażesz mi wtedy nowe umiejętności koszykarskie, ok?

 Kise energicznie przytaknął i posłał mi jeden ze swoich uśmiechów. Coś mi się zdaje, że zaczynam lubić dzieci… A przynajmniej jestem pewien, że polubiłem tego jednego, konkretnego bachora. Niech cię, Kagami. Pogrążyłeś mnie, ty skończony idioto.

 Kiedy skończyliśmy jeść, spakowałem torbę Kise, a jego samego zaprowadziłem do swojego samochodu. Tym razem nie pytał o każdy guzik znajdujący się w moim samochodzie, za to był dziwnie milczący.

 - Kise? – zagadnąłem, gdy stanęliśmy na światłach. – Coś się stało?

 - Mieszkam z rodziną poza Tokio, więc przyjeżdżamy ty średnio co miesiąc. – odparł, patrząc na mnie. – Będziemy się widywać za każdym razem?

 - Prawdopodobnie tak – Ruszyliśmy dalej. – o ile mnie gdzieś z pracy nie wyślą. A do tego czasu trenuj kosza, bo następnym razem chętnie zobaczę twoje postępy – Uśmiechnąłem się do niego.

 - No pewnie! Zobaczysz, że cię kiedyś pokonam, Aominecchi!

W odpowiedzi uśmiechnąłem się pod nosem, bo nie chciałem niszczyć marzeń Kise. Nikt mnie nie pokona. W końcu jestem zajebisty.

 Dotarliśmy pod dom Kagamiego. Wziąłem torbę Ryouty, a chłopiec w tym czasie zapukał do drzwi. Po chwili stanął w nich Kagami, a gdy zobaczył chłopca, przytulił go.

 - Nie sprawiał problemów? – zwrócił się do mnie.

 - Skądże – odparłem, podając mu torbę. – Masz fajnego bratanka. – Poczochrałem Kise po włosach, na co chłopiec się zaśmiał. – Będę już leciał. Za godzinę mam zmianę w pracy. Nara!

 Pożegnałem się, a gdy byłem już przy furtce, poczułem, jak coś mnie szarpie za rękę. Spojrzałem zdziwiony na Kise, a ten lekko się uśmiechnął, po czym się do mnie przytulił.

 - Zrobię postęp, Aominecchi, obiecuję – powiedział.

 - Wiem – Kucnąłem przed nim. – Ale powiem ci w tajemnicy, żebyś nie zawsze słuchał wujka – Spojrzałem na zdziwionego Kagamiego. – Przecież jest kretynem.

 Chłopiec szeroko się uśmiechnął, po czym zrobił coś, czego się nie spodziewałem – pocałował mnie w policzek. Chwilę kucałem w bezruchu, po czym spojrzałem na Kise ze zdziwieniem.

 - Będę tęsknił, Aominecchi – ostatni raz mnie przytulił, po czym podszedł do Kagamiego. – Do zobaczenia za miesiąc!

 To była jedna z najdziwniejszych dób w moim życiu, ale za to bardzo… przyjemna. Nigdy bym nie pomyślał, że opieka nad sześcioletnim chłopcem sprawi mi tyle radości. Wprawdzie się na niego raz czy dwa wściekałem, lecz naprawdę go polubiłem.

 Tia, obiecując mu te comiesięczne treningi chyba skazałem się na jego długie towarzystwo. A przecież za każdym razem będzie starszy. Kise…

 Jest jedna rzecz, a raczej osoba, której zazdroszczę Kagamiemu – takiego fajnego bratanka.
____________________________________________________________________________________________________________