piątek, 14 kwietnia 2017

Przeciwieństwo Idealne - Rozdział 5

Heeej, moi mili! :D

Jeśli tu w ogóle ktoś jeszcze jest, to dziękuję za wytrwałość! :D ;P
Przepraszam, że znów była taka długa przerwa, ale nic na to nie poradzę :C Szkoła, oceny itd, itp... :/
Ale z okazji Wielkanocy postanowiłam wstawić 5 rozdział ,,Przeciwieństwa Idealnego"! :D Mam nadzieję, że jeszcze w miarę pamiętacie, o co tu chodziło... A jak nie, to zapraszam do poprzedniego posta xD

A teraz czas na życzenia świąteczne! :D

*dużo zdrówka
*szczęścia
*smacznego jajka ( hihi :D ;P )
*mokrego dyngusa ( ;P )
*świąt spędzonych w gronie rodziny
*miłości
*odpoczynku
*no i smacznego jedzonka :D

Zapraszam do czytania! ;*

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



 

  Stanęłam przed salą gimnastyczną i zastanawiałam się, co powiedzieć, gdy już tam wejdę. Przecież reszta drużyny może mnie uznać za nieproszonego gościa i kazać mi wyjść. Cóż, przynajmniej wtedy nie będę musiała tam siedzieć. I patrzeć na Aomine.
 Westchnęłam cicho, po czym otworzyłam drzwi i wślizgnęłam się do środka, chcąc to zrobić bardzo dyskretnie. Niestety Kise praktycznie od razu mnie zobaczył. Dawałam mu dyskretne znaki, by był cicho, ale zamiast spełnić moją prośbę, zaczął do mnie machać i krzyknął moje imię. Wszystkie osoby znajdujące się na sali spojrzały na mnie, a ja miałam ochotę udusić blondyna, przy okazji zapadając się przy tym pod ziemię. Co za kretyn…
 - Widzę, że mamy gościa. – Akashi postąpił kilka kroków w moją stronę, a ja mimowolnie zadrżałam. Nie wiem czemu, ale kapitan Pokolenia Cudów potrafi być przerażający. Nie wygląda na psychola, ale podobno jest straszny, gdy się wkurzy. Cóż, o mnie też tak czasem mówili w Amercye…
 - Przegrała zakład ze mną, więc tu dziś zostanie. – Ramię Aomine objęło moją szyję, a ja zesztywniałam. Znowu jest za blisko!
 - Jeszcze raz się tak do mnie zbliżysz, a przysięgam, że cię pierdolnę! – Krzyknęłam, odsuwając się od niego.
 Mierzyliśmy się chwilę spojrzeniami, dopóki ciszy nie przerwał Akashi.
 - Kagami Akina, trzecia B – powiedział. Wmurowało mnie w podłogę. Spojrzałam na niego zaskoczona, nie wierząc w to, że wypowiedział przed chwilą moje nazwisko. Rzeczywiście dużo wie… - Biegasz z Daikim na zawodach. Jestem Akashi Seijurou, miło mi cię poznać.
 Podejrzewam, że wyszłam na niewychowaną idiotkę, która nie umie odpowiedzieć na kulturalne przywitanie. Nie wiem, jak długo tak stałam, ale w końcu oprzytomniałam i lekko się uśmiechnęłam, mając jeszcze większą ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Akashi tylko skinął głową, po czym wskazał mi ręką pobliską ławkę stojącą pod ścianą.
 - Tam możesz obserwować nasz trening – powiedział. – Tylko żadnego nagrywania.
 Kiwnęłam potwierdzająco, a następnie poszłam we wskazane miejsce. Swoją torbę położyłam na ziemi, podparłam brodę rękoma i zaczęłam uważnie obserwować członków Pokolenia Cudów. Dzięki Bogu, że mnie nie wywalił! Naprawdę zaczynałam się stresować.
 Akashi nie należy do osób wysokich i szczególnie umięśnionych, jednak musi być naprawdę dobrym zawodnikiem, skoro został kapitanem najlepszej drużyny gimnazjalnej w Tokio. Już kilkakrotnie przekonałam się, by nie oceniać ludzi po ich wyglądzie. Kiedyś spotkałam w Ameryce dziewczynę, która była strasznie drobna i wyglądała na słabą, ale jak zaserwowała piłkę, to kilku chłopaków aż gwizdnęło z podziwu. Spokojnie im dorównała siłą uderzenia, a niektórych to nawet przewyższyła.
 Midorima Shintarou jest jednym z najwyższych graczy naszej drużyny koszykarskiej. Ma zielone włosy i oczy, nosi okulary, które notorycznie poprawia, a do tego palce lewej ręki często obwiązuje taśmą klejącą. Nie rozumiem niektórych jego zachowań, ale nie mam zamiaru się do nich wtrącać. Nie moja sprawa. Mimo wszystko jednak w pewnym sensie go podziwiam, bo nigdy w życiu nie widziałam osoby, która potrafiłaby rzucać takie trójki jak on. Nie dziwię się, że jest nazywany świetnym strzelcem Pokolenia Cudów. Jego rzuty są tak wysokie, że praktycznie nikt nie może ich zatrzymać.
 Murasakibara Atsushi ma ponad dwa metry, co czyni go najwyższym koszykarzem Pokolenia Cudów. Nie wygląda na kogoś, kto jest zadowolony z gry, jednak na boisku naprawdę dużo robi. Z tego, co zaobserwowałam, jest świetny pod koszem. Przez to, że jest taki wysoki, inni gracze mają problemy z odebraniem mu piłki. Pod względem jedzenia, Murasakibara przypomina mi brata – też dużo je, ale jest szczupły i ma wysportowaną sylwetkę. Jak to się dzieje? Nie mam pojęcia.
 Kise Ryouta jest bardzo sympatyczny, aczkolwiek często wkurzający. Potrafi kopiować ruchy innych, dzięki czemu tak szybko dostał się do pierwszego składu. To bardzo popularny i rozchwytywany model. Owszem, jest przystojny, ale jak dla mnie przesadą jest piszczenie i mdlenie na sam jego widok, jak to robią prawie wszystkie jego fanki, przy okazji zabijając mnie wzrokiem. Ale mniejsza z tym.
 Kuroko Tetsuya nazywany jest Szóstym Graczem Widmo. Przez swoją nikłą osobowość jest praktycznie niezauważalny na boisku, co daje mu duże pole do popisu podczas podań. Z tego, co się dowiedziałam od Kise, wywnioskowałam, że jest cieniem Aomine. Wygląda na cichego i słabego gracza, ale tak naprawdę robi dla drużyny bardzo dużo.  Do tego jest skromny i da się go lubić.
 Aomine Daiki to najbardziej wkurzający chłopak, jakiego znam. Zarozumiały egoista, który myśli, że nikt go nie pokona. Muszę jednak przyznać, że ma dwa ogromne talenty: pierwszy do koszykówki, a drugo do wkurzania mnie. Nie mam pojęcia, czemu przyczepił się akurat do mojej osoby, ale w sumie już przyzwyczaiłam się do przekomarzania z nim. Aomine jest asem Pokolenia Cudów, a do tego na boisku strasznie szybko się porusza. Ze wszystkich zawodników szkolnej drużyny koszykarskiej jest najszybszy, a do tego umie strzelać z wielu pozycji ciała. I do tego trafiać. Gołym okiem widać, że koszykówka sprawia mu ogromną radość. Kiedy gra, bardzo przypomina mi brata. Taiga też zawsze się śmieje podczas treningów. Obaj są maniakami koszykówki, jednak gdy się na nich patrzy, uśmiech sam pojawia się na twarzy – ich entuzjazm jest tak ogromny, że potrafi porwać wszystkich wokół. Ciekawe co by było, gdyby kiedyś razem zagrali…
 Trening dobiegał końca, a ja wciąż nie mogłam oderwać wzroku od krótkiego meczu sparingowego. Aomine, Akashi i Kuroko kontra Kise, Midorima oraz Murasakibara. Wszyscy są świetni, jednak muszę przyznać, że gra Aomine zrobiła na mnie największe wrażenie. Jego ruchy są tak płynne i szybkie, że rywale mają problemy z zatrzymaniem go. Jedynie Murasakibarze czasem udaje się zatrzymać jego rzuty. W sumie to nie żałuję, że tu przyszłam. Miałam okazję zobaczyć trening Pokolenia Cudów i szczerze powiem, że zrobili na mnie wrażenie.
 Wstałam z ławki i skierowałam się do wyjścia, gdy zobaczyłam, że zawodnicy schodzą z boiska i idą w stronę szatni. Nie zaszłam jednak daleko, gdyż podbiegł do mnie uśmiechnięty Kise.
 - Akinacchi, zagraj z nami! – Wcisnął mi piłkę w ręce i jeszcze szerzej się wyszczerzył. – Z tobą będzie nas akurat czwórka! Zagramy dwa na dwa.
 - Ja nie umiem grać. – Oddałam mu piłkę i poprawiłam torbę, która zsunęła się z mojego ramienia.
 - Tamte dwa kosze, które widziałem, gdy cię poznałem, nie były przypadkiem – odezwał się Aomine, a ja zatrzymałam się w miejscu. – Przy rzucie miałaś całkiem ładną pozę. – Spojrzałam na niego nieco zaskoczona, a on zakręcił piłką na palcu. – Chodź, sprawdzisz się! – Uśmiechnął się.
 Nie wiem czemu, ale w okolicach serca poczułam dziwne ciepło. Znów przypomniał mi się brat i treningi z nim. W sumie mogłabym zagrać, ale…
 - Nie będziecie się śmiać? – Spytałam, odkładając torbę na ziemię.
 - Nie. Tetsu praktycznie ciągle nie trafia, a jakoś się z niego nie śmiejemy. – Po tych słowach Aomine syknął, gdyż Tetsuya dał mu całkiem mocną sójkę w bok. – Tetsuu! – Zawył Daiki, zginając się w pół. – Ty draniu!
 - Należało ci się, Aomine-kun – odpowiedział Kuroko, po czym wziął do ręki piłkę, którą upuścił ten idiota.
 - Nie śmiejecie się z niego, bo jest częścią waszej drużyny – burknęłam. – Poza tym ma unikalną zdolność i go doceniacie.
 - Akinacchi, zróbmy tak – dziś ty zagrasz z nami w kosza, a niedługo my zagramy z tobą w siatkę, ok? – Kise stanął obok mnie i uśmiechnął się zachęcająco.
 Westchnęłam. Rany, mimo wszystko czasem potrafi ludzi przekonać…
 - Zgoda.
 - Czyś ty oszalał? – Jęknął Aomine. – Przecież my nie umiemy w to grać! Ty skopiujesz wszystkie najlepsze ruchy w kilka minut, a my co?
 - Nauczycie się. – Pokazałam mu język, na co prychnął. Po chwili jednak na jego twarzy znów pojawił się uśmiech.
 - Jak się dzielimy? – Spytał.
 - Ja chcę być choć raz z Kurokocchim! – Krzyknął Kise i podbiegł do Tetsuyi, który w ogóle się tym nie przejął.
 Zaraz, zaraz… Ja mam być z tym murzyńskim idiotą?!
 Spojrzałam na Aomine z niechęcią, a gdy ten do mnie podszedł, wiedziałam, że już nie mogę się wycofać. Trzeba będzie to jakoś przeżyć. Skoro do tej pory go nie zabiłam, to prawdopodobnie przez ten mecz też uda mi się przebrnąć.
 Stanęliśmy na swoich połowach, wcześniej decydując o tym, kto zacznie. Wypadło na mnie i Daikiego, więc to my pierwsi wzięliśmy piłkę do ręki.
 - Ta drużyna, która pierwsza trafi do kosza dziesięć razy, wygrywa. – Poinstruował mnie Kise, a ja przytaknęłam. – To jazda!
 Podałam piłkę do Aomine, który w mgnieniu oka minął Ryoutę i zbliżał się pod właściwy kosz. Nie do końca wiedziałam, gdzie jest Kuroko, ale byłam tak zdziwiona szybką akcją tego kretyna, że kompletnie zapomniałam o kryciu Tetsuyi. Kiedy Daiki zdobył pierwszego kosza, podbiegł do mnie i wyciągnął do mnie rękę.
 - Piątka.
 Spojrzałam na niego zdziwiona, ale po chwili tę piątkę przybiłam. Ledwo się od siebie odsunęliśmy, a Kise już zaczął nacierać, biegnąc ku nam z ogromnym skupieniem na twarzy. Aomine stanął przed nim z rozłożonymi ramionami, przez co blondyn zatrzymał się, szukając najlepszego rozwiązania na wyjście z tej sytuacji. Podał szybko o Kuroko, który pchnął piłkę w stronę kosza. Kise i Aomine równocześnie zaczęli biec w jej kierunku, jednak po chwili zdobył ją Daiki. Podał mi ją, a ja zaczęłam biec w stronę kosza, starając się unikać rąk Tetsuyi, które chciały się mnie zatrzymać. Dość zgrabnie go wyminęłam, a następnie przyjęłam pozycję do oddania strzału. Już chciałam rzucić, ale nagle przede mną pojawił się Kise. Wiedziałam, że mi ją odbierze. Byłam pewna przegranej.
 - Podaj! – Krzyk Aomine spowodował, że się otrząsnęłam. Rzuciłam mu piłkę, a po chwili zdobyliśmy kolejnego kosza. – Całkiem nieźle! – Pochwalił mnie. – Ładne podanie!
 - Akinacchi! – Kise podbiegł do nas. – Kto cię tego nauczył?
 - Brat i jego mentorka. – Poprawiłam włosy.
 - Mentorka? – Powtórzył Daiki. – Kobieta?
 - Tak. – Spojrzałam groźnie w jego stronę. – Masz coś przeciwko kobietom?
 - Nie, nic takiego nie powiedziałem! – Podniósł ręce w geście obronnym. – Po prostu częściej mężczyźni są trenerami.
 - Kobiety też są w tym dobre – burknęłam. – Gramy dalej?
 - O, chyba cię to wciągnęło! – Aomine uśmiechnął się, a następnie wziął piłkę do ręki i podał ją Kuroko. – Wasza akcja.
 Graliśmy tak jeszcze przez jakiś kwadrans, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że ja i Daiki wygraliśmy. Muszę przyznać, że naprawdę dobrze mi się grało. Sama nawet zdobyłam kilka punktów, jednak to nic w porównaniu do ilości koszy, jakie trafił Aomine. Od dawna lubiłam z bratem czasem pograć w koszykówkę, ale gra z członkami Pokolenia Cudów to zupełnie co innego. Tutaj wszystko było lepsze. Ataki Aomine, jego krycie, podania Tetsu, ruchy Kise… W Ameryce nigdy nie spotkałam się z takimi graczami. Nie mówię tego chętnie, ale oni są naprawdę niesamowici.
 Kiedy starłam pot z czoła, uświadomiłam sobie, że nie mam bluzki na przebranie. Przeklęłam pod nosem, wąchając dyskretnie swoją koszulkę. Kise to jednak zauważył i uśmiechnął się lekko.
 - Mam jedną czystą, pożyczę ci.
 Spojrzałam na niego zdziwiona, jednak po chwili przytaknęłam. Poszłam za nimi do szatni, a gdy blondyn podał mi jasnoniebieską koszulkę z deskorolką, skierowałam się w stronę damskiej toalety, gdzie szybko się przebrałam. Bluzka Kise wisiała na mnie. Zakrywała mi praktycznie całą spódniczkę, przez co mogłoby się wydawać, że jej w ogóle na sobie nie mam. Pachniała męskimi, bardzo dobrze dobranymi perfumami, więc nie mogłam się powstrzymać od powąchania ich. Ryouta ma naprawdę świetny gust… Zaczynam rozumieć, czemu tak wiele dziewczyn ma na jego punkcie takiego fioła.
 Wyszłam z łazienki, wcześniej poprawiając włosy, po czym skierowałam się do wyjścia głównego. Wyjęłam z torby telefon i zobaczyłam, że brat do mnie dzwonił. Uśmiechnęłam się lekko i oddzwoniłam, idąc w stronę bramy wyjściowej.
 - Hej – powiedziałam, gdy usłyszałam jego głos.
 Zaczął mi opowiadać o nowym koledze, który dołączył do ich drużyny, oraz o najbliższym meczu koleżeńskim. Niestety nie dane mi było wysłuchać do końca, bo usłyszałam dwa dobrze znane mi głosy.
 - Akinacchi! Powinnaś na nas poczekać!
 Westchnęłam, przeprosiłam brata i rozłączyłam się, posyłając nadchodzącej dwójce wściekłe spojrzenie.
 - Czego znowu? – Warknęłam. – Nawet w spokoju z bratem nie mogę pogadać.
 - Chcieliśmy cię zabrać na lody – oznajmił Aomine, poprawiając swoją torbę na ramieniu.
 - Dzięki, nie trzeba. – Chciałam odejść, ale złapał mnie za nadgarstek.
 - To taka nasza tradycja. – Uśmiechnął się lekko. – Byłaś ze mną w drużynie, grałaś z nami, więc teraz zabieramy cię na lody. Zostałaś przyjęta do naszego małego kółka treningowego, więc trzeba to uczcić!
 Że co, kurwa?! Jakiego znowu kółka treningowego?! Czy ten idiota kompletnie oszalał?!
 - Akinacchi, mnie też zabrali na lody, gdy do nich dołączyłem! – Na twarzy Kise pojawił się szeroki uśmiech. – Będzie fajnie, zobaczysz!
 - Skorzystaj, bo Aomine-kun stawia – odezwał się Tetsu, a my prawie zaliczyliśmy zgon.
 - Myślałem, że jesteś jeszcze w szatni! – Daiki dotknął miejsca, gdzie powinno być serce. – Zawału kiedyś przez ciebie dostanę – burknął. – Zaraz, czemu niby ja stawiam?!
 - Bo to był twój pomysł. – Kuroko patrzył na niego z grobową miną, aż w końcu Aomine westchnął.
 - Dobra, dobra, mogę stawiać. – Objął mnie ramieniem, więc natychmiastowo wbiłam my paznokcie w nadgarstek. – Ała!
 - Mówiłam, że masz się odsunąć. – Prychnęłam, idąc w stronę bramy. – Idziecie, czy mogę wracać do domu?
 Kise uśmiechnął się lekko i pokręcił głową, po czym podbiegł do mnie, ciągnąc za sobą Aomine i Kuroko. Szedł po mojej prawej, Daiki po lewej, a Tetsuya został zmuszony do tego, by iść obok Ryouty. Rozmowę podtrzymywał głównie blondyn. Co rusz gadał o swoich sesjach, koszykówce, Aomine, zdjęciach, klasie, klubie koszykówki bądź Kuroko. Część informacji kompletnie mi wyleciała z głowy, ale jeśli chodziło o Pokolenie Cudów, to słuchałam uważniej. Dowiedziałam się, że kilka dni temu szczęśliwym przedmiotem Midorimy były różowe skarpetki, a jednymi z ulubionych słodyczy Murasakibary są czekoladowe pocky. Jeszcze trochę a będę znała długość ich…
 Ekhm, nieważne.
  Zatrzymaliśmy się przy jakimś markecie, a po chwili Aomine wszedł do środka. Oparłam się o pobliski murek i westchnęłam cicho, wciąż zastanawiając się nad tym, czemu się tu dałam zaprosić. Wprawdzie zjadłabym coś słodkiego, ale niekoniecznie z nimi.
 - A może to wkrótce powtórzymy? – Zaproponował Kise, a ja już wiedziałam, o co mu chodzi.
 - Nie ma mowy. – Prychnęłam. – Zrobiłam ten jeden wyjątek i wystarczy.
 - Akinacchi, czemu jesteś taka oschła? – Blondyn zrobił minę zbitego psa. Czułam, że to jakaś jego pułapka, więc tylko zasłoniłam ręką jego twarz i wzruszyłam ramionami.
 - Taki mam charakter. Jestem miła na swój sposób.
 Kise odsunął się ode mnie i potarł obolały nos, spoglądając na mnie jakby z wyrzutem. Posłałam mu pytające spojrzenie, na co pokręcił tylko głową. Po chwili na jego twarzy znów panował uśmiech, czego nie mogłam zrozumieć. Jeszcze kilka sekund temu miał do mnie pretensje, a teraz co? Znów się szczerzy jak głupi? Chyba go nigdy nie zrozumiem.
 Aomine wyszedł ze sklepu po kilku dość długich minutach i każdemu z nas wręczył loda w kolorowej folijce. Jak się okazało, przysmak był koloru niebieskiego. Nie potrafię dokładnie określić jego smaku, ale było to coś pomiędzy wanilią a jagodą. Bardzo dobre połączenie.
 - Nie wiedziałam, że są tu takie lody – mruknęłam, liżąc go kolejny raz.
 - Możemy chodzić na nie częściej, ale musisz z nami od czasu do czasu grać. – Aomine mrugnął do mnie, zjadając połowę swojego loda.
 - Nie – burknęłam. – Przyjdę tu z Katsumi.
 - Raanyyy – jęknął Daiki. – Człowiek próbuje być miły, a ta co? Od razu albo się wścieka, albo obraża.
 Wzruszyłam tylko ramionami, kompletnie ignorując jego westchnięcie. Słońce już zachodziło, powoli zaczynało się robić ciemno. Skończyłam swojego loda, a gdy chciałam wyrzucić patyczek, coś zwróciło moją uwagę.
 - Wygrałam – mruknęłam, patrząc na napis ,,Zwycięzca”.
 - O, ma się tę rękę, nie? – Aomine chwycił mnie za nadgarstek i uśmiechnął się, gdy zobaczył, że nie kłamałam.
 - Phi. – Odwróciłam lekko głowę, czując na dłoni jego ciepłą skórę.
 - Akinacchi, ale fart! – Kise wyrzucił swój patyczek. – W tych lodach wygrana rzadko się zdarza.
 - Wymieniasz? – Spytał Aomine.
 - Nie dziś. – Schowałam mały kawałek drewna do kieszeni, a następnie ruszyłam przed siebie, w ogóle nie zwracając uwagi na pozostałą trójkę.
 - Jutro masz ze mną trening. – Daiki podbiegł do mnie i wsadził ręce do kieszeni.
 - Nie przypominaj mi – warknęłam.
 - Za trzy dni Dzień Sportu, trzeba dać z siebie wszystko. – Mrugnął do mnie, a ja w odpowiedzi pokazałam mu język.
 Aomine wkurza mnie naprawdę wieloma rzeczami – począwszy od szarpania moich włosów, a skończywszy na dziwnych minach. Nawet zwykła rozmowa z nim potrafi doprowadzić mnie do granic wytrzymałości. Cud, że jeszcze go nie zabiłam.
 Pierwszy odłączył się od nas Kise. Pomachał nam na pożegnanie, po czym skręcił w boczną uliczkę, przy okazji do kogoś dzwoniąc. Muszę przyznać, że mimo wszystko Ryouta jest całkiem sympatyczny i da się go lubić. Nie mówię, że stał się moim przyjacielem, ale jest mniej irytujący od Aomine, a to daje mu duży plus.
 Drugi, na moje nieszczęście, odłączył się Kuroko. Zostawił mnie samego z Daikim, czego bardzo chciałam uniknąć. Jego ględzenia wystarczy mi na co najmniej dwa tygodnie. A do końca roku jeszcze pięć miesięcy… jak ja go niby zniosę?
 - Mówiłaś, że twój brat gra w kosza – odezwał się nagle, a ja przytaknęłam. – Więc czemu ty wybrałaś siatkówkę?
 - Bo poczułam, że bardziej mnie do niej ciągnie. – Włożyłam ręce do kieszeni bluzy. – W kosza jednak też lubię czasem pograć. Co nie znaczy, że będę z wami jeszcze kiedykolwiek grała. – Rzuciłam mu stanowcze spojrzenie, a on tylko zaśmiał się pod nosem. – No co?
 - Zagrasz, jestem tego w stu procentach pewien. – Uśmiechnął się i spojrzał w niebo.
 - Nie zagram – odpowiedziałam.
 - Zakład? – Posłał mi pewny siebie uśmieszek.
 - Już mi jeden zakład z tobą wystarczył – mruknęłam. – Poza tym skąd ta pewność?
 - Bo jesteśmy Pokoleniem Cudów, geniuszami. Możemy cię podszkolić. – Mrugnął do mnie. – A poza tym… A właściwie przede wszystkim dlatego, że ci się podobało.
 -H-Ha?! – Wykrzyknęłam, patrząc na niego lekko zdziwiona.
 - Nie myśl sobie, że nie zauważyłem twojego uśmiechu bądź zaciętości. – Zaśmiał się, po czym westchnął cicho. – Jesteś uparta jak osioł.
 - I vice versa – burknęłam, odwracając głowę.
 W życiu nie powiem temu idiocie, że ma rację. Owszem, podobał mi się mecz z nimi, bo z takimi geniuszami naprawdę świetnie się gra, aczkolwiek to nie znaczy, że teraz będę codziennie do nich na trening przychodziła! Poza tym wkrótce oni pograją ze mną w siatkówkę. Jestem naprawdę bardzo ciekawa ich siatkarskich umiejętności.
 Rozmowa nam się nie kleiła. Każde z nas miało ręce w kieszeniach i wpatrywało się w jakiś odległy punkt. W pewnym momencie nawet zapomniałam o tym, że Aomine idzie obok mnie. Dopiero gdy zatrzymałam się przed swoim blokiem, wstukałam numer mieszkania i odpowiedni kod, a potem usłyszałam jego cichy śmiech, zrozumiałam, jak wielki błąd popełniłam.
 - No, to już mi nie musisz podawać swojego adresu. – Aomine oparł się o słupek i zwycięsko się uśmiechnął.
 Czułam się tak, jakbym zaraz miała wybuchnąć ze złości i własnej głupoty. Wiedziałam, że za tym ,,odprowadzeniem” coś się kryje! Ale się wpakowałam…
 - Wynocha! – Wskazałam mu palcem furtkę. – Już mnie wystarczająco wkurzyłeś. – Warknęłam.
 - Ja? – Udał zdziwionego. – Niby jak?
 - Swoją obecnością!
 - Czasem naprawdę łatwo cię zdenerwować.
 - Ty masz do tego wyjątkowy dar. – Odwróciłam się i chciałam zamknąć mu drzwi przed nosem, ale zdążył je złapać.
 - A gdzie całus na pożegnanie? – Uniósł teatralnie brew.
 - Mogę ci dać pożegnalnego kopniaka! – Weszłam na schody i skierowałam się do swojego mieszkania.
 Usłyszałam tylko jego cichy śmiech, a potem odgłos zamykanych drzwi.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~