sobota, 30 stycznia 2016

Rozdział 38

  Oto przed wami kolejny rozdział ,,Życie czasem płata figle"! Zadowoleni? Szczerze mówiąc to ja jestem zadowolona, bo specjalnie dziś chciałam go wstawić ^^ Bałam się, że się nie wyrobię, bo niedługo mam gości (tak.. MAM DZIŚ URODZINY!! :D :D ), ale na szczęście się udało, z czego się bardzo cieszę :D 

 Planuję się zabrać za jakiegoś zacnego one-shota AoKise, więc za pewien czas nieokreślony możecie się go spodziewać ;) Dawno nie wstawiałam niczego z tą dwójką, więc czas najwyższy to zmienić! 

Na razie zapraszam do czytania! A, ten rozdział jest ze specjalną dedykacją dla:

* Mine 
* Sayuri
* Aiko 
* Shiroi

 Oraz dla wszystkich, którzy choć czasem to zaglądają! :)

 DZIĘKUJĘ  WAM <3
_________________________________________________________________________________

 ~Akina~

 Rzuciłam na podłogę kolejną chusteczkę higieniczną, po czym z głośnym westchnięciem opadłam na poduszkę. Oczywiście musiałam się rozchorować. Jakże mogłoby być inaczej?            Jęknęłam cicho, gdy znów zaczęła mnie boleć głowa. Zamknęłam oczy i zaczęłam rozmasowywać obolałe skronie. Drugi dzień z rzędu ponad trzydzieści osiem stopni… Oszaleć można. Wzięłam już tabletki przeciwgorączkowe, ale jak na złość działają bardzo powoli. Na dodatek cholernie się nudzę, bo Sayaka jest  w szkole, Kagami też, tak samo jak Aomine. Z nikim nie mogę pogadać, od telewizora mnie oczy bolą… Nudno!
 Po raz setny w ciągu dzisiejszego dnia oczyściłam nos i złapałam się za głowę. Dopadła mnie jakaś paskudna franca i w ogóle nie chce opuścić mojego organizmu. Dziadostwo! Daiki niedługo ma kolejny mecz, a ja będę musiała oglądać go w telewizji! Skandal! Na dodatek za niecałe dwa tygodnie Aomine i Kagami zmierzą się na boisku, a ja w tym tempie wyląduję w szpitalu. Masakra.
 Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc niechętnie zwlokłam się z łóżka, owinęłam swoje ciało kocem i skierowałam się do przedpokoju.
 - Idę już, idę – wychrypiałam.
 Otworzyłam drzwi, po czym w ostatniej chwili odwróciłam głowę, by nie nakichać na swojego gościa.
 - Zdrówko – odezwał się Taiga.
 - To nierozsądne, żebyś tu przychodził. – Pociągnęłam nosem. – Masz teraz mecze, przeziębisz się.
 - Nic mi nie będzie, mam wysoką odporność. – Zdjął buty i skierował się do kuchni.
 - Em, Taiga? – Poczłapałam za nim.
 - Siadaj na kanapie, okryj się kocem, a ja ci coś ugotuję.
 - Ale…
 - Żadnych ,,ale”! No już, na kanapę!
 Westchnęłam cicho, ale posłusznie wykonałam jego polecenie. Serio, czasem nadal go nie rozumiem. Jeśli chodzi o mnie lub o Sayakę, to potrafi być łagodny jak baranek, za to na boisku staje się bestią. Ech, jak widać nie tylko kobieta zmienną jest.
 Podkuliłam nogi, a głowę oparłam o jedną z poduszek. O, tak ciepło… Tak miło…
 Spać… Zimno… Głowa mnie boli…
 - Proszę bardzo, zupa jarzynowa – oznajmił Taiga, stawiając przede mną miskę ciepłej cieczy.
 - Nie chcę… - mruknęłam i szczelniej opatuliłam się kocem.
 - Oi, musisz coś zjeść! – Klęknął przy mnie. – Inaczej nie wyzdrowiejesz.
 - Taiga, naprawdę nie chcę…
 Kagami na chwilę wyszedł z salonu, po czym ponownie się w nim pojawił, niosąc w ręku termometr.
 - Siostra, masz trzydzieści dziewięć! – wykrzyknął.
 - Nie krzycz, proszę… - Zmarszczyłam czoło, czując narastający ból głowy.
 - Tym bardziej musisz zjeść, bo się przegłodzisz.
 Wziął do ręki miskę oraz łyżkę i spojrzał na mnie troskliwym, ale jednocześnie surowym wzrokiem.
 - Powiedz ,,aaaa”.
 Zerknęłam z niechęcią na przygotowany przez niego pokarm, po czym otworzyła buzię, dając mu się nakarmić. Nawet na to nie mam siły… Do niczego się dziś nie nadaję… Nie chce mi się krzyczeć, co w moim przypadku oznacza naprawdę złe samopoczucie. Kto by pomyślał, że będzie ze mną aż tak źle?
 - Już nie mogę – powiedziałam, gdy zjadłam prawie trzy czwarte zupy.
 - I tak sporo zjadłaś. – Kagami odstawił talerz na stół i ponownie zmierzył mi temperaturę. – Trzydzieści osiem i pół… - mruknął. – Musisz teraz leżeć.
 - A ty myślisz, że co ja cały dzień robię? – burknęłam i zakryłam ramieniem oczy. – Taiga… Powodzenia na najbliższym meczu.
 - Dzięki! – Uśmiechnął się. – A tobie jeszcze raz zdrówka Muszę już lecieć na trening, więc do zobaczenia!
 Minutę później słyszałam trzask zamykanych drzwi. Westchnęłam cicho. Przynajmniej przez chwilę ktoś tu ze mną był…

 ~Aomine~

 Jak jej powiem, że zerwałem się z ostatnich dwóch lekcji specjalnie po to, by ją zobaczyć, to chyba mi wybaczy, nie? Pff, też pytanie. Zawsze mi wybacza. W końcu jestem jej zajebistym chłopakiem.
 Ziewnąłem przeciągle i rozmasowałem obolałe ramię. Przecież w szkole na lekcji też się można nieźle zmęczyć. Coś w końcu musi podpierać moją brodę!
 Będę u niej za jakieś pięć minut. Pewnie się na mój widok mega ucieszy. Jest jeszcze druga opcja, niestety równie prawdopodobna co pierwsza – rzuci we mnie zasmarkanymi chusteczkami higienicznymi. Ble…! Szczerze mówiąc, to wolałbym tego uniknąć. Jeszcze się przeziębię… Chociaż są też plusy takiej choroby. Akina by się mną opiekowała, przychodziłaby do mnie (o ile moja mama by jej na to pozwoliła), może nawet założyłaby strój seksownej pielęgniarki…?
 Uśmiechnąłem się do siebie, wyobrażając sobie jej minę, gdybym jej takie coś zaproponował. Oj, wściekła by się. Podejrzewam, że nawet mimo choroby znalazłaby w sobie siłę, by mi przywalić.
 Kiedy zamierzałem skręcić, ktoś prawie na mnie wbiegł. Na jego szczęście zahamował tuż przede mną, więc nie musiałem używać siły do obrony.
 - Sorry! – Rzucił wysoki, czerwonowłosy chłopak na odchodnym, po czym znów zaczął biec. Co za… Zaraz, zaraz… Ja go już gdzieś widziałem! To przecież ten zmutowany orangutan, który podaje się za brata mojej dziewczyny! Gdyby mi się chciało, pewnie bym go gonił, ale że mi się nie chce – odpuszczę mu.
 Uśmiechnąłem się pod nosem. No, szympansie, szykuj się. Zamierzam cię zmiażdżyć. O tak. Mam wielką ochotę na pokonanie cię. Nawet nie wiesz, z jaką chęcią wgniótłbym cię w boisko. Jednak liczę na to, że czymś mnie zaskoczysz i nie dasz się tak łatwo pokonać. Ile rozrywki jesteś mi w stanie zapewnić? Jak długo ze mną wytrzymasz? Dziesięć minut? Jedną kwartę? Dwie? Może nawet połowę meczu? Musisz zaspokoić moją ciekawość, Kagami Taiga. A może zdarzy się cud i przerośniesz moje oczekiwania?
 Dotarłem do mieszkania Akiny. Zapukałem do drzwi, a ona otworzyła mi chwilę później.
 - Cześć – wychrypiała.
 - Yo. – Obrzuciłem ją spojrzeniem. – Ło matko! Wyglądasz strasznie!
 - Kobiecie się nie mówi takich rzeczy, idioto! – Podniosła głos. Gdyby nie miała gorączki, moje życie już byłoby zagrożone. – Poza tym wiem o tym, więc mnie przynajmniej nie dobijaj. – Złapała się za głowę.
 - Oi, usiądź lepiej, bo się zaraz przewrócisz. – Zaprowadziłem ją do łóżka, po czym sam zająłem miejsce na brzegu materaca. – Co tak ładnie pachnie?
 - Taiga mi zupę ugotował. – Zakasłała.
 - Aaa… Braciszek – dobrodziej, co?
 - O co ci chodzi? – spytała zdziwiona.
 - Przypadkiem prawie na mnie wpadł na ulicy. – Wzruszyłem ramionami. – Jesteś pewna, że nie ukradłaś go z jakiegoś laboratorium? Przecież jego brwi…
 - Jeśli się zaraz nie zamkniesz, ty wylądujesz w laboratorium, rozczłonkowany na milion kawałeczków!
 - Spoko, spoko. – Uniosłem ręce w geście kapitulacji. – Żartowałem tylko. Jak się czujesz?
 - Źle – burknęła. – Poza tym strasznie się nudzę.
 - Posiedzę tu z tobą trochę. – Wygodniej usadowiłem się na łóżku, kładąc głowę na jej nogach przykrytych kołdrą.
 - Przeziębisz się – mruknęła, ale nawet mnie nie szturchnęła.
 - Nic mi nie będzie, mam wysoką odporność.
 - Taiga powiedział dokładnie to samo…
 - Ale ja jestem dodatkowo zajebisty. – Uśmiechnąłem się triumfalnie.
 - Powinieneś być w szkole.
 - Przyszedłem tu specjalnie dla ciebie.
 - A jak niby…
 - Zamknij się i odpoczywaj. Masz wyzdrowieć, bo chcę, żebyś była na meczu naszej szkoły z Seirin.
 - Aż tak ci zależy? – Zdziwiła się.
 - Pokonam go. Masz to jak w banku. Chcę zobaczyć jego minę po przegranym meczu.
 Akina tylko westchnęła cicho, po czym wzięła do ręki paczkę chusteczek higienicznych. Nim się spostrzegłem, wylądowała ona na mojej twarzy. Przynajmniej nie były zasmarkane…
 Spojrzałem na nią zdziwiony, a ta tylko słabo się uśmiechnęła.
 - Kocham cię – wyszeptała.
 - Ja też cię kocham.
Ułożyła się wygodniej, a dwie minuty później wsłuchiwałem się w jej miarowy oddech. Zasnęła. I dobrze. Niech sobie dziewczyna pośpi. Zasłużyła.
 Pocałowałem ją w czoło i dotknąłem dłonią jej policzka.
 - Słodkich snów z zajebistym mną – szepnąłem, po czym opuściłem jej pokój. Zanim zamknąłem za sobą drzwi, zobaczyłem na jej twarzy delikatny uśmiech. To chyba będzie dla niej przyjemna drzemka.
 Ubrałem się i wyszedłem z jej mieszkania. Starałem się być przy tym cicho, by mogła spokojnie spać. Kiedy znalazłem się na dworze, rozmasowałem kark dłonią i skierowałem się w stronę najbliższego boiska. Sam nie wiem, po co tam poszedłem. Po prostu gapiłem się na kosz i przypominałem sobie mecze z gimnazjum. Kiedyś… Kiedyś grałem z Tetsu w jednej drużynie. Za kilkanaście dni staniemy na tym samym boisku, ale będziemy mieli na sobie inne stroje. Kuroko… Jak bardzo się zmieniłeś? Czy twoja gra nadal jest taka sama? Jak silne jest twoje nowe światło? Co mi pokażesz? Jakim wyrazem twarzy mnie przywitasz?
 Westchnąłem cicho i skierowałem się w stronę domu. Przez sekundę wydawało mi się, że po drugiej stronie ulicy widziałem niebieską czuprynę dawnego przyjaciela, ale zignorowałem to. Wzruszyłem ramionami i poszedłem do swojego mieszkania. Po co miałbym zwracać uwagę na Tetsu, skoro go już nie potrzebuję?

 - Tsk. – Zgrzytnąłem zębami. – Totalny bezsens.
_________________________________________________________________________________





czwartek, 28 stycznia 2016

Bardziej...!

Czyżby w tym króciutkim one-shocie wyszła na jaw moja zboczona natura? O_O Ee... wcale XD Znaczy.. To, że jestem zboczona, to już wiadomo :P Ostatnio chyba wena mi powróciła, a pierwszą rzeczą, jaką napisałam, jego krótkie opko AoKaga :D Nie wiem, co mi odwaliło, ale wyszło jak wyszło XD Sorry, że takie krótkie :/

Przed wami AoKaga - Bardziej...!

*ten tytuł jest dziwny....*
_________________________________________________________________________________

- Mówię ci, byś pchał mocniej, bałwanie! – Syknął Kagami, gdy poczuł, jak Aomine na niego napiera.
 - Zamknij się! – Stęknął Daiki, ale jeszcze mocniej na niego naparł.
 Żaden się nie poddawał. Aomine cały czas pchał Kagamiego, a ten coraz głośniej stękał i dyszał.
 - Aj, bo ona mi się wbija… - zaczął.
 - Morda, już prawie… - przerwał mu Daiki.
 - Ej, ale ja zaraz…!
 - Już prawie koniec, wytrzymaj!
  Krzyk Kagamiego rozległ się po pustej szatni. W końcu obaj odetchnęli z ulgą i odeszli od drzwi.
 - Kurwa, mówiłem, że mi się klamka wbija w brzuch! – jęknął Taiga i złapał się za bolące miejsce.
 - Przynajmniej otworzyliśmy te pieprzone drzwi – burknął Aomine i potarł dłonią kark. – No, to gdzie cię boli?
 - Ha? – Nie zrozumiał Kagami. – Brzuch, przecież ci… Aj!
 Aomine położył swojego chłopaka na ławce i zaczął całował jego mięśnie brzucha.
 - D-daiki, jesteśmy w szatni… - stęknął Kagami, ale było mu tak dobrze, że nie chciał tego przerywać.
 - No i? – Aomine w ogóle się tym nie przejmował. – Teraz i tak nikogo nie ma w szkole, więc żadna różnica.
 Taiga westchnął głośno i przestał się wiercić. Tylko Aomine potrafi tak na niego działać. Tylko on potrafi go uspokoić, ale jednocześnie w większości przypadków to właśnie ten niebieskowłosy kretyn doprowadza go do wściekłości i szaleństwa. Gdyby tylko nie mocowali się wcześniej z tymi cholernymi drzwiami, to na pewno miałby więcej siły na…
 - Cholera jasna, drzwi! – krzyknął, gwałtownie wstając z ławki, przewracając tym samym zdezorientowanego Aomine na podłogę.
 - Co?
 - Drzwi, kretynie! Zaraz się zamkną!
 Właśnie wtedy obaj usłyszeli cichy trzask. Równocześnie spojrzeli na wejście do szatni i zobaczyli, że jest ono zamknięte.
 - Kurwa. – Przeklął Daiki.
 - Teraz to ty będziesz pchał się na klamkę – burknął Taiga i podszedł do drzwi.
 - Teraz to ja się będę zajmował czymś innym. – Aomine podszedł do niego ze zboczonym uśmiechem na ustach, po czym objął go w pasie i wpił się gwałtownie w jego usta. Chwycił jego nadgarstki i przytrzymał mu je na głową, by chłopak się nie wyrywał. Przeniósł się z pocałunkami na jego szyję oraz barki.
 - D-daiki… - jęknął Kagami, gdy Aomine zrobił mu malinkę. – N-nie tutaj…
 - Mówiłem ci przecież, że nikogo tu teraz nie ma. A skoro jesteśmy sami, to należy ten czas jakoś wykorzystać, nie?
 Kagami już nie protestował. Sam tego chciał, więc po prostu oddał się przyjemnemu uczuciu. Zapomniał o tym, że są w szkolnej szatni i przechylił głowę lekko w bok, dając swojemu chłopakowi więcej miejsca na pieszczoty. Uśmiechnął się lekko, gdy usłyszał jego cichy pomruk. Po chwili poczuł też, jak coś twardego wbija mu się w uda. Tym razem nie była to klamka.
 ,,Oho, będzie gorąco. Jak zwykle zresztą.”
 Kilkanaście sekund później leżał na podłodze bez koszulki i wpatrywał się w oczy Daikiego. Objął rękami jego szyję i złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Po chwili nie miał już na sobie dolnej części ubrań, więc westchnął cicho i kiwnął lekko głową na znak, że już jest gotowy. Aomine wszedł w niego szybko i zaczął się w nim poruszać, sprawiając im obu przyjemność.
 - Bardziej! – jęknął Kagami, czując zbliżające się spełnienie. – M-mocniej, Daiki!
 W czasie pobytu w szatni zrobili to jeszcze trzy razy. Za każdym razem najczęściej powtarzało się jedno słowo: bardziej. Mimo tego, że zamknęli się w jednym ze szkolnych pomieszczeń, zaliczyli ten wieczór do jak najbardziej udanych.
 - Następnym razem bardziej się z tą klamką postaraj – szepnął Aomine, gdy szli do domu Kagamiego. Dyskretnie ujął jego dłoń i zwycięsko się uśmiechnął.
_________________________________________________________________________________











piątek, 22 stycznia 2016

Więzi

NIESPODZIANKA!!!!!!!
Wreszcie coś napisałam!! :D :D Wprawdzie to w ogóle nie jest związane z blogiem, ale to szczegół...
Otóż grzebałam ostatnio w jakiś starych (takich sprzed kilku miesięcy) opowiadaniach i znalazłam TO. Jak je przeczytałam, to zobaczyłam masę błędów, więc poprawiłam to, co udało mi się dostrzec. Nie wiem, czy wam się spodoba, ale, jak to mówię, ryzyk-fizyk :P Bez ryzyka nie ma zabawy! :D

 Opowiadanie z Naruto; tytuł: ,,Więzi" Nie martwcie się, to żaden paring, po prostu zwykły, najzwyklejszy w świecie one-shot ;D Pojęcia nie mam, czy lubicie to anime, ale do czytania i tak was zaproszę XD
_________________________________________________________________________________

Więzi.
Czym one właściwie są? Sprawiają, że jesteś z kimś związany. Coś łączy cię z daną osobą i to coś jest bardzo silne. Czasem można je zerwać, ale bywają takie sytuacje, że nawet po mimo wielu prób, to jest po prostu niemożliwe. Przykładem są więzi rodzinne. Więzi dzieci i rodziców. Więzi między rodzeństwem. Między braćmi.
  Właśnie. Więzi braterskie.
 Podobno miłości nie da się opisać, nie da się jej zastąpić. Ona wymaga czasem poświęceń, smutku, nienawiści. Jednak jeśli jest prawdziwa, przetrwa wszystko – nawet największe cierpienie.
 Jeżeli bliska ci osoba kiedyś cię zdradziła, wybacz jej. Może okaże się, że nadal cię kocha i miała ważny powód do zadania ci bólu? To brzmi dziwnie, wiem. Ale taka jest prawda. Przebaczenie jest bardzo ważną rzeczą. Jednak nie wszyscy umieją sobie przebaczać. Czasem żyją w nienawiści, a jedyne, czego pragną, to zemsta. Co ona daje? Zemścisz się, zabijesz i co potem? Będziesz musiał z tym żyć do końca swoich dni. Po co od razu walczyć? Może warto porozmawiać? To, co teraz mówię, pewnie wydaje wam się naiwne. Uwierzcie jednak, że od zemsty wszystko jest lepsze. Bywa, że zwykła rozmowa może uratować życie niewinnej osobie.
 Więc czemu niektórzy zabijają? Gniew, nienawiść, nieumiejętność przebaczenie, żal… Te uczucia powodują chęć zemsty. To właśnie przez nie człowiek traci nad sobą kontrolę i myśli tylko o jednym – o zabiciu. Pragnie zerwać więzi, które kiedyś były dla niego ważne. Chce o tym zapomnieć. To niemożliwe. Nawet jeśli zginie bliska dla ciebie osoba, nie da się o niej zapomnieć. Te więzi zawsze będą istniały. Nic ich nie przetnie. Nienawiść może je tylko zamazać, lecz mimo wszystko one nadal tam będą.

 Sasuke Uchiha siedział na dużym kamieniu znajdującym się na środku ogromnej polany. Nie cieszył się z tego, że znów może być ze swoją dawną drużyną. Nie interesowały go nowinki, o których opowiadał mu Naruto. Nie miał ochoty na jedzenie. Kompletnie ignorował Sakurę. Nie zwracał uwagi na pytania Kakashiego. Dlaczego? Powód był jeden – Sasuke niedawno stracił brata. Przez kilka lat go nienawidził, bo zabił cały ich klan, ale tuż po jego śmierci poznał całą prawdę. Okazało się, że Itachi Uchiha zrobił to dla dobra wioski oraz dla jego bezpieczeństwa. Cały czas miał kochającego, wspaniałego starszego brata, który przez te wszystkie lata starał się go chronić. A teraz co? Jedyne, co mu po nim zostało, to Mangekyou Sharingan,  który Itachi mu wszczepił.
 ,,Dlaczego mi nie powiedział? Nie ufał mi? Uważał za gorszego?”
  Sasuke nie potrafił się skupić na niczym innym. Ciągle myślał tylko o Itachim, o ich ostatniej walce, o jego uśmiechu… Dotknął palcami swojego czoła, jak to zawsze robił mu starszy brat. Dziwne, ale… brakowało mu tego. Po raz pierwszy w życiu chciał to poczuć. Pragnął cofnąć czas i przywrócić życie Itachiemu. Gdyby to tylko było możliwe…
 - Sasuke! – krzyk Naruto wyrwał go z przemyśleń.
 - Daj mi święty spokój – burknął Uchiha i odwrócił głowę.
 - Babunia wszystkich wzywa! To pilne!
 Nie czekając na odpowiedź Sasuke, Naruto złapał go za przedramię i pociągnął w stronę namiotu Piątej. Brunet był zaskoczony jego zachowaniem, więc nawet się nie wyrywał. Kiedy obaj zajęli wolne miejsca, Tsunade zaczęła przemawiać:
 - Jak wszyscy wiecie, Akatsuki rozpadło się. Kilku członków nie żyje, kilku odeszło i nie wiadomo, gdzie teraz są. Jednak naszym największym problemem jest zamaskowany facet, który podaje się za Madarę Uchiha. – Zrobiła kilkusekundową pałzę i zaczęła obgryzać paznokcia. W tym czasie Sasuke zacisnął pięści i spuścił głowę, starając się nie myśleć o Itachim. – Do tej pory myśleliśmy, że ten człowiek nie żyje, jednak ostatnie wydarzenia mocno nas zaniepokoiły. Wyślemy dwie osoby, które sprawdzą najbliższy teren, a z każdym dniem będziemy wysyłać shinobi w coraz odleglejsze tereny. Pierwszą dwójką, która wyruszy na patrol, będzie duet Naruto i Sasuke. – Wszyscy jak na zawołanie spojrzeli na dwóch chłopaków siedzących obok siebie.
 - Słyszałeś, Sasuke?! – wykrzyknął uradowany blondyn. – Jak za dawnych czasów! Wreszcie wspólna misja!
 - Taa… - burknął Uchiha, po czym skierował się do wyjścia.
 Nie zwracał uwagi na zdziwione pytania czy szepty. Włożył ręce do kieszeni spodni i spojrzał w niebo. Kiedy był mały, często chodził z bratem na treningi. Wtedy podczas przerw oglądali chmury i wyobrażali sobie najróżniejsze kształty. Co chwila któryś się śmiał, a na koniec zawsze widzieli w obłokach swoje twarze.
 Tym razem też tak było. Sasuke był pewien, że jedna chmura wygląda jak Itachi.
 ,,Dlaczego akurat on? Czemu mój brat musiał tak cierpieć?”
 Spuścił głowę i skierował się do swojego namiotu, który, o zgrozo, dzielił z Naruto. Spakował do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy, po czym usiadł na śpiworze.
 - Sasukeeee! – Do namiotu wbiegł roześmiany blondyn.
 - Czego się drzesz? – mruknął Uchiha, zaszczycając go swoim ponurym spojrzeniem.
 - Ruszamy za piętnaście minut. – Uśmiech nadal nie schodził mu z twarzy. – Będzie jak za dawnych lat! Znów razem w jednej drużynie! – Objął przyjaciela ramieniem, ale ten go odtrącił.
 - Zostaw mnie – burknął. Wstał i wziął swoje rzeczy. – Lepiej się pospiesz, bo nie będę wiecznie czekał na takiego matoła.
 - Kogo nazywasz matołem?! – wykrzyknął oburzony blondyn. – Jeszcze ci pokażę! Jak zobaczysz pełnię moich sił, odszczekasz te słowa!
 Sasuke wyszedł z namiotu, zostawiając w nim naburmuszonego Naruto. Zupełnie jak za dawnych lat. Gdy byli dziećmi, też się ciągle wyzywali i zawzięcie między sobą rywalizowali. Nic się w tej kwestii nie zmieniło.
 Ruszyli pięć minut później. Sasuke wydawał się być czymś mocno zamyślony i nie odpowiadał na zaczepki Naruto, który starał się go skłonić do jakiejkolwiek rozmowy. Podświadomie jednak nie chciał z nim przegrać, dlatego nie dawał mu się wyprzedzić. Niby go słuchał, ale po chwili jego słowa i tak wylatywały mu z głowy.
 Dwie godziny później zatrzymali się.
 - Ne, Sasuke, chyba możemy już wracać, nie? – Naruto założył ręce za głowę, po czym ziewnął.
 - I tak niczego nie wyczuliśmy, więc… - Uchiha wzruszył ramionami. – Tylko się nie ociągaj.
 - To chyba ty będziesz nas spowalniał! – Oburzony blondyn aż tupnął nogą. – I tak jestem od ciebie lepszy, to tylko kwestia czasu, aż dojdzie do naszego pojedynku. A wtedy na pewno cię pokonam. – Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.
 - Niemożliwe… - szepnął nagle Sasuke.
 - He? – Nie zrozumiał Naruto. – Możliwe, możliwe. Wreszcie mnie wtedy docenisz i…
 - Wracamy, natychmiast!
 Uchiha, nie czekając na reakcję Uzumakiego, ruszył przed siebie. Biegł jeszcze szybciej niż wcześniej, więc Naruto miał trudności z dogonieniem go.
 - Ej, zwolnij trochę! – krzyknął, ale Sasuke nie zareagował. Zacisnął mocno zęby i przyspieszył. – Sasuke! Aż tak nam się nie spieszy!
Ciemnowłosy nie odpowiedział. Bardzo mu na czymś zależało i chciał jak najszybciej wrócić do obozu. Blondyn przeklął pod nosem, po czym przyspieszył bieg. Wiedział, że Sasuke się nie zatrzyma, więc pozostało mu biegnięcie za nim. Żaden się nie odzywał. W końcu dotarli na miejsce. Wszyscy stali w kole i mieli niepewne miny, które wyrażały niepokój i niedowierzanie.
 - Tsk. – Sasuke zgrzytnął zębami, po czym zaczął się przedzierać przez tłum. Naruto, niczego nie rozumiejąc, ruszył za nim.
Kiedy Piąta zobaczyła zbliżającego się młodego Uchihę, zagrodziła mu drogę.
 - Wybacz, Sasuke, ale teraz nie możesz się zbliżyć do… - zaczęła.
 - Zamknij się! – krzyknął chłopak, obdarzając ją wściekłym spojrzeniem. – Muszę z nim porozmawiać!
 - Co ty sobie myślisz…?! – Hokage podniosła głos. Uchiha jednak nic sobie z tego nie zrobił i szybkim ruchem ją wyminął.
 Gdy zobaczył osobę stojącą pośrodku tłumu, zacisnął mocno pięści i spojrzał jej w oczy.
 - Ty… - zaczął.
 - Sasuke… - szepnął Itachi.
 - Jesteś kretynem! –  krzyknął czarnowłosy. – Jak mogłeś…?! Dlaczego…?!
Itachi Uchiha stał cały czas w tym samym miejscu i patrzył na swojego brata smutnym wzrokiem.
 - Jeśli chcesz, uderz. – Były członek Akatsuki rozłożył ręce i zamknął oczy. – Zasłużyłem. Jeżeli ci to pomoże, proszę bardzo.
 Wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem, ale nie odezwali się. Zerknęli na Sasuke, który jeszcze mocniej zacisnął pięści. Po chwili podniósł złożoną rękę i zaczął biec w stronę brata.
 - Sasuke, czekaj! – krzyknął Naruto, ale nie zdążył go powstrzymać.
 Kiedy wszyscy myśleli, że zaraz rozpęta się prawdziwe piekło w postaci walki dwóch braci, stało się coś, czego się nikt nie spodziewał – młodszy Uchiha podbiegł do Itachiego, ale nie uderzył go. Mocno się do niego przytulił, a z oczu poleciały mu łzy.
 - Nigdy więcej tego nie rób – załkał. – Nie okłamuj mnie…
 Wszystkim szczęki opadły do ziemi. Nikt nie spodziewał się takiego widoku. Dwaj bracia, którzy się nienawidzą, chcą się nawzajem wykończyć, nagle się przytulają.
 - Nie będę, Sasuke. – Itachi objął brata. – Już nie będę.
Ciemnowłosy schował twarz w płaszcz brata, by choć częściowo zakryć łzy cieknące mu po policzkach. Mocniej się w niego wtulił, a prawą dłoń zacisnął na jego plecach. Nikt nawet nie ośmielił się do nich podejść. Wszyscy byli tak zszokowani ich zachowaniem, że nie potrafili ruszyć się z miejsca. Nie odrywali od nich wzroku, ale niczego z tej sytuacji nie rozumieli.
 - Nie zostawiaj mnie już – szepnął Sasuke i spojrzał bratu w oczy.
 - Zawsze będę przy tobie, braciszku. Zawsze. – Itachi zrobił coś, czego nikt by się po nim nie spodziewał – uśmiechnął się.
 Po raz kolejny mieszkańcy Konohy zmienili się w słupy soli.

                                                   *** Tydzień później ***
 Sprawa Itachiego została już wyjaśniona. Okazał się on bardzo miłym i sympatycznym mężczyzną, z którym przyjemnie się rozmawiało. Kiedy każdy poznał prawdę o nim, zmieniło się nastawienie do jego osoby. Wprawdzie sporo osób nadal mu nie ufało i nie mogło się do tego przyzwyczaić, ale nawet Piąta darzyła go zaufaniem. Starszyznę zaś wykluczyła z ważnych obrad, a Danzou oddała pod opiekę ANBU, rozwiązując tym samym Korzeń. Sasuke i Itachi mieli wspólne mieszkanie, które często było odwiedzane przez Naruto oraz drużynę siódmą. Starszy Uchiha za każdym razem zapraszał ich ponownie, podczas gdy Sasuke mało nie wybuchał ze złości.
 - Sasuuukeee! – krzyknął Naruto i objął przyjaciela ramieniem. – To co? Kto pierwszy przebiegnie sześć kilometrów wygrywa?
 - Tylko sześć? – Ciemnowłosy uśmiechnął się kpiąco i strącił ramię blondyna ze swojej szyi. – W takim razie wiedz, że już przegrałeś.
 I się zaczęło. Ich codzienne droczenie lub konkurencje znów stały się tradycją. Co chwila któryś przezywał tego drugiego, gromili się spojrzeniami, a na końcu dochodziło do zakładów bądź wyścigów. Jednym słowem – rutyna.
 Inni też się cieszyli, bo Naruto wrócił do dawnego siebie, znowu się głośno śmiał i bawił, natomiast Sasuke przestał być taki oziębły. Powoli zaczynał być miły dla reszty, chociaż wiadome było, że jego prawdziwy charakter nigdy się nie zmieni. Pierwotna drużyna siódma znów była razem. Kakashi czasem miał problemy z ogarnięciem ich, ale mimo wszystko cieszył się, że Sasuke wrócił do wioski i odzyskał brata. Itachi czasem z nimi trenował i za każdym razem Naruto domagał się rewanżu, twierdząc, że przegrał, bo poraziło go słońce.

 Itachi i Sasuke wracali razem do domu. Słońce już zachodziło, a ludzi na ulicach ubywało.
 - Wiesz, Sasuke – zaczął starszy Uchiha. – Nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek zostanę uznany za pełnoprawnego mieszkańca Konohy.
 - A ja nie sądziłem, że cały czas będziesz mnie chronił. Myślałem, że jesteś samolubem i pieprzonym psychopatą, a okazało się, że zawsze nade mną czuwałeś.
 Po chwili ciemnowłosy dostał pstryczka w czoło. Spojrzał z niezrozumieniem na brata, a ten tylko uśmiechnął się ciepło.
 - To za tego psychopatę – powiedział.
 Sasuke prychnął cicho pod nosem, po czym dogonił Itachiego. Razem wrócili do domu, by przygotować się ważną misję.

 Więzi są nierozerwalne. Nie da się ich przeciąć. Nawet jeśli się kogoś nienawidzi, powiązanie z tą osobą nie zniknie. Tak długo, jak o kimś pamiętasz, jesteś z nim w jakiś sposób związany. Nie ma możliwości ucieczki. Czasem nawet nie warto tych więzi przerywać, bo to może się okazać największym życiowym błędem. Szczególnie silne są więzi rodzinne. Miłość jest jak mocny sznur, którego nic nie przetnie. Nieważne, ile razy byś próbował, ta lina zawsze będzie cała. Każdy człowiek ma uczucia. A dopóki je ma, posiada też więzi. Nawet jeśli o tym nie wie, one są z nim cały czas.
 Więzi są zawsze. Czasem jest nimi nienawiść, czasem miłość, innym razem żal bądź cierpienie, ale  właśnie takie uczucia powodują, że jesteśmy z kimś w jakiś sposób związani.
 Więzi są czymś, o czym się nie zapomina. Nigdy nas nie opuszczają, są niezniszczalne.
_________________________________________________________________________________













środa, 13 stycznia 2016

Rozdział 37

Siedzę dziś od rana w domu, albowiem jestem chora i mój żołądek nieco się zbuntował... Ale mniejsza z tym!
Wreszcie coś napisałam! Zrobiłam sobie trochę przerwy, ale dziś pojawił się 37 rozdział ,,Życie czasem płata figle"!! :D Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za tę część XD Jakoś ostatnio cierpię na chwilowy zanik weny, więc wyszło co wyszło :P Oglądałam też anime, które zryło moje wyobrażenie na temat japońskich bogów (XD), więc... *ukłon* gomene! 
Zapraszam do czytania! :*
_________________________________________________________________________________

 ~Aomine~
  
 Nosz ja, kurwa, nie wytrzymam! Oszaleć można! Jeśli przez nią nie trafię do psychiatryka, to będzie to cud prawdziwy. Nie dość, że od rana ma zły humor, to jeszcze wysłała mnie do sklepu po jakiś cholerny jogurt. Jakby dobrego mięsa nie mogła zjeść…
 - Mówiłam ci o jagodowym! – krzyknęła, gdy wróciłem ze spożywczaka.
 - Powiedziałaś, że chcesz truskawkowy! – Oszaleję. Jeszcze chwila i oszaleję.
 - Ale potem zmieniłam zdanie na jagodowy!
 - Pięć razy zmieniałaś zdanie, miałem prawo zapomnieć!
 - Ty mnie w ogóle nie rozumiesz! – Oczy jej się niebezpiecznie zaszkliły. Tylko mi nie mówcie, że będzie płakać… - Masz gdzieś moje uczucia!
 Po policzkach spłynęło jej kilka łez, które szybko otarła rękawem bluzy. Bogowie, za co? Czemu musi mieć taki humor? Co ja zrobiłem, żeście mnie tak ukarali?! Obiecuję, że nawet przyjdę na trening, tylko niech jej się wreszcie okres skończy!
 Westchnąłem cicho i spojrzałem na nią. Oho, zaraz się zacznie. Najpierw krzyki, potem płacz, a co będzie teraz?
 - Idiota! – Aha, znów krzyki. – Nawet mnie nie pocieszasz! W ogóle ci na mnie nie zależy!
 Chciała wyjść z kuchni, ale złapałem ją za nadgarstek i do siebie przyciągnąłem, obejmując ramionami jej talię.
 - Głupia – szepnąłem. – Bardzo mi na tobie zależy. – Wtuliłem twarz w jej włosy. – A wiesz czemu? Bo cię cholernie mocno kocham.
 Wtuliła się we mnie i westchnęła cicho.
 - To zabierzesz mnie na zakupy? – Podniosła głowę i spojrzała mi w oczy.
 - Jeszcze czego – prychnąłem. – To, że masz okres nie znaczy, że muszę być na każde twoje zawołanie.
 - Phi. – Wzruszyła ramionami i zrobiła nadąsaną minę.
 - Który to dzień? – spytałem nagle.
 - Trzeci… - Lekko się zarumieniła.
 Uf, jeszcze tylko wytrzymać z nią dwa dni. Tylko dwie doby muszę znosić jej comiesięczne humorki. O, jaka wspaniała wiadomość! Jakby to uczcić? Może jakimś dobrym fastfoodem?
 Usiedliśmy na łóżku w jej pokoju i gadaliśmy o… właściwie to ona nawijała, a ja słuchałem. Ciągle paplała o nowej drużynie koszykarskiej, Kagamim, Sayace, koszykówce, Taidze, Kise, szkole, braciszku, Ameryce… Zaraz, wspominałem już o Kagamim?
 Westchnąłem cicho i podparłem dłonią podbródek. W między czasie zjadłem jeden z jagodowych jogurtów, które kupiłem w sklepie. Całkiem dobry był. Może powinienem je jeść? Przynajmniej raz na miesiąc? Ale to, że mi zasmakował, nie znaczy, że zaspokoił mój głód. Nie rozumiem, jak niektórzy mogą się najeść czymś takim. Przecież to tylko trochę jogurtu zmieszanego z jakimś proszkiem czy czymś… Najlepsze jest mięso i koniec kropka!
 - Słuchasz mnie, kretynie? – Jej pytanie wyrwało mnie z zamyślenie. Kurwa… Coś czuję, że mi się zaraz oberwie. Kiedy Akina jest wściekła, ostro potrafi przywalić. Gdy jednak jest wściekła i dodatkowo ma okres, najlepiej uciekać na drugi koniec świata i modlić się, by cię tam jakimś cudem nie znalazła.
 - Um… Ee… Hehe. – Podrapałem się nerwowo w tył głowy. – Tak jakoś ten…
 - Znowu mnie ignorujesz! – krzyknęła, a żyłka na jej czole zaczęła niebezpiecznie pulsować. O, bogowie, ratujcie mnie, swego zajebistego następcę, albowiem zaraz mogę przenieść się do waszego świata, zabity przez własną dziewczynę! Znając ją to pewnie by mnie ożywiła, udusiła, zakopała, odkopała, zabiła, a następnie znów zakopała, by mieć pewność, że na pewno nie żyję.
 - Nie, skądże… - Potarłem dłonią kark. – Po prostu… Zapatrzyłem się w twoje śliczne oczy, to wszystko. – Wymyśliłem jakieś kłamstwo. Może da sobie wcisnąć tę bajeczkę. Może się uda…
 - Naprawdę sądzisz, że mam śliczne oczy? – zapytała, lekko się do mnie przysuwając. Tak! Udało się! Ocaliłem życie!
 - Pewnie! Najpiękniejsze! – wykrzyknąłem, szczerząc się do niej jak głupi.
 - A jak to zobaczyłeś, gapiąc się cały czas na ścianę? – Oho, wyczuwam podstęp. Ma mnie! O ja biedny…! Ja nieszczęsny! Dzisiejszy dzień przejdzie do historii, bo umarłem ja – Aomine Daiki. Nawet nie zdążyłem napisać testamentu! Nikomu nie przekazałem swojej kolekcji pornosów. Nie jestem na to gotowy! Przecież mam dopiero szesnaście lat! Nie mogę umrzeć w tak młodym wieku! Tyle jeszcze przede mną… Tyle cycków, tyle pocałunków, tyle kosza…!
 - Mam bardzo dobry wzrok. – Zaśmiałem się, wiedząc, że to i tak nie ujdzie mi na sucho.
 - W takim razie na pewno zobaczysz każdą plamkę brudu w wannie. – Uśmiechnęła się złośliwie, ciągnąc mnie gdzieś za ramię. O co jej chodzi z tą wanną? – Masz. – Wepchnęła mi w dłonie ścierkę i płyn do czyszczenia toalety, po czym zaprowadziła mnie do łazienki. – W ramach pokuty umyjesz całe to pomieszczenie. Łącznie z kiblem. – Spojrzała na mnie złowrogo, po czym skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. – Na co czekasz? Do roboty!
 - Nie jestem twoim służącym! – warknąłem, ale porządny kopniak, którym mnie obdarzyła, skutecznie przerwał moje protesty.
 - Szoruj.
 - A jeśli nie?
 - Powiem Kise, że masz jego półnagie zdjęcie na telefonie. – Wzruszyła ramionami. Skąd ona o tym, do cholery, wie?! Przecież to było jedną z moich najskrytszych tajemnic! I w dodatku zrobiłem to zdjęcie dawno, zapomniałem tylko usunąć… - Tak przy okazji, na wysprzątanie łazienki masz pół godziny.
 Wyszła z pomieszczenia, głośno trzaskając drzwiami. No to jestem w czarnej dupie. Gdyby nie to cholerne zdjęcie… Jakim cudem ona je wygrzebała?! Natychmiastowo wyciągnąłem z kieszeni swoją komórkę, po czym wszedłem w galerię. Odnalazłem potrzebne mi zdjęcie i nacisnąłem przycisk ,,usuń”. Chciałem kiedyś zrobić kawał Kise, ale po męczącym treningu Akashiego zupełnie o tym zapomniałem. Potem poznałem Akinę i fotka poszła w zapomnienie. Całe szczęście, że Ryouta nie dobrał się do mojego telefonu… Jeszcze by pomyślał, że jestem gejem albo co gorsza jego fanem! O, to by było nie do zniesienia. Być fanem Kise… Ble! Aż mnie ciarki przeszły.
  Chcąc nie chcąc, wziąłem się za sprzątanie łazienki. Zacząłem od zlewu, a skończyłem na kiblu. Kurwa, za co? Za to, że tylko jej przez chwilę nie słuchałem? Życie jest cholernie niesprawiedliwe. Płukałem ścierkę, aż nagle coś przykuło moją uwagę. Podszedłem do kosza na pranie, z którego wystawało coś czerwonego. Z czystej ciekawości wyjąłem to, a gdy zobaczyłem, co trzymam, aż zaniemówiłem. Kto by pomyślał, że Akina ma stringi? I że w ogóle w nich chodzi. Jakich ciekawych rzeczy mogę się dowiedzieć o swojej dziewczynie!
 Wyszedłem z łazienki, niosąc w ręku nowe odkrycie. Stanąłem w progu kuchni, obserwując, jak szykuje herbatę.
 - Nie wiedziałem, że masz taką bieliznę. – Uniosłem stringi w górę, a na usta wkradł mi się zboczony uśmieszek.
 Akina odwróciła się w moją stronę, a gdy zobaczyła swoją własność, spaliła porządnego buraka i podbiegła do mnie, wyrywając mi stringi z ręki.
 - Nigdy więcej nie zaglądaj do kosza na pranie, zboczeńcu! – warknęła i pobiegła szybko do swojego pokoju, wrzucając bieliznę do szafy. Jej policzki nadal były całe czerwone, oddech też miała nierówny. Podszedłem do niej i objąłem jej talię ramionami.
 - Skąd je masz? – spytałem.
 - Były w komplecie z zestawem stanika i majtek… - wyszeptała, starając się zasłonić włosami.
 - Ktoś cię już w nich widział?
 - Nie.
 - I dobrze. Ja będę pierwszy! – wykrzyknąłem, mocniej ją do siebie przytulając.
 - N-nawet o t-tym nie myśl! – krzyknęła i spojrzała na mnie z niepewnością. – Poza tym i tak w nich przeważnie nie chodzę…
 - Powinnaś to zmienić – wyszeptałem jej do ucha, po czym klepnąłem ją w tyłek.
 - Ej! – pisnęła. – Nie masz prawa…!
 - Do czego? – Dałem jej drugiego klapsa, kompletnie ignorując jej pisk.
 - Zboczeniec! – wydarła się.
 Zaśmiałem się cicho, po czym wtuliłem twarz w jej włosy, wąchając zapach jej szamponu. Piękny… Delikatny, z aloesem.. Tak, wiem co to jest aloes! Jeśli myśleliście, że jestem kompletnym idiotą, macie zapewniony ogromny wpierdol.
 Mocniej ją objąłem i zacząłem jeździć nosem po jej szyi.
 - Daiki – szepnęłam i pogładziła mnie po policzku. – Nie długo zaczynają się eliminacje do letnich zawodów.
 - I co z tego? – spytałem, podnosząc głowę.
 - Powinieneś wziąć się za ćwiczenia.
 - Jedynym, który może mnie pokonać, jestem ja sam – odparłem, odwracając wzrok. Może jednak uda mi się spotkać kogoś niezwykłego… - Nie zapominaj o tym.
 Między nami zapanowała niezręczna cisza. Akina westchnęła i pokręciła głową.
 - Seirin ostatnio grało mecz towarzyski z Kaijo – odezwała się nagle.
 - I? Jak bardzo Seirin przegrało?
 - Wygrali.
 - Ah… CO?! – wykrzyknąłem. – Kise przegrał?
 - Różnica nie był duża, ale nie dali rady.
 - Pewnie nie dali z siebie wszystkiego – prychnąłem. Zaraz, zaraz… W Seirin jest Tetsu… I ten goryl z rozdwojonymi brwiami, który uważa się za brata mojej dziewczyny. Czy to znaczy, że on jest jednak dobry? Jeśli tak, to może te zawody nie będą takie nudne… W końcu będę się musiał zmierzyć z kimś ze swojej dawnej drużyny, a jeden przeciwnik więcej to lepsza zabawa.
 - Naprawdę powinieneś się wziąć za trenowanie – powiedziała, a w jej głosie można było wyczuć powagę.
 - Chętnie kiedyś zagram z twoim bratem. – Spojrzała na mnie zaskoczona. – Mam zamiar go zmiażdżyć.
 Poszedłem do kuchni, wlałem sobie herbatę do filiżanki, a na koniec się do siebie uśmiechnąłem. Może jednak czeka mnie na tych zawodach trochę niespodzianek i przyjemności? Może znów będę mógł zagrać na poważnie? Może znów pozuję to uczucie, które towarzyszyło mi odkąd zacząłem grać w kosza? Może znów to pokocham?
 Akina mnie od tyłu przytuliła i pocałowała w policzek.
 - Cokolwiek się stanie, zawsze będę ci kibicować – obiecała.
_________________________________________________________________________________












środa, 6 stycznia 2016

Witajcie w Popaprańcu!

 Jako iż jestem nienormalna, do mej głowy wpadł ten oto pomysł :D Gorzej z wykonaniem, ale mniejsza z tym...
 Gomene za błędy, które najprawdopodobniej się tu pojawią, ale pisałam na szybko, więc...

Po prostu zapraszam was do czytania, mam nadzieję, że choć trochę wam się spodoba ;) 

P.S Mine, i tak ci nie dorównuję w takich pomysłach XD
_________________________________________________________________________________

*Piosenka na wejście*

Witajcie w mojej bajce,
 Tu Aoś gra na fujarce,
Akashi nam zaśpiewa,
Kuroś ubóstwia drzewa.

Tu wszystko jest możliwe,
Midorima zje pokrzywę.
A Kise, wiem coś o tym,
Pójdzie do kibla po tym.

Witajcie w mojej bajce,
Pranie mam już w pralce.
Mukkun trochę schudnie,
Nawet oczyści studnię

Bo z nami jest wesoło,
Zrobimy razem koło!
Usiądźcie więc wygodnie,
Nawet ściągnijcie spodnie.



  Akina Hyuga oraz Sayaka Kuso z uśmiechami na ustach przemierzały ścieżkę zielonego lasu. Pogoda była idealna – świeciło słońce, było ciepło, ale nie gorąco, wiał lekki wiaterek, który rozwiewał ich długie włosy. Dziewczyny trzymały w rękach lody i cały czas rozmawiały o swoich chłopakach. Ciągle się przy tym śmiały, opowiadały sobie o zabawnych zachowaniach swoich ukochanych oraz naśladowały ich miny.
  Dziewczyny szły coraz głębiej w las, aż nagle zakręciło im się w głowie i zamknęły na chwilę oczy, by złagodzić ból. Kiedy je otworzyły, zaniemówiły. Nie znajdowały się w lesie, do którego weszły, ale w zupełnie innym świecie. Rosło tu więcej kwiatów, było bardziej kolorowo, ptaki siedziały na gałęziach drzew…
 - Gdzie my jesteśmy? – spytała zaskoczona, ale jednocześnie przerażona Sayaka.
 - A bo ja wiem? – Akina rozglądała się wokół, by zauważyć choć jeden znajomy szczegół.
 - W Popaprańcu. – Usłyszały obok siebie. Krzyknęły i odruchowo odskoczyły, a potem spojrzały na sprawcę. Był nim niski człowieczek o jasnoniebieskiej skórze i błękitnych oczach oraz włosach.
 - Ha? – Nie zrozumiały.
 - Jesteście w Popaprańcu. – Powtórzył, bacznie im się przyglądając. – I depczecie moje jagody. – Wskazał na niewielkie, granatowe owoce, znajdujące się pod ich stopami.
 Dziewczyny pospiesznie zeszły z krzaczka jagód, po czym spojrzały na siebie ze zdziwieniem.
 - Kuroko?! – wykrzyknęła Akina, gapiąc się na Tetsuyę.
 - Smerf Znikacz, żadnego Kuroko nie znam. – Wzruszył ramionami. -  A wy to…?
 - Nie pamiętasz? – Zdziwiła się Sayaka.
 - Pierwszy raz was na oczy widzę. – Dziewczyny się przedstawiły, a on nagle kiwnął głową i mruknął do siebie. – No tak, to wy… szykują się wielkie wesela.
 Po chwili zniknął gdzieś, a nawoływania dziewczyn nie przyniosły żadnego rezultatu.
 - O co mu z tymi weselami chodziło? – szepnęła zaskoczona Sayaka.
 - Idziemy dalej. – Zarządziła Akina. – Muszę to wszystko wyjaśnić.
  Ruszyły przed siebie, uważnie się rozglądając. Nie chciały, by ktoś ich znów zaskoczył.
 - Ej, myślisz, że tu jest jakiś prezydent? – spytała nagle Sayaka.
 - A bo ja wiem? – odpowiedziała Akina. – Nie zdziwiłabym się, gdyby panował tu jakiś chciwy król, któremu w głowie tylko…
 - AAARRRRRRAARR! – Usłyszały nagle i krzyknęły głośno, od razu się do siebie przytulając.
 Spojrzały na pobliskie krzaki, z których po chwili wyszedł gruby ogr z… radiem w ręku i okularami na nosie. Zaraz, zaraz, to jest przecież…
 - Midorima?! – wykrzyknęły jednocześnie, gapiąc się na dziwną wersję kolejnego członka Pokolenia Cudów.
 - Miałyście krzyczeć i uciekać. – Westchnął stwór, poprawiając swoje okulary. – Wiedziałem, że płyta z tego radia nie da zadowalających efektów… - burknął. – Jestem Midogr, nie żaden Midorima, wieśniaczki.
 - W-wieśniaczki?! – Oburzyła się Akina. – Słuchaj no, ty popaprany ogórku! Nikt nie będzie mnie tak obrażał! Jeśli myślisz, że…
 - Piękne dupy w potrzebie! – zawołał nagle jakiś brzydki brunet z warkoczykami na głowie. Podbiegł do dwóch zdziwionych dziewczyn i stanął przed nimi, wyciągając ze swojej pochwy miecz zakończony uchwytem w kształcie haka. – Strzeż się, potworze! Jam jest straszliwy Haizaki Hak, który poćwiartuje cię na kawałeczki!
 - Znowu ten zboczuch – mruknął Midorima-ogr i poprawił swoje okulary. Odwrócił się i odszedł w swoją stronę, całkowicie ignorując wyzwiska nowoprzybyłego.
 - Mówiłem, że go przegonię? HA! – Haizaki Hak schował swój miecz i spojrzał na dziewczyny. – No, to która najpierw mi zapłaci?
 - Z-zapłaci? – zdziwiła się Sayaka. – Nie mamy pieniędzy…
 - Możecie zapłacić w naturze. – Uśmiechnął się wrednie i wyciągnął rękę w jej stronę.
 - Łapy precz od mojej siostry! – Akina zagrodziła mu drogę i trzepnęła go w dłoń.
 - Ostra, lubię takie. – Oblizał swój kciuk i spojrzał na nią z pożądaniem. – Ty będziesz idealna.
 Złapał ją za przedramię i do siebie przyciągnął, całując przy tym jej szyję.
 - Odwal się! – krzyknęła brunetka i zamierzała kopnąć swojego napastnika, jednak ten zablokował jej ruch.
 Sayaka kompletnie nie wiedziała, co ma robić. Wiedziała, że Haizaki Hak był dużo wyższy i silniejszy od niej, więc walka z nim nie miała najmniejszego sensu. Po krótkim namyśle zaczęła głośno wrzeszczeć.
 - Zamknij się, suko! – Haizaki pchnął Akinę na ziemię i podszedł do Sayaki, z zamiarem uderzenia jej.
 Kiedy dzieliło ich niecały metr, Hyuga zerwała się na równe nogi i szarpnęła Haizakiego za ramię, odciągając go od swojej siostry. Hak, który kompletnie się tego nie spodziewał, złapał ją za włosy i przyciągnął do siebie.
 - Oj, mała, przeginasz – szepnął jej do ucha. – Jak tak dalej pójdzie, to będę wobec ciebie brutalny.
 Akina zaczęła się szarpać, piszczeć, wyrywać się, co Haizakiego wyprowadzało z równowagi.
 - Zamknij się wreszcie! – krzyknął.
 - Puść ją! – Na polanie, na której się znajdowali, pojawił się wysoki, przystojny granatowłosy chłopak.

 *w tle słychać piosenkę*
Oto Aomine, Daiki Aomine
 Zuch i chwat
 Choć taki zboczony, cycków mu nadal nie brak
 Chętny jest do seksu, używa pumeksu
 Nigdy się nie lęka, zwalcza zło
 A gdy go potrzebujesz, przybędzie raz dwa!
 Nasz zboczuch może też obmacać cię.

Zły Shogou chce porwać cię
Co od tak dawna trwa
Wysyła ludzi, pałę swą budzi
By czynić zło sposoby zna
Lecz nie martw się
 Daiki ocali cię

Nie bój się i tyle, bo dzięki swojej sile
Tryskasz spermą aż tam, w dal
I między planetami nie będziesz się gwałcił sam
Choć jesteś tak zboczony
Dopełni się twe szczęście dziś tam


  - Znowu ty… - warknął Hak, jednak puścił Akinę, a po chwili zniknął za pobliskim drzewem.
 - W porządku? – Nieznajomy podał Hyudze dłoń, którą ta chętnie przyjęła.
 - Aomine?! – Przytuliła się do niego. – Powiedz, że chociaż ty jesteś normalny!
 - He? – mruknął zdziwiony, drapiąc się w tył głowy. – Jestem Alldaiki, a ty to Akina, racja?
 - Skąd wiesz?
 - Wyrocznia powiedziała, że spotkam dziś swoją przyszłą żonę, Akinę Hyugę. A skoro to ty… Przepowiednia się spełniła.
 - Ż-żonę? – Pisnęła zaskoczona, lekko się od niego odsuwając.
 - Alldaikicchi! – Do ciemnoskórego podbiegł… Kise. Jeden szczegół przykuł uwagę sióstr – Ryouta miał na głowie złotą koronę. - Zawsze musisz wszędzie tak pędzić! Mógłbyś czasem… - umilkł, widząc stojącą z boku Sayakę. – O, miłości moja! – Podszedł do niej, biorąc ją w swoje ramiona. – Już myślałem, że się nie doczekam!
 - Kise? – szepnęła Kuso, po czym wtuliła się w blondyna. – O czym ty mówisz?
 - Nie pamiętasz? – zdziwił się Ryouta. – Spotkaliśmy się kiedyś i obiecałaś, że jak tu wrócisz, to za mnie wyjdziesz.
 Sayaka była w takim szoku, że prawie zemdlała. Wpatrywała się w swojego chłopaka z uwielbieniem, a on ciągle jej powtarzał ,,Kocham cię”. W tym czasie do Alldaikiego podleciał śliczny, fioletowy dywan.
 - Przelecimy się? – spytał Aomine z uśmiechem. Nagle parsknął śmiechem, łapiąc się za brzuch. – Ty, ale to zabrzmiało! Chociaż jakbyś chciała, to możemy się p r z e l e c i e ć.
 - Zboczeniec! – Twarz Akiny pokryła się porządnym rumieńcem. Odwróciła głowę, starając się zakryć czerwone policzki. Nagle ciemnoskóry wziął ją w swoje ramiona, a po chwili szybowali wśród obłoków. Hyuga krzyknęła, po czym wtuliła się mocno w Alldaikiego i co jakiś czas zerkała w stronę ziemi. – Gdzie lecimy? – spytała cicho.
 - Do królestwa Kise – odparł ciemnowłosy. – Do Modolandii.
                                                                           ***
   Smerf Znikacz miał rację – szykowano wielkie wesela dla dwóch młodych par: Akiny i Alldaikiego raz Sayaki i Kise. Największy problem był z sukniami ślubnymi, bo trzeba je było szybko dopasować. Kosmetyczki i fryzjerki też miły dużo pracy – w końcu dziewczęta musiały wyglądać idealnie na tak ważnej uroczystości.
  Akina miała lekko pokręcone włosy, spięte na czubku głowy w pięknego koka, powieki potraktowano jej eyelinerem, rzęsy tuszem, a jej suknia ślubna była przepiękna. 1
  Sayace zrobiono śliczny, długi warkocz i wpięto w niego małe kwiatki. Na powiekach miała jasny cień, podkręcono jej rzęsy, natomiast suknia była bez rękawów. 2
 Obie wyglądały pięknie, ale nadal nie mogły wyjść z szoku, że wychodzą już za mąż. Ostatni raz spojrzały w lustra i się do siebie uśmiechnęły. Za godzinę będą już miały inne nazwiska, a ich palce ozdobią ślubne obrączki.

 Kiedy Sayaka i Kise powiedzieli sakramentalne ,,Tak!”, cała sala zaczęła bić brawa. Nadeszła kolej na Akinę i Alldaikiego. Podeszli razem do ołtarza, ale na widok księdza, a raczej jego dwukolowych tęczówek, przeszedł ich nieprzyjemny dreszcz. Proboszcz Akashi był uważany za najlepszego i najkonkretniejszego księdza w całej Modolandii, więc nikt się nie zdziwił, że to akurat jego poproszono o pobłogosławienie par.
 - Czy ty, Alldaiki, pragniesz poślubić AKinę Hyugę i ślubujesz jej miłość, w i e r n o ś ć oraz uczciwość małżeńską? – Proboszcz spojrzał uważnie na ciemnoskórego, który cały czas patrzył w oczy swojej wybranki.
 - Ślubuję – odpowiedział. – Pragnę tego najbardziej na świecie.
 - A czy ty, Akino, chcesz, by Alldaiki został twoim mężem i ślubujesz mu miłość, wierność oraz uczciwość małżeńską?
 - Ślubuję. – Brunetka posłała szczery uśmiech swojemu ukochanemu.
 - W taki razie weźcie te nożyczki. – Akashi wręczył kochankom czerwone nożyczki. – Dotknijcie nimi swoich dłoni.
 Zdziwieni małżonkowie wykonali polecenie kapłana, a po chwili usłyszeli:
 - Ogłaszam was mężem i żoną!
  
 Przyjęcie weselne było długie o huczne. Nikt nie chciał przerywać zabawy, cały czas ktoś szalał na parkiecie… Jednym słowem było zajebiście. Państwo młodzi wyglądali pięknie – szczęśliwi i uśmiechnięci trzymali się za ręce.
 Proboszcz Akashi opuścił przyjęcie najwcześniej, odjeżdżając na swoim szlachetnym ośle- Kłopobarze. Osioł ten był wyjątkowym zwierzęciem, bo cały czas jadł, ale mimo tego nie był gruby. W dodatku potrafił mówić. Wprawdzie używał tylko jednego słowa ,,jeść”, lecz… Zawsze coś.
 Noc poślubna młodych par była pełna energii i romantyzmu. Kise spacerował ze swoją małżonką po ogromnym ogrodzie, natomiast Alldaiki oraz Akina latali na dywanie, podziwiając gwiazdy. Na koniec oczywiście była sypialnia, ale chyba każdy wiedział, że tak to się skończy…
 I od tej pory żyli długo i szczęśliwie! :D

                                                                 The end
______________________________________
                                                                                                         1.
                                                                                                                              2.
Suknie ślubne ;)
______________________________________