czwartek, 26 maja 2016

Wygrana - Rozdział 4

Yo, moi mili! :D

Jako że dziś odpoczywałam po balu, napisałam 4 rozdział ,,Wygranej" :D Ostatnio mam jakoś wenę na to opko, więc korzystam, póki mogę ;P Może w tę 3-dniową przerwę uda mi się jeszcze coś napisać, ale niczego nie obiecuję!

Późno już, więc nie będę przedłużać, tylko od razu zachęcam do przeczytania tekstu poniżej! :D

_________________________________________________________________________________


  Dyskretnie wyszłam tylnym wyjściem, by mnie nie zobaczył. Przyjaciółkom powiedziałam, że muszę skorzystać z toalety, więc nie czekały na mnie i poszły do domu. Normalnie czułam się jak James Bond – dyskrecja i wypatrywanie nieprzyjaciela mogłabym opanować do perfekcji. W życiu nie czułam się tak zagrożona. Uważnie rozglądałam się wokół, by przypadkiem Aomine nie wyskoczył zza żadnego krzaka. Aż zadrżałam, gdy wyobraziłam sobie jego zirytowaną i wściekłą twarz. Niech się dupek uczy, ja nie mam zamiaru go słuchać. Kto powiedział, że zawsze jestem posłuszną dziewczyną? Nikt. I Taiga dobrze o tym wie. Aomine też się przekona. Może dzięki temu się ode mnie odczepi. Chociaż podświadomie miałam dziwne wrażenie, że będzie na odwrót. Obym się myliła.
 Usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Kto dzwonił? Oczywiście ten zboczeniec. Wyszłam za furtkę wpatrzona w ekran, po czym westchnęłam z irytacją i odrzuciłam połączenie.
 - Mnie się nie ignoruje, mała. – Usłyszałam obok siebie.
 Podskoczyłam, czując jego rękę na swoim ramieniu. Kurwa, co zrobiłam nie tak? Dlaczego wpadłam? Bond nie dałby się złapać. Chyba mu jednak nie dorównuję. Jeszcze. Muszę częściej ćwiczyć.
 - A mi się nie wtrąca w życie prywatne. – Warknęłam i chciałam odejść, ale mi nie pozwolił.
 Złapał mnie szybko za przedramię i przyciągnął do siebie tak, że stykałam się twarzą z jego torsem. Na moment zamarłam, ale po chwili spróbowałam się wyszarpnąć. Nic. Ponowiłam próby wydostania się z jego uścisku, lecz w niczym mi to nie pomogło.
 - Cholera, puść.
 - Nie. – Zniżył swoją twarz na wysokość mojego czoła i objął mnie drugim ramieniem w talii.
 - Zabieraj łapska! – Podniosłam głos.
  Nic sobie nie robił z moich warknięć. Szarpnęłam go za rękaw bluzy, ale na to też nie zareagował. No co za osioł! I dlaczego musi mieć taki żelazny uchwyt?! Gdzie tu sprawiedliwość na tym świecie? Gdzie, ja się pytam? Składam reklamację do istot w krainie niebieskiej o nierówność między płcią męską a żeńską, i proszę o natychmiastowe dodanie siły, bym mogła się odczepić od tego zboczeńca.
 - Mówiłem, że mam wobec ciebie plany, więc czemu uciekasz? – Nie przejmował się moimi prychnięciami.
 - Co z ciebie za idiota? – Spojrzałam mu w oczy, w których momentalnie pojawiła się złość. – A może ja wcale nie chcę spędzać z tobą czasu?
 - Mówiłem już, że mi się nie odmawia. – Syknął. – Jak czegoś chcę, to to dostaję.
 - Ale ja nie jestem żadną rzeczą czy nagrodą do zdobycia! – Przeginam. Zdecydowanie przeginam, co widziałam w jego wściekłych tęczówkach. Boże, ratuj, bo chyba zaraz przybędę do twej niebiańskiej krainy. Jeszcze trochę a zmięknę.
 - A czy ja powiedziałem, że traktuję cię jak rzecz? – Warknął. – Jeśli tak to rozumiesz, to proszę bardzo, mogę zacząć cię tak traktować! – Złapał mnie za końcówki włosów i lekko za nie pociągnął. Syknęłam, a on przybliżył swoją twarz do mojej. – Wczoraj ci się podobało, więc czemu nie pojedziesz ze mną kolejny raz? – Jego głos był nieco spokojniejszy, więc stwierdziłam, że się uspokaja.
 Puścił moje włosy i rozluźnił uścisk na moim przedramieniu. Spojrzał mi w oczy, a ja miałam wrażenie, że zaraz zapadnę się pod ziemię. Dawno nie czułam się taka… malutka. Mam sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, on ma ponad sto dziewięćdziesiąt, a więc różnica między nami była spora. Na moją niekorzyść.
 - Bo cię praktycznie nie znam. – Spuściłam wzrok. – I ciągle mnie do czegoś zmuszasz. Wczoraj właściwie też nie dałeś mi wyboru. Po prostu po mnie podjeżdżasz i oznajmiasz mi, że mnie gdzieś zabierasz. Mam swoje życie prywatne, przyjaciół, a przez ciebie to wszystko zaniedbuję. W dodatku wczoraj przerwałeś mi randkę. I co miały znaczyć te wiadomości? – Pokazałam mu swoją komórkę.
 Chwilę się w nią wpatrywał, po czym na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek.
 - No, no, jak mnie ładnie zapisałaś. – Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej. – Zbok. Naprawdę się wysiliłaś.
 Momentalnie schowałam komórkę do torebki, po czym odwróciłam wzrok.
 - Tu nie chodzi o to, jak cię zapisałam! Masz mi wyjaśnić tę treść!
 - A co tu jest do wyjaśniania? – Spojrzał mi po raz kolejny w oczy, a ja byłam pewna, że jak zaraz nie przestanie, to mu ulegnę i znów gdzieś z nim pojadę. – Chcę cię zabrać w kilka miejsc, to wszystko.
 - Po co?
 - Sama powiedziałaś, że prawie mnie nie znasz. – Pociągnął mnie w stronę swojego motoru. – Chcesz to zmienić? Możemy przecież pogadać.
 - Czemu tak ci na tym zależy?
 - A nie mogę poznać siostry rywala?
 Wzruszyłam ramionami i obrzuciłam spojrzeniem jego pojazd. Wsiąść czy sobie pójść?
 - Gdzie mielibyśmy jechać? – Burknęłam, odwracając głowę.
 - Niespodzianka. – Uśmiechnął się zwycięsko, podając mi kask. – Wsiadaj i się trzymaj.
 Nie minęła minuta, a my już byliśmy w drodze. Jestem zbyt uległa. A przynajmniej jemu. Dlaczego nie potrafiłam odejść i zostawić go z tą wściekłością na twarzy? Czemu jego oczy działają na mnie w taki dziwny sposób, że nie umiem mu się oprzeć? Co ja znów robię na jego motorze? Jakim cudem znów go obejmuję i czuję jego wyrzeźbione mięśnie?
 Tak się zamyśliłam, że nawet nie zauważyłam, iż przytuliłam się do jego pleców. Kiedy zorientowałam się, co robię, zmroziło mnie. Słyszałam jednak jakiś wewnętrzny głosik, który kazał mi zostać w tej pozycji. Sama nie wiem czemu, ale posłuchałam się go. Dzięki temu wiatr nie podwiewał mi bluzki, przez co było mi cieplej.

 Dlaczego ten cholerny zboczeniec musi być taki seksowny? I czemu ma takie wspaniałe mięśnie?
 Westchnęłam cicho i zaczęłam dawać sobie w myślach niezły opieprz za to, że się zgodziłam na tę przejażdżkę. Co mam robić, by go unikać? Ma mój numer, wie, gdzie mieszkam, gdzie się uczę, a na dodatek jest przestępcą. Chryste Panie, wdepnęłam w niezłe bagno i coraz bardziej się w nim zatapiam. Prześladuje mnie przystojny i wkurzający zboczeniec, który myśli, że wszystko mu wolno. A może powinnam to zgłosić na policję jako porwanie? Tylko co ja im powiem? Że uprowadził mnie Aomine Daiki, ale po tym, jak mnie zabrał w przyjemne miejsce, to uciekłam? Policjanci w życiu mi nie uwierzą, ba!, mogą mnie nawet wyśmiać.

 Ale czy ja w ogóle chcę iść na policję?
 Nawet gdybym chciała, to nie mogę. Wtedy mundurowi o wszystkim by się dowiedzieli i mogliby aresztować Taigę. Dodatkowo pozostaje jeszcze kwestia tego faceta, który siłą wciągnął w to wszystko mojego brata. Naszła mnie nagła ochota przywalenia temu komuś. Może kiedyś mi się to uda. Jedno jest pewne – nie podaruję mu tego.
  Tak się zamyśliłam, że nawet nie zauważyłam, gdy się zatrzymaliśmy. Dopiero pytanie Aomine wybudziło mnie z transu.
 - Ej, śliczna, nie za wygodnie ci? – Zaśmiał się krótko i zdjął swój kask.
 Momentalnie się od niego oderwałam i odeszłam kilka kroków od motoru, udając, że nic się nie stało. Daiki schował nasze kaski i bagażnika motoru, po czym podszedł do mnie i obrócił mnie przodem do miejsca, w którym się znajdowaliśmy.
 Zaniemówiłam. Skąd on bierze na to kasę? Na wyścigach aż tak dużo się zarabia?
 - To jest… - Zaczęłam.
 - Prywatna siłownia mojego znajomego. – Dokończył. – Da nam zniżkę, więc nie martw się o pieniądze. I nawet nie waż się mówić o żadnym zwrocie kasy!
 Spojrzałam na niego zaskoczona, a po chwili oskarżycielsko wskazałam na niego palcem prawej dłoni.
 - Sugerujesz, że jestem gruba?
 - Ha? – Zdziwił się. Zaraz jednak pokręcił głową, jakby wszystko zrozumiał, po czym westchnął ciężko. – Rany, baby. Same z wami problemy. Czy ja coś takiego powiedziałem?
 - N-Nie, ale zabrałeś mnie na siłownię… - Zdębiałam.
 - Raz widziałem, jak biegasz z bratem w parku. – Odłożył kaski na swoje miejsce. – Poza tym niedawno słyszałem, jak Kagami mówił mojemu przyjacielowi, że lubisz sport. A ciało masz zapewne piękne. – Puścił mi oczko, a ja się zarumieniłam. Kretyn.
 Weszłam za nim na teren siłowni i od razu zaczęłam się dyskretnie rozglądać wokół. Wystrój nowoczesny, duże szklane okna i szatnie. Ciekawe, jak wygląda sala do ćwiczeń. W życiu nie byłam w takim miejscu, więc byłam bardzo zainteresowana jego wystrojem. Aomine podszedł do kasy, gdzie siedziała jakaś młoda dziewczyna. Na widok ciemnoskórego zarumieniła się lekko.
 - Dzień dobry. – Jezu, jaki ona miała przesłodzony głos. Aż mi się zrobiło niedobrze.
 - Tak, dobry. – Odpowiedział Aomine i oparł się łokciem o ladę. – Jest szef?
 - T-tak, już wołam. – Kobieta wcisnęła jakiś przycisk i założyła włosy za ucho. – Szefie, ktoś do pana.
 Uśmiechnęła się zalotnie do Aomine, ale ten zachowywał się tak, jakby ją zupełnie ignorował. Zerknął tylko na mnie, a ja przypatrywałam mu się z zaciekawieniem. W sumie można się było spodziewać, że Aomine ma takie znajomości. Po kilku sekundach zza drzwi z tabliczką ,,Dyrektor” wyszedł wysoko, muskularny blondyn o krótkich włosach i ostrym spojrzeniu.
 - No proszę! – Wykrzyknął, podchodząc do Daikiego. – Któż to zawitał w me skromne progi! Sam Aomine Daiki! – Poklepał go po ramieniu. – Zdecydowałeś się wrócić do mnie na siłownię? – Dopiero wtedy mnie zauważył. Gwizdnął cicho i zrobił kilka kroków w moją stronę. – A kim jest ta śliczna osóbka?
 - Akina Kagami. – Podałam mu rękę, którą chwycił i lekko nią potrząsnął.
 - Wakamatsu Kousuke. – Uśmiechnął się i objął mnie nagle ramieniem, przez co cała się spięłam. – Masz już jakieś sportowe doświadczenie?
 Zerknęłam na Aomine, któremu wyraźnie nie podobało się zachowanie blondyna. Zmrużył oczy, bacznie go obserwując, i zaczął stukać palcami o blat.
 - Dość często biegam, tak to nie.
 - Na pewno coś się tu dla ciebie znajdzie! Na razie wypożycz sobie strój sportowy. Dam wam zniżkę.
 - Daj jej te ciuchy i podaj łączną cenę. – Warknął Aomine i przyciągnął mnie do siebie.
 - Spokojnie, co się tak wkurzasz? – Zaśmiał się Wakamatsu i puścił mi oczko. – Kou z tobą pójdzie i wybierze ci odpowiedni rozmiar.
 Kobieta zza kasy wstała i obrzuciła mnie czujnym spojrzeniem. Mam wrażenie, że mnie nie polubiła. Podejrzewam, że była o mnie zazdrosna, bo Aomine nie zwracał na nią uwagi. W sumie to mnie trochę zdziwiło, bo miała ładną figurę, spory biust i była całkiem ładna, więc Daiki mógłby się nią zainteresować. Nie zrobił tego, więc poczułam… ulgę? Tak, mogę to tak nazwać. Ludzie, koniec świata nadciąga.
 - M? – Spytała nagle Kou.
 - Proszę? – Nie zrozumiałam.
 - Nosisz rozmiar M? – Powtórzyła, patrząc na mnie jak na idiotkę.
 - Tak.
 Podała mi do ręki jakąś sportową bluzkę, która prawdopodobnie będzie mi sięgać do połowy brzucha, a potem podeszła do półki ze spodenkami.
 - Trzydzieści osiem czy czterdzieści?
 - Trzydzieści osiem. – Wzięłam spodenki i poszłam do szatni.
 Strój był cały czarny z białymi paskami po bokach. Górna część sięgała ciut za biust, natomiast spodenki kończyły się na równi z pośladkami. O Boże… Chyba poproszę o zmianę ubrania, bo jak mnie Aomine zobaczy, to zapadnę się ze wstydu pod ziemię. Nie żebym wstydziła się własnego ciała, bo nic do niego nie mam, ale jakoś nie chcę pokazywać się do połowy rozebrana przed takim zboczeńcem. Włosy spięłam w kitkę na czubku głowy i zawiązałam swoje buty.
 Westchnęłam cicho i wyszłam z szatni, kierując się na siłownię. Czułam się zażenowana. Nigdy nie ćwiczyłam w takim stroju.
 - Hej, mała! – Usłyszałam głos Wakamatsu. – Masz! - Podał mi butelkę wody i puścił mi oczko. – Nie musisz oddawać kasy. Wystarczy, że częściej będziesz przychodzić.
 Odwrócił się i odszedł, głośno przy tym pogwizdując.
 Ja nie mogę… Co oni wszyscy mają z tą ,,małą” bądź ,,śliczną”? Nie mogą mówić zwyczajnie po imieniu?
 Pokręciłam głową i weszłam na salę treningową, gdzie zobaczyłam Aomine. W sportowym stroju opinającym jego tors wyglądał mega seksownie. O Boże, przyznałam się do tego? Kurwa. Ten facet jest zdecydowanie zbyt przystojny. I ma zbyt boskie mięśnie. Skąd on się w ogóle wziął?
 - Yo, śliczna! – Położył swój ręcznik na parapecie, tuż obok butelki z wodą. – Wyglądasz zajebiście.
 - Dzięki… - mruknęłam.
 Odłożyłam picie tuż koło jego wody, po czym podeszłam do bieżni. Uruchomiłam ją i starałam się ignorować natarczywe spojrzenie Aomine, które szczególnie skupiało się na moich pośladkach. Zaczęłam biegać, co jakiś czas patrząc na tego zboczeńca. Zauważyłam, że podchodzi do sztangi i podnosi całe piętnaście kilo. Nieźle. Nie widziałam, by się jakoś specjalnie zmęczył, więc podejrzewam, że unosi cięższe rzeczy. Ciekawe, czy Taiga by z nim wygrał?
 Powróciłam do biegania, starając się nie zwracać na niego uwagi. Co jakiś czas poprawiałam spodenki, bo się podwijały i właziły mi w tyłek. Słowo daję, że więcej takich nie założę! Nie dość, że wyglądają prawie jak majtki, to jeszcze widać mi w nich pół pośladków! Aomine to jednak nie przeszkadzało, bo co jakiś czas zerkał na mój tył.
 Skończyłam biegać i otarłam pot z czoła. Po chwili zastanowienia podeszłam do rowerka i zaczęłam pedałować. Po kilkunastu sekundach doszłam jednako wniosku, że to był zły pomysł, bo tym razem siedziałam przodem do Aomine, przez co widział część mojego biustu. Jezu… Tak źle i tak źle. Jak nie tyłek to cycki. Udałam, że tego nie widzę i ćwiczyłam dalej, co jakiś czas dyskretnie na niego patrząc. Kiedy skończył podnoszenie ciężarów, przeniósł się na jakieś dziwne urządzenie, które chyba miało na celu rzeźbienie mięśni brzucha. Przez chwilę mu się przyglądałam, ale gdy zorientowałam się, że się na mnie gapi, natychmiast odwróciłam wzrok.
 Zeszłam z rowerku i podeszłam do parapetu, by napić się wody. Oj, dawno tak solidnie nie ćwiczyłam. Chyba muszę bardziej popracować nad kondycją. Nie żeby była zła, ale nie chcę się tak bardzo męczyć.
 - Dobrze sobie radzisz. – Daiki stanął obok mnie i otarł ręcznikiem pot z czoła. – I świetnie przy tym wyglądasz.
 Czułam, że zapadnę się pod ziemię ze wstydu. Po jaką cholerę on to komentuje? Chce mnie jeszcze bardziej zawstydzić?
 - Tia… - Odwróciłam wzrok. – Często tu przychodzisz?
 - Różnie. Zależy od nastroju. Czasem codziennie, innym razem raz na tydzień lub raz na miesiąc.
 - I zawsze masz zniżkę?
 - Nie, teraz dostałem. Jak ten dureń dowiedział się, że przyjdę z dziewczyną, sam tę zniżkę zaproponował.
 - Nie lubisz Wakamatsu?
 - Jest spoko, ale często mnie irytuje. Poza tym i tak nie widujemy się zbyt często. – Wzruszył ramionami i napił się swojej wody. – Dasz jeszcze radę ćwiczyć, czy wracamy?
 - Oczywiście, że dam!
 Aomine uśmiechnął się zadziornie, po czym odstawił butelkę na parapet.
 - Twarda jesteś. – Nachylił się nade mną. – Lubię takie.
 Odszedł, zostawiając mnie w totalnym osłupieniu. Skoro lubi takie ostre, to może stać się cichą i nieśmiałą dziewczynką, którą zostawiłby w spokoju? Zawsze jakiś pomysł. Może kiedyś wcielę go w życie.
 Drzwi do sali otworzyły się i stanęli w nich dwaj wysocy i całkiem umięśnieni mężczyźni. Rozejrzeli się wokół, a gdy mnie zobaczyli, zagwizdali cicho, co nie spodobało się Aomine.
 - Ohoho! – Zawołał jeden. Był łysy, a na przedramieniu miał duży tatuaż. – Jaka ślicznotka! Dawno tu takiej nie było. Jak ci na imię, laska?
 Milczałam. Kompletnie ich zignorowałam. Podeszłam do jakiegoś urządzenia, które spala tłuszcz z nóg i udawałam, że ich nie widzę.
 - Ej, lasia! – Zawołał drugi. Ten był nieco niższy i miał krótkie, czarne włosy. – Chodź się zabawić!
 Nienawidzę takich typów. Typowi dresiarze, którym tylko jedno w głowie. Obrzydliwi.
 Usłyszałam kroki, więc domyśliłam się, że te dwa obleśne typy zbliżają się w moją stronę.
 - Lasia, będzie…
 - Odpierdol się od niej, gnoju! – Usłyszałam warknięcie Aomine.
 Chłopak stanął przede mną i gestem ręki kazał mi się cofnąć. Wykonałam jego polecenie i patrzyłam na rozgrywającą się sytuację ze zdziwieniem.
 - Nie do ciebie mówię, więc się odsuń! – Podniósł głos ten niższy.
 - Dwóch na jednego? – Aomine zacisnął pięści. – No, może będzie ciekawie.
 Na jego twarzy pojawił się pewny siebie uśmieszek. Ruszył na nich z pięściami, a ja stałam z boku i na to wszystko patrzyłam. Ruchy Aomine były niewyobrażalnie szybkie – obracał się w błyskawicznym tempie i trafiał pięściami w ich twarze. Mimo że miał dwóch przeciwników, ci nie mieli z nim szans. Może gdyby go wzięli z zaskoczenia, to by im się udało, ale w takiej sytuacji skończyli z krwawiącymi nosami i rozciętymi wargami. Klękli na podłodze i złapali się za brzuchu, siarczyście przy tym klnąc.
 - Idziemy. – Aomine pociągnął mnie za ramię i podszedł do parapetu, by zabrać nasze rzeczy.
 - Ej, ej. – Odezwał się łysy. – Nas bijesz, a sam chcesz się z nią zabawić? – Wycharczał, ocierając rękawem krew lecącą z nosa.
 Daiki ponownie zacisnął pięści i ruszył w jego stronę.

,,On go zabije!”

 Jeszcze nie widziałam go tak wkurzonego. Żyłka na jego czole niebezpiecznie pulsowała, więc nie byłam pewna, czy miałby jakiekolwiek granice w okładaniu ich pięściami. Właściwie to byłam przekonana, że nic by go nie powstrzymało. Coś kazało mi go zatrzymać, nim będzie za późno.
 - Czekaj! – Stanęłam przed nim, ignorując jego wściekłe spojrzenie. – Już wystarczy, wygrałeś. Chodźmy stąd.
 Obrzucił ich pogardliwym i pełnym wyższości spojrzeniem, po czym wyszarpnął mi ręcznik z ręki i przetarł nim spoconą twarz. Warknął pod nosem kilka przekleństw, a następnie przeczesał dłonią włosy. Wziął kilka głębszych oddechów i spojrzał na mnie.
 - Uspokoiłeś się już? – Podałam mu wodę, którą od razu wypił.
 - Tia… - Mruknął, rzucając pustą butelkę do kosza. – Nienawidzę jak takie typy zaczepiają dziewczyny z którymi przebywam.
 Nagle coś sobie uświadomiłam.
 - Więc… – Odwróciłam wzrok. – Często tak przebywasz w towarzystwie innych dziewczyn? – Udawałam, że mnie to nie obchodzi.
 - A co, zazdrosna? – Puścił mi oczko. Poczułam, że się lekko zaczerwieniłam.
 - Nie. – Wzruszyłam ramionami. – Po prostu zastanawiałam się, czy to właśnie przez to, że ratujesz dziewczyny z takich opresji, one same wskakują ci do łóżka w ramach podzięki.
 Aomine zaśmiał się krótko, po czym objął mnie ramieniem, nachylając się nad moim uchem.
 - Nie miałbym nic przeciwko, gdybyś chciała mi w ten sposób podziękować.
 Momentalnie się od niego odsunęłam i zaczęłam iść w kierunku szatni.
 - Zboczeniec!
 W odpowiedzi usłyszałam cichy śmiech.

 Aomine jest naprawdę dziwny.
 Ale na swój sposób niesamowity. I zboczony.
 Ciekawe, jak dużo ma twarzy? Uda mi się je wszystkie poznać?
_________________________________________________________________________________










niedziela, 22 maja 2016

Wygrana - Rozdział 3

Yo! :D

Gomene, wiem, miałam pisać ,,Zemstę" ale jakoś ostatnio mam bardziej wenę na ,,Wygraną". To się dzieje samo z siebie, po prostu siadam i piszę. Ostatnio ,,Zemsty" napisałam jedynie pół strony, a dziś ,,Wygranej" prawie 8! Wybaczycie, prawda? Jak to mówią... Lepsze coś niż nic, więc uznajmy, że dzisiejszego dnia to ,,Wygrana" będzie tym cośkiem ;P

Info nieważne i mało istotne!-----> Jakby ktoś chciał się ze mną w jakikolwiek sposób skontaktować (np. facebook) to możecie śmiało pisać na Hangouts, na pewno odpowiem :D jak coś to bym mogła podać linka do swojego konta na fb bądź snapa ;P Jak komuś się czasem nudzi, lubi poznawać nowe osoby i chce mnie trochę lepiej poznać, to zapraszam ;) Nikogo nie zmuszam, wolna propozycja ;) Chociaż w rzeczywistości jestem nieśmiała (tak, naprawdę jestem nieśmiała XD), to na pewno będę odpisywać :D Mam nadzieję, że jestem w pisaniu znośna... Aiko, jestem, prawda? ;P

To by było z mojej strony na tyle :D Jakby ktoś jednak chciał napisać, to niech wspomni o tym w komie, dzięki temu szybciej odpiszę XD

A, jeszcze PROŚBA!! Jeśli ktoś z was miałby jakieś zdjęcia Ao bad boya, czy na motorze, to mógłby mi je podesłać? Bo jakoś nie mogę żadnych fajnych znaleźć -_-


Się niepotrzebnie rozgadałam, a wy pewnie czekacie na przeczytanie rozdziału ,,Wygranej" ;P W takim razie kończę już swe wywody i zapraszam na nowe przygody! :D
_________________________________________________________________________________


  Wstałam leniwie z łóżka i spojrzałam w lustro. Włosy jak zwykle w nieładzie, a oczy zaspane. Rutyna. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej jeansy, błękitną bluzkę ze średnim dekoltem oraz bieliznę. Poszłam do łazienki wziąć szybki poranny prysznic, po czym założyłam na siebie przygotowane ciuchy. Jak zwykle nałożyłam na rzęsy warstwę tuszu, a na usta delikatny błyszczyk. Rozczesałam włosy i spięłam ich część z tyłu głowy, co dało naprawdę ładny efekt. Spakowałam do torby potrzebne książki i zeszyty, a następnie zeszłam do kuchni, gdzie Taiga kończył śniadanie składające z naleśników z nutellą.
 - Hej. – Usiadłam przy stole, stawiając torebkę na ziemi.
 - Hej. – Odparł i nałożył mi na talerz dwa placki.
 - Co tak wcześnie wstałeś? – Zdziwiłam się. – Przeważnie wstajesz po mnie.
 - Nie mogłem po tym wszystkim spać. – Burknął i już wiedziałam, że jest w złym humorze.
 Westchnęłam cicho i zabrałam się za jedzenie. Brat usiadł koło mnie, tyle tylko, że on nie miał przygotowanych dwóch naleśników, a dwanaście. Nadal nie rozumiem, jak on może tyle jeść. To nienormalne! Od dziecka tyle jadł, co rodziców też czasem przerażało, ale o dziwo nigdy nie był gruby. Ruszał się, często z kolegami grał w kosza, biegał, więc teraz spokojnie mogę stwierdzić, że jego sylwetka jest wysportowana. Kondycję też ma dobrą, co tydzień biegamy razem w parku.
 - Masz dziś wolne popołudnie? – Spytałam, kończąc jedzenie. Kolejne, co mnie zastanawia, to to, że ma sześć razy więcej do żarcia ode mnie, a i tak kończy w tym samym czasie.
 - Tak. – Spojrzał na mnie, popijając naleśniki sokiem. – Planujesz coś?
 - Może pójdziemy gdzieś jak rodzeństwo, co? Dawno wspólnie nie wychodziliśmy.
 - Możemy. – Zabrał nasze talerze ze stołu i zabrał się za zmywanie. – Gdzie byś chciała?
 - Na rolki do parku. – Uśmiechnęłam się. – Pamiętasz, jak kiedyś tam byliśmy i wspólnie się wywróciliśmy?
 Uśmiechnął się, co znaczy, że pamięta.
 - Zdarłaś sobie wtedy kolano, a dodatkowo wylądowałem ci na plecach. – Zaśmiał się, a ja cicho zachichotałam.
 - Najgorsze było to, że lekki to nie byłeś. I nie jesteś.
 - Mięśnie sporo ważą. – Mrugnął do mnie.
Przekręciłam oczami i uśmiechnęłam się do niego. Mam naprawdę fajnego brata. Cieszę się, że się z nim tak dogaduję.
 - Idziesz na pieszo czy bierzesz samochód? – Spytał i wytarł mokre ręce.
 - Na pieszo. Ładna jest pogoda.
 Wzięłam do ręki torbę i skierowałam się do holu. Zerknęłam w lustro, a gdy stwierdziłam, że dobrze wyglądam, założyłam buty. Narzuciłam na siebie lekką bluzę i otworzyłam drzwi.
 - To na razie! – Krzyknęłam na pożegnanie.
 - Pa! – Odkrzyknął.
 Wyszłam z domu i poszłam na uniwersytet. Droga wyjątkowo szybko mi minęła, co nie zdarza się często. Zwykle mam wrażenie, że się strasznie wlokę i spóźnię na zajęcia.
 Od razu podbiegły do mnie Eriko i Kiyoko. Przywitałyśmy się całusem w policzek, po czym weszłyśmy do budynku. Poszłyśmy do sali, w której miały się odbyć pierwsze zajęcia, i zajęłyśmy miejsca w górnym rzędzie. Zawsze tam siadałyśmy. Dzięki temu miałyśmy większą swobodę, a i nauczyciele nie zwracali na nas często uwagi.
 W pewnej chwili podszedł do nas jakiś blondyn.
 - Jesteś Akina, prawda? – Zwrócił się do mnie, a ja przytaknęłam. – Możemy chwilę pogadać?
 Wstałam i odeszłam z nim kilka metrów. Chłopak był naprawdę przystojny – dosyć długie jasne włosy, błękitne oczy i ciepły uśmiech. Do tego całkiem wysoki i nawet miał trochę umięśnione ramiona. Chociaż i tak dużo mu było do ramion Aomine. Wróć. Czemu akurat o nim pomyślałam? Przecież Taiga też ma spore mięśnie. Boże, zaraz nie wytrzymam sama ze sobą.
 - To o czym chciałeś pogadać? – Spytałam, mile się do niego uśmiechając.
 - A, tak. – Podrapał się po policzku. – Nazywam się Makoto Ugiho.
 - Miło mi. Akina Hyuga, ale z tego co zauważyłam, to już wiesz.
 - Racja. – Uśmiechnął się. - M-masz dziś wolne po szkole?
 - Tak gdzieś do siedemnastej, a co?
 - Może poszłabyś ze mną do kawiarni na jakieś lody lub ciastko?
 W sumie czemu nie? Z dziewczynami niczego nie planowałam, a z Taigą idę do parku dopiero późnym popołudniem. Przynajmniej nie będę się nudzić.
 - Chętnie.
 - Serio? – Jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. – To ten… Będę czekał przed szkołą po zajęciach.
 Kiwnęłam tylko głową, po czym wróciłam na swoje miejsce. Usłyszałam jeszcze tylko ciche ,,Yes!”, na co lekko się uśmiechnęłam. Nie powiem, chłopak przystojny, wydaje się miły, to może i spotkanie będzie przyjemne? Chociaż w sumie mogę stwierdzić, że zaprosił mnie na randkę. 
 - Ale ciacho ci się trafiło! – Kiyoko obejrzała się za odchodzącym chłopakiem. – Zaprosił cię na randkę?
 - Myślę, że… tak. – Wyjęłam z torby zeszyt. – Wydaje się być miły.
 - Ale widziałyście jego oczy? – Westchnęła Eriko. – Niebieskie! Uwielbiam niebieskie oczy u chłopaków!
 Aomine też ma niebieskie oczy.
 O Boże. Znowu o nim pomyślałam. Dlaczego teraz porównuję innych chłopaków do tego zboczeńca? Co jest ze mną nie tak? Mam nadzieję, że przynajmniej ten dupek nie odezwie się do mnie w najbliższym czasie.
 Wykładowca wszedł na salę, więc wszyscy umilkli. Pan Hunag od zawsze był przez wszystkich szanowany, a jego wykłady były naprawdę interesujące. Nie dziwne, że stał się jednym z moich ulubionych nauczycieli. Ciekawie mówił, od czasu do czasu żartował, a sposób, w jaki nauczał, był bardzo jasny, przez co znaczną większość zapamiętywałam na lekcjach i nie musiałam się uczyć w domu.
 Czasy przeszłe i ich zastosowanie. Taki był temat jego zajęć. Słuchałam uważnie, bo on świetnie tłumaczy, a ja zawsze miałam problem z jednym czasem, którego nie do końca rozumiałam. Jednak dzięki pomocy Taigi i pana Hunaga, coraz lepiej sobie z nim radziłam. Jeszcze tylko trzy lata studiów i będę mogła uczyć go innych. Chciałabym zostać nauczycielką, ale co życie przyniesie – czas pokaże.
 Po skończonych zajęciach Makoto rzeczywiście czekał na mnie przed szkołą. Uśmiechnął się miło, gdy mnie zobaczył, więc odwzajemniłam ten gest. Już miałam żegnać się z przyjaciółkami, kiedy zorientowałam się, że intensywnie cię w coś wpatrują. Kiedy ich oczy gwałtownie się rozszerzyły, spojrzałam w stronę, w którą patrzyły, i zamarłam.
 Co ten zboczeniec robi pod moją szkołą?!
 Aomine stał przy swoim motorze i patrzył w telefon. Nagle podniósł głowę i mnie dostrzegł. Cholera jasna, zamierza mnie prześladować nawet w wolne popołudnia? Co za dupek!
 Postanowiłam go zignorować. Niech wie, że nie jestem słaba.
 - To na razie. – Dałam dziewczynom po całusie w policzek.
 Odwzajemniły to, choć nadal były w lekkim szoku.
 - Co Aomine Daiki robi pod naszym uniwersytetem? – Szepnęła Eriko, gapiąc się na ciemnoskórego.
 - Może ma tu znajomego? – Podsunęła Kiyoko. Zaraz jednak spojrzała na mnie. – Miłej randki. – Puściła mi oczko, na co pokazałam jej język.
Podeszłam do Makoto, całkowicie ignorując natarczywe spojrzenie Aomine. Niech on sobie stąd odjedzie. Niech mnie zostawi.
 - Hej. – Przywitał się.
 - Cześć. – Uśmiechnęłam się. – To do jakiej kawiarni pójdziemy?
 - Hm.. Znam taką jedną, jest niedaleko. Często tam kupuję jakieś słodkości w drodze do domu.
 Kiwnęłam potwierdzająco głową i już miałam zrobić krok do przodu, gdy poczułam, jak ktoś chwyta mnie za przedramię. Odwróciłam się błyskawicznie i zobaczyłam Aomine.
 - Co ty wyrabiasz? – Syknęłam, chcąc mu się wyrwać. – Idę z Makoto do kawiarni. Puść.
 - Mam inne plany, idziemy. – Powiedział, po czym pociągnął mnie za sobą.
 Świetnie. Wszyscy ci, którzy stali przed szkołą, gapili się na mnie i na tego kretyna. Coś czuję, że przez najbliższy czas będę głównym tematem rozmów.
 - Nie obchodzą mnie twoje plany. Ciebie w nich nie ma. – Warknęłam.
 - Za to ty jesteś w moich. – Stanął i spojrzał na mnie z góry. – Zabieram cię w pewne miejsce i koniec. Poza tym chcesz scen przed szkołą?
 Zacisnęłam wargi i spuściłam wzrok, zaciskając przy tym pięści. Po chwili poczułam, jak mnie puszcza. Odwróciłam się do Makoto i powiedziałam:
 - Przepraszam, ale możemy to przełożyć? Coś mi nagle wypadło.
 Spojrzał najpierw na mnie, potem na Aomine, a widząc jego dzikie i zirytowane spojrzenie, przełknął ślinę.
 - Jasne. – Widziałam, że się lekko zestresował. – Nie ma problemu.
 Posłałam mu wdzięczny uśmiech, po czym podeszłam za Aomine do jego motoru.
 - Dzięki wielkie. – Warknęłam. – Właśnie zepsułeś mi mile zapowiadające się popołudnie.
 - Ze mną będzie ci jeszcze lepiej. – Mrugnął do mnie i podał mi kask. – Trzymaj. – Usiadł na swoim motorze i włożył na głowę kask dla siebie. – Siadaj za mną i mnie obejmij.
 - No chyba cię coś popierdoliło! – Spojrzałam na niego z niesmakiem, czego nie mógł zauważyć przez szybkę zasłaniającą moją twarz.
 - A chcesz zlecieć z motoru?
Zacisnęłam wargi, po czym usiadłam za nim i oplotłam go ramionami w pasie. Jak się go dotyka, to wydaje się być jeszcze bardziej umięśniony. Kurde, ale ma kaloryfer na brzuchu…
 Ruszył tuż po tym jak go objęłam. Pisnęłam cicho, stwierdzając, że nie pasuje na wzorowego kierowcę. Wcisnął gaz, jeszcze bardziej przyspieszył, a ja odruchowo mocniej go objęłam. Nigdy wcześniej nie jechałam motorem i myślałam, że mój pierwszy będzie spokojniejszy. No ale czego mogłam się spodziewać po rajdowcu, dla którego wyścigi motocyklowe są codziennością?
 Czułam, jak wiatr rozwiewał końcówki moich włosów, i jak wdzierał się pod bluzkę. Na początku miałam zamknięte oczy, ale po pewnym czasie je otworzyłam. Domy, sklepy i różne inne zabudowania mijaliśmy w zawrotnie szybkim tempie. Czasem nie potrafiłam odróżnić niektórych kolorów lub kształtów. Jeśli tak wyglądają wyścigi, to nie wiem, jak można się na nich nie zabić. Zaraz, zaraz… Taiga też tak jeździ?! O nie, muszę sobie z nim uciąć krótką pogawędkę na temat tych wyścigów.
 Po dwudziestu minutach Aomine zatrzymał się. Zsiadłam szybko z motoru, puszczając go, i zdjęłam kask. W lusterku zobaczyłam, że moje włosy są w stanie gorszym niż zły, przez co nie byłam zadowolona. Jako tako je ułożyłam, robiąc przy tym nadąsaną minę. Wyglądam jak jakaś fleja… Dopiero po chwili rozejrzałam się, a gdy zobaczyłam, gdzie Aomine mnie zabrał, zamarłam.
 - Zadowolona? – Spytał, zwycięsko się uśmiechając.
 - W życiu bym się nie spodziewała, że zabierzesz mnie do największego parku linowego w Tokio! – Wykrzyknęłam, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
 - Myślałaś, że zabiorę cię do łóżka?
 - Już prędzej. Ale i tak bym cię z niego wykopała.
 Zaśmiał się krótko, na co spojrzałam na niego jak na kretyna, którym zresztą jest. Kazał mi iść za sobą, więc po raz pierwszy dobrowolnie wykonałam jego rozkaz. Muszę przyznać, że od dawna chciałam tu przyjść, ale jakoś nie było okazji. Aomine pierwszy raz zrobił coś, z czego jestem naprawdę zadowolona.
 - Czekaj. – Zatrzymałam się, a on spojrzał na mnie zdziwiony. – Nie mam kasy.
 - Głupia jesteś. – Westchnął, pokręcił głową i wyjął z kieszeni portfel. – Ja cię tu zabrałem, to ja płacę.
 - Nie…!
 - Mogę. – Uciął mi w połowie zdania i lekko pociągnął mnie w stronę kasy. – I nie musisz oddawać. – Przybliżył się do mojego ucha. – Chyba że w naturze. – Szepnął.
 Gdyby to nie było publiczne miejsce, już bym się na niego dawno wydarła. Odwróciłam tylko głowę, a on w tym czasie stanął w kolejce. Spojrzałam na widoczną część trasy i aż zadrżałam z zachwytu. Ale długa! Zauważyłam kilka ciekawych przeszkód, więc moja radość jeszcze bardziej się powiększyła. Pewnie stałabym tak przez kilka następnych minut, gdyby Aomine mnie nie zawołał. Poszliśmy do mężczyzny, który zajmował się sprzętem. Założył nam go i dał nam kaski, po czym krótko pokazał, jak należy się przypinać i odpinać. Kilka minut później rozpoczęliśmy trasę. Daiki wybrał tę najdłuższą i najtrudniejszą, więc przejście jej zajęło nam sporo czasu. Ja szłam pierwsza, on za mną. Było wspaniale! Znajdowało się tam wszystko, co w takim parku powinno być – i ruchome belki, i liny, i zjazd, nawet długa, ruchoma, poplątana pajęczyna z lin. Było kilka momentów, gdy miałam trudności, ale bardzo dobrze sobie z nimi poradziłam. Aomine szedł cały czas za mną i miałam wrażenie, że on z łatwością przeszedł tę trasę. Dawno się tak dobrze nie bawiłam. Nawet zapomniałam, że powinnam się na niego gniewać za przerwanie mi randki z Makoto. I co gorsza zapomniałam o wyjściu z Taigą na rolki. Gdy wyjeżdżaliśmy z parku, była prawie dziewiętnasta. Miałam pójść do parku z bratem dwie godziny temu. Coś czuję, że się wkurzy. I to bardzo.
 - I jak było? – Spytał Daiki, gdy wsiedliśmy na motor.
 - Muszę przyznać, że wspaniale. – Założyłam kask i objęłam go. – Od dawna chciałam tu przyjść.
 - A nie mówiłem? – Uruchomił silnik. – Było zajebiście.
Przekręciłam oczami, czego już nie mógł zauważyć. Ruszyliśmy, a on ponownie przyspieszył, przez co odruchowo go mocniej objęłam. On to chyba robił specjalnie, dupek jeden. Myśli, że mu wszystko wolno i może wszystkim rozkazywać. Oj, przydałaby mu się solidna lekcja. Ale przynajmniej mile spędziłam popołudnie. Tyle tylko, że prawdopodobnie w szkole zaczną gadać o mnie dziwne rzeczy. A niech no tylko usłyszę, że jestem dziewczyną gangstera, to ktoś, kto tak powiedział, może się pożegnać z kilkoma zębami.
 - Dzięki. – Zsiadłam z jego motoru, gdy podwiózł mnie pod dom, po czym oddałam mu kask.
 - Spodziewaj się mnie w najbliższym czasie, śliczna. – Schował to, co mu dałam, po czym machnął mi ręką na pożegnanie i odjechał. Nawet nie zdążyłam zaprotestować.
 Praktycznie od razu drzwi do domu otworzyły się i stanął w nich zmartwiony, ale jednocześnie wkurzony Taiga.
 - Akina! – Podbiegł do mnie i mnie przytulił. – Gdzieś ty tak długo była?! Nawet telefonu nie odebrałaś! I czy to był Aomine?
 Wyjęłam telefon z toby i zerknęłam na wyświetlacz. Osiem nieodebranych połączeń, wiadomo od kogo. Ech, pewnie przez ryk silnika nie słyszałam komórki.
 - W parku linowym. – Odparłam, chowając urządzenie do kieszeni. – Wybacz, nie usłyszałam. I tak, to był Aomine. Czekał na mnie przed szkołą i zabrał mnie do ,,Dżungli”.
 - Do największego parku linowego w Tokio? – Zdziwił się. – I jakim prawem w ogóle po ciebie przyjeżdżał?!
 - Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami. – Ale było… spoko.
 - Wiedziałem, że nie da ci spokoju. – Taiga westchnął i podrapał się w tył głowy. – To przekładamy te rolki?
 Uśmiechnęłam się lekko i kiwnęłam potwierdzająco głową. Weszliśmy do domu i zajęliśmy się robieniem kolacji. Po całym dniu byłam wykończona, więc szybko się umyłam i poszłam spać.

                                                                   
                                                                          ***

  Gdy przekroczyłam próg uniwersytetu, poczułam na sobie masę zaciekawionych, ale i krytycznych spojrzeń. Wiedziałam, że tak będzie. Po prostu to czułam. Teraz się ode mnie nie odczepią i będą o mnie godzinami plotkować.
 - Myślicie, że jest jego dziewczyną? – Szepnął jakiś rudy.
 - Jeśli tak, to ma farta. – Odrzekła jakaś blondynka. – Podobno Aomine jest bogiem seksu.
 Przyspieszyłam, nie chcąc dalej słuchać tej rozmowy. Że niby mam być jego dziewczyną i uprawiać z nim seks?! Głupszej wypowiedzi jeszcze w życiu nie słyszałam. Poza tym bycie w związku nie opiera się na stosunku, a na wzajemnym zaufaniu. Skoro tak bardzo chce wylądować z nim w łóżku, to proszę bardzo, droga wolna.
 - Jest z nim w zmowie? – Usłyszałam. – Też bierze udział w nielegalnych wyścigach?
 - A może się puszcza? – Podsunęła jakaś ciemnoskóra dziewczyna.
 Pokręciłam głową, chcąc wyrzucić z pamięci te bzdury. Jak można tak kogoś osądzać, nawet go nie znając?! Ale czego ja się spodziewałam? Że inni o tym zapomną? W końcu przyjechał po mnie Aomine Daiki – sławny facet, który wygrywa praktycznie wszystkie wyścigi.
 Nagle zobaczyłam, jak w moją stronę idzie Makoto. Wzdrygnęłam się lekko, ale podeszłam do niego.
 - Hej. – Przywitał się.
 - Cześć – odpowiedziałam, poprawiając torbę na ramieniu. – Przepraszam za wczoraj. Naprawdę chciałam z tobą iść.
 - Nie no, spoko, rozumiem. – Podrapał się po policzku. – A kiedy moglibyśmy razem gdzieś wyjść?
 - Szczerze mówiąc to większość popołudni mam wolne, ale… - Odwróciłam na chwilę wzrok. – Co jakiś czas mogę mieć niezapowiadanego gościa, który nie lubi być ignorowany.
 - Ten Aomine?
 - Dokładnie. – Westchnęłam. – Naprawdę przepraszam. Obiecuję, że w najbliższym czasie gdzieś wyjdziemy.
 - Mogę chociaż twój numer?
 - Jasne. – Wyjął z kieszeni telefon, a ja podyktowałam mu kilka cyfr.
 - Dzięki. Napiszę do ciebie i się jeszcze zmówimy. – Uśmiechnął się.
 - Nie ma sprawy. – Odwzajemniłam gest i poszłam pod swoją salę.
 Na miejscu spotkałam Eriko i Kiyoko, które przestały o czymś gadać, gdy tylko do nich podeszłam. Przywitałyśmy się szybkim tulasem, po czum pociągnęły mnie na krzesło i kazały mi usiąść.
 - Mów, ale już. – Zażądała Iwasaki. – Skąd znasz Aomine? Dlaczego po ciebie przyjechał? Czy to coś więcej? Doszło do czegoś? Gdzie cię zabrał? O której cię odwiózł? Bo odwiózł, prawda?
 Popatrzyłam na nią z miną nastolatki, której mama prawi kazanie, ale widząc jej spojrzenie, westchnęłam z rezygnacją.
 - To właściwie znajomy mojego brata. – Oparłam się głową o ścianę. – Przypadkiem się poznali i tak jakoś dziwnie się złożyło, że ostatnio z gadałam z Aomine i razem czekaliśmy na Taigę. A przyjechał, bo miał taki kaprys. Jednym z jego minusów jest to, że szybko się irytuje, przez co lepiej go nie wkurzać. Wolałam nie wszczynać żadnych kłótni pod szkołą, więc z nim pojechałam.
 - Gdzie? – Dopytywała Eriko.
 - No… - Nakręciłam włosy na palec. – Zabrał mnie do ,,Dżungli”.
 - Największego parku linowego w Tokio?! – Wykrzyknęły równocześnie, zwracając na siebie uwagę osób stojących w pobliżu. – Bilety są tam strasznie drogie!
 - On  za wszystko płacił.
 - Serio? Ale z ciebie farciara! Też chcę tam kiedyś pojechać. – Zrobiła nadąsaną minę.
 - Czyli… - Kiyoko się do mnie przybliżyła. – Byliście na randce?
 - N-Nie! – Zaprzeczyłam, czując, że robię się czerwona. – Miałam iść na randkę z Makoto.
 - A właśnie, co z nim?
 - Ma do mnie napisać, zmówimy się.
 - Uhuhu, nasza przyjaciółka będzie chodzić na randki z samymi przystojniakami! – Eriko szeroko się uśmiechnęła, po czym puściła do mnie oczko.
 - Zamknij się. – Wyjęłam telefon z torby i zobaczyłam, że ktoś do mnie napisał. Czyżby Makoto? – Aomine jest zwykłym znajomy, w dodatku natrętnym.
 - I seksownym oraz przystojnym. – Szepnęła Kiyoko.
 - A co? Chcesz go poznać? – Zapytałam z niewinnym uśmieszkiem.
 - Dzięki, wolę swojego chłopaka. – Spojrzała na zegarek. – Chodźcie, zaraz się wykład zacznie.
 Kiwnęłam potwierdzająco głową, ale postanowiłam najpierw odczytać SMS’s. Byłam przekonana, że Makoto chce mi zaproponować datę spotkania, więc mocno się zdziwiłam, gdy okazało się, że nadawcą jest numer nieznany.

 Od: Nieznany
  Hej, śliczna ;) Mam dziś dla ciebie niespodziankę, więc bądź pewna, że przyjadę po ciebie pod szkołę ;) Nie pytaj co to, bo i tak ci nie odpowiem. A jeśli nie będziesz chciała ze mną pójść, to i tak cię siłą zabiorę. Do zobaczenia, mała!

 Nie wierzę. Po prostu, kurwa, nie wierzę. Miałam ochotę rzucić swoim telefonem o najbliższą ścianę. Skąd ten debil ma mój numer?! I czego ode mnie chce tym razem? Czy on myśli, że jestem na każde jego zawołanie? Nie ma prawa mnie tak nękać i ciągle gdzieś zabierać. To, że wczoraj mi się podobało, nie znaczy, że chcę z nim codziennie gdzieś jeździć! To już przesada.
 Już chciałam schować telefon, gdy przyszła kolejna wiadomość.

Od: Nieznany
 Jeszcze jedno – przez najbliższe kilka dni mam co do ciebie plany, więc nie umawiaj się na randki z tą ciotą.

Jak on, kurwa, śmie?! Już dawno nie byłam na kogoś tak wkurzona. Nawet na Taigę, gdy nie raczył mnie poinformować o kilkugodzinnym spóźnieniu. Mam tego dość. Nigdzie z nim nie jadę i koniec. Umiem się komuś postawić, a ten debil nie jest wyjątkiem. Niech wie, że nie jestem łatwą do zdobycia dziewczyną, która leci na każdego przystojniaka.
Wrzuciłam telefon do torby, po czym z wściekłością wypisaną na twarzy weszłam na salę, siadając koło zaskoczonych przyjaciółek.


Już ja temu debilowi pokażę.
_________________________________________________________________________________





piątek, 20 maja 2016

Rozdział 43

Ohayo! :D

Znów korzystam z laptopa mamy, chwała jej, że mi go użyczyła! :D Tyle tylko,że dopókinie odzysak swego laptopa (możliwe że to będzie w poniedziałek!! :D) nie mogę wstawiać zdjęć pod rozdziałem, za co przepraszam*ukłon*
Udało mi się wreszcie skończyć 43 rozdział, z czego jestem dumna :3 Jakoś tak dawno tego nie było, co? ;P Postaram się napisać ,,Zemstę" w miarę szybko, ale niczego nie obiecuję ;) A na razie czytnijcie sobie, moi mili, tego zacnego posta! :D

____________________________________________________________________________________


~Akina~

 Dochodziliśmy do hali głównej, na której miał się odbyć mecz o przejście do półfinałów. Aomine jak zwykle miał obojętną minę, a ręce trzymał w kieszeniach. Mimo to miałam wrażenie, że ma chęć zagrania z Kise. W końcu ostatni raz grali razem w gimnazjum, a od tego czasu już kilka miesięcy minęło. Sama jestem ciekawa, jak Ryouta się rozwinął. Sayaka mówiła, że jest niesamowity. Wprawdzie Kaijo przegrało kiedyś z Seirin, ale czy mecz towarzyski można traktować jak mecz ćwierćfinałowy? Myślę, że nie. Mam za to dziwne przeczucie, że Kise nas czymś dziś zaskoczy. W końcu coś planuje. Nawet Momoi nie wie, co to jest, więc prawdopodobnie Kaijo chce nam pokazać coś naprawdę niespodziewanego. Ale czy ta nowość jest wystarczająca, by zmierzyć się z przytłaczającą siłą Aomine? Szczerze mówiąc, to nie widziałam jeszcze nikogo, kto mógłby się z nim równać. Nawet w Ameryce. Alex pewnie byłaby zachwycona jego poziomem, a koledzy Taigi byliby w niezłym szoku. Sama byłam zaskoczona jego grą. A teraz… Są momenty, gdy jestem wręcz przerażona. Osoby z takimi talentami bardzo rzadko się spotyka. Daiki jest naprawdę wyjątkowy. Nie chciałabym, by zmarnował taki dar. Tak ogromne zdolności to coś niesamowitego, co powinno się rozwijać. Aomine musi o to dbać. Ale jak ma to robić, skoro nawet na meczach musi się wstrzymywać? Jak ma to robić, skoro powoli przestaje kochać kosza? Jak…?

 - Akiiiinaaa! – Usłyszałam dobrze mi znany głos, a po chwili Sayaka rzuciła się na mnie z impetem, prawie wywalając mnie przy tym na ziemię.

 - Hej. – Uścisnęłam ją mono.

 - Akinacchi! – Podbiegł do nas Kise i obie nas objął. – Dawno się nie widzieliśmy.

 - Tak, sporo minęło. – Uśmiechnęłam się, odwzajemniając uścisk. - Podobno masz dla nas jakąś niespodziankę.

 - Mhm. – Kiwnął głową. – Mam nadzieję, że wypali. – Spojrzał na Daikiego. – Aominecchi! – Chciał go do niego podbiec i go po przyjacielsku uściskać, ale Aomine się odsunął i odepchnął go ręką. – Nadal jesteś taki gburowaty? – jęknął, masując czoło. Po chwili wyraz jego twarzy gwałtownie się zmienił. – Pokonam cię.

 - Ha? – Daiki włożył ręce do kieszeni. – W gimnazjum często tak mówiłeś i zawsze przegrywałeś.

 - Ale dziś wygram. – Kise był wyjątkowo pewny siebie i zdeterminowany. – Wreszcie cię pokonam, Aominecchi!

 Reszta mojej drużyny przysłuchiwała się tej wymianie zdań z lekkim zaciekawieniem. W końcu udaliśmy się do szatni, a ja omawiałam z trenerem ewentualne zmiany. Satsuki po raz ostatni tłumaczyła drużynie strategię gry, a Daiki siedział na ławce i myślał o niebieskich migdałach. Chciałam do niego podejść, ale nie wiedziałam nawet, jak zacząć rozmowę. Pocieszyć go? Nie, już kiedyś wielokrotnie próbowałam. To na nic. Nakręcić go do gry? Niby jak to zrobić? Nawet jeśli powiem mu kazanie o tym, że przeciwna drużyna jest silna i powinien się skupić, to on to oleje i powie to swoje ,,Jedynym, który może mnie pokonać, jestem ja sam”, po czym pójdzie na boisko.

 Westchnęłam cicho i położyłam na ławce swój notatnik. Spojrzałam na drużynę naszych rywali. Kasamatsu właśnie kopnął Ryoutę, a Kise zaczął przepraszać. Może gdyby Imayoshi był tak ostry jak kapitan Kajio, to zmuszałby Aomine do treningów? Na razie okularnik jest dla niego zbyt łagodny. Pozwala mu omijać treningi, ale chce, by przychodził na mecze. I jak z takim podejściem sprawić, by Daiki znów pokochał kosza? Albo uświadomił sobie, że nadal go kocha?

 Kątem oka zobaczyłam na trybunach drużynę Seirin. Ciekawe, komu kibicują… Grali i z Kise, i z Aomine. Wprawdzie z Daikim przegrali, ale Ryouta nie pokazał wtedy wszystkiego. Myślę, że chłopak mojej siostry wszystkich dziś zaskoczy. No, Daiki, przygotuj się na ciężką walkę.

 Usiadłam obok Momoi, a chwilę później sędzia rozpoczął mecz. Touou przejęło piłkę, lecz prawdziwa walka jeszcze się nie rozpoczęła. Aomine od początku miał przewagę, ale Kise się nie poddawał. Starał się go blokować ze wszystkich sił, mimo to większość rzutów Daiki i tak trafiał. Nie pozwalał dostać się Kise pod nasz kosz. Ciągle stał przy modelu i go pilnował.  

 Obserwowałam mecz w napięciu. Czułam, że w każdej chwili może się coś wydarzyć, więc nie spuszczałam oczu z zawodników. Krzyki na trybunach uświadamiały mi, że to starcie jest naprawdę emocjonujące.

 - Ki-chan czegoś próbuje – odezwała się nagle Momoi, przyciągając tym samym moją uwagę.

 Spojrzałam na nią i po chwili wiedziałam, że w ciągu kilku najbliższych minut niczego się od niej nie dowiem. Zawsze, gdy z uwagą patrzyła na wybranego gracza przeciwnej drużyny, była tak skupiona, że ignorowała wszystkich, którzy coś do niej mówili. Tak też było tym razem – obserwowała każdy ruch Ryouty, a swoje spostrzeżenia zapisywała w notatniku. Oho, już coś wie. Postanowiłam się do niej przez pewien czas nie odzywać, by nie przeszkadzać jej w pracy. Muszę przyznać, że jest świetna w tym, co robi. Jeszcze nie spotkałam lepszej menedżerki. Mam nadzieję, że jestem tu choć trochę potrzebna…

 Druga kwarta minęła zaskakująco szybko. Zawodnicy zeszli z boiska, cali spoceni i trochę zmęczeni. Za to Aomine… Miałam wrażenie, że lekko się uśmiechał.

 - Daiki? – Podeszłam do niego, gdy szliśmy do szatni. Podałam mu wodę, którą chętnie przyjął.

 - He? – Spojrzał na mnie, a gdy zobaczył moje spojrzenie, westchnął. – Rany, Akina. Mówiłem przecież, że nikt nie da rady mnie pokonać. – Przepuścił mnie w drzwiach do szatni. – Niech se Kise planuje co chce, to i tak nie zadziała.

 - Dai-chan – odezwała się nagle Momoi, zwracając na siebie uwagę. – Powiedziałeś, że jedynym, który cię może pokonać, jesteś ty sam.

 - No i?

 - A co, jeśli będziesz się musiał zmierzyć ze sobą?

 Cała drużyna spojrzała na Satsuki z niezrozumieniem, a mnie nagle olśniło.

 - Kise zamierza go skopiować? – Spytałam, a dziewczyna przytaknęła.

 - Nie wiem, kiedy mu się to uda, i czy w ogóle da radę to zrobić, ale pewne jest, że do tego dąży. – Spojrzała na swoje notatki, a następnie zwróciła się do Aomine. – Ki-chan będzie cię uważnie obserwował i…

 - To i tak nic nie da. – Wtrącił Daiki, a spojrzenia wszystkich wylądowały na jego osobie. – On nie da rady mnie pokonać. Nawet jeśli jakimś cudem uda mu się mnie skopiować, nie wygra. Kise nigdy nie umiał kopiować członków Pokolenia Cudów. – Zjadł plasterek cytryny, którą podkradł Sakuraiowi. – Jeżeli mnie skopiuje, proszę bardzo. Przynajmniej mecz będzie ciekawszy. Ale kopia nigdy nie pokona oryginału. Nieważne, jak jest doskonała. To nadal podróba. – Upił łyk wody i podszedł do swojej szafki. – Poza tym Kise brakuje refleksu i zwinności. – Wyciągnął ręcznik i przetarł nim swój kark. – Nawet jeśli skopiuje lub przewidzi moje ruchy, nie będzie w stanie mnie zatrzymać. – Zamknął drzwiczki szafki. – Jedynym, który może mnie pokonać, jestem ja sam.

 Odwrócił się i wyszedł z szatni, ignorując nawoływania Wakamatsu.

 - Co za… - syknął blondyn, zaciskając pięści.

 - Dopóki strzela i wygrywa, nie przeszkadza mi jego zachowanie – odezwał się Imayoshi, jedząc cytrynę. – Skoro mówi, że Kise nie da rady, to tak będzie. – Spojrzał na puste pudełko Sakuraia. – Akina, masz cytryny? – Spojrzał na mnie, a ja przytaknęłam.

 Podeszłam do swojej torby i wyciągnęłam stamtąd pudełeczko, w którym znajdowały się pokrojone cytryny.

 - Ja też mam! – Krzyknęła Satsu, podając kapitanowi swój różowy pojemnik.

 - Momoi, doceniam twoje… - zaczął Imayoshi, ale mu przerwałam.

 - Pomagałem jej, spokojnie. – Uśmiechnęłam się. – Są pokrojone.

 - Akina, jesteś wspaniała – szepnął Wakamatsu i zabrał się za jedzenie.

 - Masz szczęście, że Daiki wyszedł, bo już byś miał podbite oko. – Mrugnęłam do niego i podałam mu opakowanie z cytrynami.

 Kiedy przerwa się skończyła, poszliśmy na boisko, a po drodze spotkaliśmy Aomine. Weszliśmy na halę i po chwili rozpoczęła się trzecia kwarta. Siedziałam na ławce koło Momoi i bacznie obserwowałam przebieg meczu. Od czasu do czasu zerkałam też na drużynę Seirin. Nie siedzieli daleko, więc mogłam zobaczyć ich miny. Wyrażały podziw, zazdrość i niedowierzanie. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem. Wzrokiem wyszukałam Taigę, ale wtedy coś, a raczej ktoś, przykuł moją uwagę. W drużynie była osoba, której wcześniej nie widziałam. Jakiś nowy? Albo ktoś, kto już wcześniej grał, a miał kontuzję? Cóż, dowiem się tego w swoim czasie.

 Kolejny gwizdek oznaczał dwa punkty zdobyte przez Daikiego. Kise spojrzał na niego z determinacją, a po chwili był już przy piłce i biegł pod przeciwny kosz. Aomine z łatwością go dogonił i nie dał mu się przejść. Jeśli tak to będzie dalej wyglądało, Touou ma zapewnione zwycięstwo.

 Kise, postaraj się!



~Aomine~

 Na cholerę oni się tak martwią? Jak powiedziałem, że wygra, to tak będzie. Nie obchodzi mnie, że Kise stara się mnie skoiować. Niech sobie robi, co chce. I tak mi nie dorówna. Może i się przez te kilka miesięcy poprawił, ale to nie znaczy, że sobie ze mną poradzi. Do tej pory nie spotkałem nikogo, komu by się to udało, więc on na pewno taką osobą nie będzie.

 Po raz kolejny wytrąciłem mu piłkę z ręki i pognałem pod kosz przeciwników. Kątem oka zauważyłem, że model za mną biegnie. Nie ma ze mną szans w szybkości. Została mi jeszcze tylko jedna osoba do wyminięcia – ich kapitan. Skoczyłem i wykonałem piękny wsad, ale jednocześnie trąciłem łokciem Kasamatsu. Po chwili usłuszałem gwizdek sędziego i dostałem karteczkę za faul. Rany, po co to komu do życia potrzebne?

 - Nieźle, kapitanie. – Podałem ciemnowłosemu dłoń i pomogłem mu wstać. – Twardy jesteś, ale ze mną i tak nie wygrasz.

 - Już ja cię nauczę pokory, gówniarzu. – Warknął i podszedł do jakiegoś gościa ze swojej drużyny.

Prychnąłem pod nosem i stanąłem naprzeciwko Kise.

 - Gotowy na dalszą zabawę? – Spytałem.

 - Nie ignoruj mnie, Aominecchi. – Powiedział, patrząc na mnie jakimś dziwnym wzrokiem. Takiego jeszcze u niego nie widziałem.

 Blondyn dostał piłkę i wziął głęboki oddech. Obrzucił mnie uważnym spojrzeniem i zaczął kozłować.

 - Powiedz, jak to jest mierzyć się z samym sobą? – Nie zrozumiałem. Czyżby jednak chciał…?

 Przeniósł szybko piłkę do drugiej ręki, potem wykonał ten ruch ponownie i minął mnie z taką samą szybkością, jaką ja zazwyczaj omijam przeciwników. Jak? Jak, do cholery jasnej?!

 Odwróciłem się w tempie błyskawicznym i pobiegłem za nim. Koledzy z jego drużyny dawali mu pełną swobodę, więc Imayoshi i Wakamatsu podjęli próby zatrzymania go. Stało się tak, jak myślałem – Kise przeszedł przez nich bez najmniejszego problemu. Zacisnąłem wargi i skoczyłem, chcąc wytrącić mu piłkę z ręki. Spojrzał na mnie ze złością i próbował mnie zablokować, ale po kilku zwinnych ruchach zdobyłem kosza. Przebiegłem obok ławki, na której siedziała moja drużyna, i zobaczyłem zaszokowane miny jej członków. Akina i Satsu wyglądały na naprawdę zszokowane. Prychnąłem pod nosem i przyspieszyłem. I po co oni się tak stresują? To tylko kopia mojego stylu gry. Kopia, do cholery jasnej! Może wydawać się idealna, ale taka nie jest.

 - To nie wystarczy, Kise! – Wybiłem mu piłkę, ale odwrócił się i przebiegł koło mnie, a po chwili zdobył kosza.

 - Przekonajmy się, Aominecchi! – Spojrzał na mnie z determinacją.

 Nie daruję!

 Raz ja zdobywałem punkty, raz on. Wymienialiśmy się koszami, a nasze drużyny i widownia patrzyły na nas z niedowierzaniem. Dawno nie prowadziłem tak zaciętej walki, ale muszę przyznać, że mi tego brakowało. Od prawie dwóch lat nie czułem tej adrenaliny i dreszczyku emocji. Brakowało mi tego.

 Jednak muszę wygrać. Za wszelką cenę. Nie znam słowa ,,przegrana”. A już na pewno nie w koszu. Aomine Daiki jest zwycięzcą, asem. Porażka nie wchodzi w grę. Nigdy.

 Ominąłem Kasamastu, po czym podbiegłem do kosza, ale Kise znalazł się przy mnie w sekundę. Stanąłem naprzeciwko niego i spojrzałem mu w oczy pełne zaciętości. Oho, nakręcił się. Coś czuję, że to będzie wyjątkowo ciekawy mecz.

 Pozostało kilka ostatnich minut czwartej kwarty, a nasze drużyny miały prawie po tyle samo punktów, jednak to Touou prowadziło. Muszę przyznać, że Kise mnie zaskoczył. Nie spodziewałem się, że naprawdę uda mu się mnie skopiować. Wprawdzie miałem mały kłopot z zatrzymaniem go, ale on nie zatrzymywał mnie. Jego szybkość była podobna do mojej, lecz nie taka sama. Dodatkowo nie ma takiego refleksu jak ja, więc łatwiej mi było poruszać się po boisku. Reszta jego drużyny postawiła na niego wszystko – ciągle do niego podawali, jakby liczyli, że uda mu się wygrać. Kise to mój przeciwnik, więc inni mają mi tylko robić miejsce. Nieważne, co myśli Kajio. Zniszczę ich nadzieję i pokonam Kise.

 Ostanie kilka sekund gry. Blondyn biegnie w stronę kosza, ale staję przed nim i rozkładam ręce.

 - Nie przejdziesz dalej, Kise!

 Skoczył, więc zrobiłem to samo.

 - A kto powiedział, że zamierzam przechodzić? – Spytał i kątem oka zerknął na nadbiegającego Kasamatsu.

I tu cię mam!

Kiedy reszta drużyny myślała, że kapitan Kajio dostanie piłkę i trafi do kosza, zrobiłem coś, czego nikt się nie spodziewał – przekręciłem się w locie i wybiłem Kise piłkę, pozbawiając ich tym samym ostatniej szansy na wygraną. Wszyscy patrzyli na mnie w kompletnym osłupieniu, a po sekundzie usłyszeliśmy końcowy gwizdek sędziego. Wygraliśmy. Ja wygrałem.

 Ominąłem klęczącego Kise, który patrzył na tablicę wyników z niedowierzaniem.

 - Mówiłem ci, że kopia nie pokona oryginału. – Spojrzałem na niego z wyższością. – Nadal nie ma nikogo, kto mógłby ze mną wygrać.

 Poszedłem dalej, mijając zszokowaną Sayakę i wściekłego Kasamatsu, który starał się ukryć swój smutek i łzy. Nawet się za nimi nie obejrzałem – po prostu wziąłem od Akiny ręcznik i skierowałem się w stronę szatni.

 - Było blisko. – Odetchnął Wakamatsu. – Kise prawie pokonał Aomine.

 - Prawie robi dużą różnicę – mruknąłem, pijąc wodę. – Mówiłem wam, że nie da rady. Brakuje mu refleksu, co zresztą było widać.

 Zabrałem ze sobą ręcznik oraz ubranie na przebranie, po czym wszedłem pod jeden z pryszniców i odkręciłem letnią wodę. Uniosłem głowę, by krople zimnej cieczy spływały mi po twarzy. O tak, tego mi było trzeba. Dawno się tak na meczu nie zmęczyłem, ale w pewnym stopniu czułem się spełniony. Po części poczułem coś, czego nie czułem od dawna. I to coś kiedyś sprawiało, że kochałem kosza. A teraz? Wprawdzie to nie było do końca to samo  uczucie, ale bardzo je przypominało. Było prawie identyczne. Ale czemu jednak czymś się różniło? I co to w ogóle było?

 Pokręciłem szybko głową i wyłączyłem wodę. Wytarłem się ręcznikiem i założyłem świeże ubranie. Wróciłem do szatni, ale był tam tylko Sakurai, który zabierał swoje rzeczy, oraz Wakamatsu.

 - Wyjątkowo cię pochwalę, skubańcu. – Odezwał się nagle blondyn, co i mnie, i Sakuraia wprawiło w osłupienie. Czy ja dobrze usłyszałem, że wielki i mądraliński pan przemądrzały mnie pochwalił? Nie no, chyba sobie ten dzień zapiszę w kalendarzu.

 - Mam się czuć zaszczycony? – Prychnąłem i wyjąłem z szafki swoją sportową torbę. – Mówiłem przecież, że wygram.

 - Trochę pokory, palancie! – Warknął, mierząc mnie wściekłym spojrzeniem. – I masz się pojawić jutro na treningu.

 - Nie. – Skierowałem się do wyjścia. – Dziś już się wystarczająco natrenowałem.

 Wyszedłem, nie zwracając uwagi na jego warknięcia. Po chwili usłyszałem głośne ,,Przepraszam!” Sakuraia i westchnięcie Wakamastu. Od dawna zastanawiam się, czemu Sakurai tak ciągle przeprasza. Doszedłem jednak do wniosku, że on po prostu tak ma i dlatego jest taki wkurzający. Zresztą jak cała drużyna z Wakamatsu na czele. Cóż, przynajmniej nieźle grają.

 Zobaczyłem Akinę, jak rozmawiała z kimś przy wejściu głównym. Podszedłem, ale gdy zobaczyłem, z kim rozmawia, miałem ochotę wszystkich olać i wcisnąć ich w ziemię spojrzeniem. Czemu ostatnio wszędzie muszę spotykać Seirin?!

 - Witaj, Aomine-kun. – Usłyszałem nagle koło siebie. Czułem, że Kuroko za chwilę się pojawi, więc byłem na to psychicznie przygotowany.

 - Yo. – Spojrzałem na niego. Po chwili zobaczyłem coś, czego wcześniej nie zauważyłem. – Co to za pies? – Wskazałem na włochatą głowę, która wystawała z jego torby.

 - Tetsuya Dwa, inaczej Dwójka. – Odparł i wyciągnął psiaka z torby

 - Dwójka? – Zdziwiłem się. – Ten pies też nazywa się Tetsuya? – Parsknąłem, ale po chwili uważnie mu się przyjrzałem. Zerknąłem na twarz Tetsu, po czym ponownie przeniosłem swój wzrok na mordę tego psa. – To przez oczy, tak?

 - Podobno jest do mnie podobny, więc został Tetsuyą Dwa.

 Pies szczeknął radośnie i merdnął ogonem. Odbił się od klatki piersiowej Kuroko i skoczył prosto na mnie. Odrychowo go złapałem, na co ponownie merdnął i polizał mnie po twarzy. Spojrzałem na niego zdziwiony, a po chwili usłyszałem chichot Akiny.

 - Polubił cię. – Uśmiechnęła się i pogłaskała go po głowie.

 - Fajny. – Stwierdziłem i podrapałem go za uchem.

 - Skoro cię polubił, to mam do ciebie prośbę, Aomine-kun.

 Jezu, czego on znowu ode mnie chce? Pewnie wciśnie mi go na jakiś czas i powie, bym poszedł z nim na spacer. Jeszcze czego. Mam zupełnie inne plany, a zajmowaniem się takim kundlem, mimo że słodkim, nie wchodzi w grę. Wolę pójść gdzieś z Akiną bądź obejrzeć w domu jakiś fajny film, najlepiej horror. O tak, przydałby mi się dobry, straszny film. Dawno takiego nie oglądałem, czuję jakiś brak.

 Spojrzałem z uwagą na Tetsu, a widząc jego wzrok, już wiedziałem, że chce ode mnie czegoś ważnego.

O nie! Tym razem mi niczego nie wciśnie! Już nie jesteśmy w gimnazjum, nie dam mu się w nic wrobić!