Jeszcze mała sprawa: planuję napisać krótki one-shot, ale nwm, z jakim paringiem? AoKaga? AoKise? MidoTaka? AkaKuro? KagaKuro? Pomóżcie wybrać!!!
______________________________________________________________________________________
~Aomine~
Kiedy jest przy
mnie, czuję się naprawdę szczęśliwy. Kiedy odchodzi, czuję w środku pustkę.
Kiedy płacze, mam ochotę ją rozśmieszyć, by zapomniała o problemach. Kiedy się
śmieje, cieszę się razem z nią. Kiedy mnie przytula, nie chcę jej puszczać.
Kiedy mnie całuje, czuję jej miłość. Kiedy jest w niebezpieczeństwie, ratuję
ją. Kiedy ze mną rozmawia, wiem, że nie jestem sam.
Może to i brzmi
sztucznie, ale taka jest prawda. Nie jestem jakiś romantykiem, ale nawet ja
potrafię powiedzieć, co to jest miłość. Bardzo trudno zdefiniować to uczucie.
Jedni powiedzą, że widzą wszystko przez tak zwane różowe okulary. Inny
stwierdzą, że ciągle czują jakieś wewnętrzne ciepło. Jeszcze inni często będą
się śmieć i wzdychać z byle powodu. Są też i tacy, którzy bez przerwy będą
myśleli o swojej wybrance. Do której kategorii się zaliczam? Nie mam pojęcia. I
szczerze mówiąc w ogóle mnie to nie obchodzi. Najważniejsze jest to, że kocham
Akinę. Jestem tego pewien i nie mam zamiaru zmieniać naszych relacji.
Przytuliłem ją
jeszcze mocniej do siebie i słuchałem jej miarowego oddechu. Zasnęła. To takie
wspaniałe uczucie… Mieć ją przy sobie i wiedzieć, że naprawdę mnie kocha.
Wtuliłem twarz
w jej piękne włosy. Są takie miękkie i delikatne. Bardzo lubię je dotykać.
Akina jest
śliczna. Nie należy do plastików, jak część dziewczyn z naszej szkoły, ale jest
naturalna. Owszem, maluje się, ale nie w ilościach hurtowych. Zawsze nakłada
tusz na rzęsy i odżywczą pomadkę na usta, a na wyjątkowe chwile dodatkowo
cieniuje powieki i używa… tego… tego czegoś na policzki… Różu? Tak, chyba tak
to się nazywało. No co? Nie znam się na kosmetykach! To dla bab! I dla Kise.
Zamknąłem oczy
i powoli czułem, że zasypiam. Zanim jednak całkowicie odpłynąłem w krainę
cycków (ale tylko tych Akiny!), usłyszałem cichy szept swojej dziewczyny:
- Daiki…
Uśmiechnąłem
się pod nosem i objąłem ją w talii. Uwielbiam z nią spać.
***
- Jak wiecie,
niedługo zaczynają się mistrzostwa międzygimnazjalne – Akashi zaczął swoją
przemowę, robiąc co chwila krótkie pauzy, by dodać dramaturgii swojej
wypowiedzi. – Naszym pierwszym przeciwnikiem jest…
Nie słuchałem
dalej. Zapatrzyłem się w podłogę i zmarszczyłem brwi. Po co mam grać? Przecież
i tak zmiażdżę przeciwników. Pewnie będą stali jak kołki. Czemu mam się starać?
Ja jestem jedynym, który może mnie pokonać. Nikt mi nie dorówna. Nawet reszta
drużyny. Jestem najlepszy. Najsilniejszy. Dlaczego mam grać? Bo ktoś mnie do
tego zmusza? Nie, tak nie może być. Kiedyś grałem, bo chciałem. Bo naprawdę
kochałem kosza. Czy nadal go kocham? Jaka jest przyjemność z gry, której
właściwie nie ma? To, że trafiam do kosza, nic nie znaczy. Jeżeli daję z siebie
wszystko, gra staje się nudna.
Kiedy zacząłem
ziewać, wchodząc na boisko? Kiedy zacząłem olewać uczucia innych graczy, którzy
chcą się polepszyć, i zacząłem z nich drwić? Kiedy się tak zmieniłem? Czemu
czuję wewnętrzną pustkę? Jakby mi czegoś brakowało… Czegoś ważnego.
No tak. Brakuje
mi przyjemności z gry w kosza. Do niedawna było to moim ulubionym zajęciem, ale
teraz… Mogę powiedzieć, że kocham koszykówkę? Owszem, lubię porzucać do kosza i
zdobywać punkty, ale to nie to samo, co kilka miesięcy temu. Niby jestem
najlepszy, ale jednocześnie taki… bezsilny. Nie mogę znaleźć nikogo, kto mógłby
się ze mną równać. Wprawdzie muszę się bardziej wykazać grając przeciwko innym
graczom z Pokolenia Cudów, jednak nawet z nimi wygrywam. Jestem w stanie
przejść obronę Murasakibary. Potrafię zablokować trójki Midorimy. Umiem przejść
Kise. Podania od Tetsu do dla mnie codzienność. A Akashi? Z nim jeszcze nie
grałem, ale… Sam nie wiem, co by było. Wolę mu jeszcze bardziej nie podpadać,
więc podaruję sobie, granie z nim.
Gdzie jest
przeciwnik, który mógłby walczyć ze mną na równi? Ile będę musiał na niego
czekać?
- Daiki – głos
Akashiego przerwał mój wewnętrzny monolog.
Podniosłem głowę i spojrzałem w bystre tęczówki
kapitana.
- Słuchałeś, co
mówiłem? – spytał, bacznie mi się przyglądając.
- Nie bardzo –
ponownie spojrzałem w podłogę. – Muszę cię o coś prosić – odezwałem się nagle.
- W takim razie
słucham – Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.
- Nie chcę grać
w najbliższym meczu.
Widziałem, jak
reszta patrzy na mnie ze zdumieniem. Zawsze to ja byłem pierwszym, który rwał
się na boisko, a teraz co? Jestem pierwszym, który chce z niego zejść. Ale
ironia, nie?
- Nie ma takiej
opcji – Akashi nie był zachwyconą moją prośbą. – Musisz zagrać. Na tych
mistrzostwach musimy pokazać całą swoją siłę. Spróbuj się nie pojawić na meczu,
a gwarantuję, że stracisz oczy i przyrodzenie.
On i te jego
groźby. Byłby w ogóle zdolny do ich spełnienia? Cóż, wolałem nie być królikiem
doświadczalnym.
- Przecież wy
też… - zacząłem, ale przerwał mi jednym ruchem ręki.
- Zagrasz i to
moje ostatnie słowo.
- Tak jest – burknąłem.
Ponownie
spuściłem głowę, ignorując zmartwione spojrzenia Kise, Tetsu i Akiny. Co oni
mogą zrobić? Nic. Nie mogą mi pomóc. Po co się tak rozczulają, skoro nie są
osobami, z którymi mógłbym walczyć na równi?! Nienawidzę litości i nie cierpię,
gdy ktoś ciągle robi maślane oczka w moją stronę.
Zacisnąłem
pięści i wstałem szybko z ławki, kierując się w stronę szatni.
- Dai-chan! –
krzyknęła Satsu. – Dai-chan, stój!
Totalnie ją
zignorowałem. Nawoływania trenera też mnie w ogóle nie zainteresowały.
Widziałem, jak drugi skład patrzy na mnie z przerażeniem. Serio? Teraz nawet
oni się mnie boją? Jestem aż takim potworem?
Zacząłem biec.
Nieważni byli potrącani przeze mnie przypadkowi ludzie. Nieważny był deszcz,
który powoli zaczynał padać. Nieważny był wiatr, który owiewał moje nagie
ramiona. Nie liczyło się nic prócz tego, by w jakikolwiek fizyczny sposób
wyładować swoją złość.
Po półgodzinnym
biegu zatrzymałem się przy jakimś niekrytym basenie. Usiadłem na mokrej trawie,
ale mi to nie przeszkadzało, bo i tak byłem już cały mokry. Po chwili
spojrzałem w taflę wody i zobaczyłem swoje odbicie. Puste, obojętne, granatowe
oczy, znudzona mina, zero uśmiechu… Kiedyś było inaczej. Jeszcze kilka miesięcy
temu byłem podobny do Kise- towarzyski, miły, często uśmiechnięty. Kim jestem
teraz? Czyżbym miał drugą osobowość? Czy tamten Aomine w ogóle jeszcze
istnieje? Jestem teraz cieniem dawnego siebie. Tylko przy Akinie zachowuję się
normalniej. Czemu tak trudno wrócić do poprzedniego siebie? A może ja wcale nie
chcę wracać? Może w ogóle tego nie potrzebuję? Tak, jestem samowystarczalny. Po
co mi drużyna? Po co przyjaciele? To tylko dodatkowy balast, który by mnie
obciążał.
Jedynym, który
może mnie pokonać, jestem ja sam.
Wróciłem do
szkoły, gdzie reszta akurat kończyła sprzątanie. No tak. Dodatkowe godziny
treningu. Czego to Akashi nie wymyśli?
- Dai-chan! –
krzyknęła Satsu, od razu do mnie podbiegając.
- Gdzieś ty
był? – spytała zmartwiona Akina, stając przy mnie z ręcznikiem w dłoni. – Nie
możesz sobie tak po prostu nagle wybiegać z sali!
A co ja jestem?! Małe dziecko?!
- A ty mi nie
rozkazuj! – krzyknąłem, wyrywając jej z ręki miękki materiał. – Mam prawo do
wolności, nie? Więc po prostu daj mi święty spokój!
Skierowałem się
do szatni, ignorując jej przestraszone i zdziwione spojrzenie. Chyba trochę
przesadziłem… Może powinienem ją przeprosić? E, później. I tak mi wybaczy.
~Akina~
Stałam na
środku sali i gapiłam się w miejsce, gdzie przed chwilą stał Aomine. Co ja mu
zrobiłam, że tak się na mnie wyżył? Czemu wrócił w jeszcze gorszym humorze?
- Akina? –
Momoi do mnie podeszła i położyła mi rękę na ramieniu. – Nie martw się, wkrótce
mu przejdzie.
- Martwię się
głównie o to, co będzie – westchnęłam. – Dlaczego siła wpłynęła na niego aż tak
drastycznie? – miałam wrażenie, że się popłaczę. – Dlaczego nie jest tak, jak
dawniej? Czemu się zmienił?
- Jak znajdzie
przeciwnika, to wróci do normy – Kise spróbował mnie pocieszyć. – Trzeba dać mu
czas. Zobaczysz, wszystko się ułoży!
Czemu on potrafi się tak ciągle uśmiechać? Dlaczego
zawsze ma taki dobry humor? To miłe z jego strony, że próbuje mi dodać otuchy,
ale jeśli Daiki nie znajdzie rywala w najbliższym czasie to co się z nim
stanie? Będzie jeszcze większym egoistą i zadufanym w sobie dupkiem, który
poniża innych? Nie takiego Aomine pokochałam. Chcę, by wrócił ten Daiki sprzed
kilkunastu tygodni.
- Jasne, na
pewno – wysiliłam się na słaby uśmiech. – Dzięki.
Ale czy to prawda? Naprawdę tak będzie? Może tak być?
Kagami… Proszę,
przyjedź już. Pomóż mi. Pomóż Aomine.
Westchnęłam. Nie
mogę pokładać nadziei w innych i ciągle prosić ich o pomoc. Sama powinnam coś
zrobić. Pytanie tylko co? Nie wiem, co czuje Daiki, nie potrafię sobie tego
wyobrazić. Jak pomóc innej osobie, jeśli nie wie się, co jej naprawdę jest? Znaczy…
Wiem, bo mi mówił, ale i tak nic nie mogę zrobić. Przecież w kosza z nim nie
zagram. Same słowa nie wystarczą. On naprawdę potrzebuje przeciwnika. Może znajdzie
kogoś na tych mistrzostwach?
Pokręciłam głową
i zabrałam swoje rzeczy. Pożegnałam się z innymi i zaczęłam iść w stronę domu.
Nie chciałam czekać na Daikiego. Powinien sobie wszystko przemyśleć. Może wpadnie
na coś takiego, jak słowo ,,przepraszam”?
____________________________________________________________________________________