piątek, 2 marca 2018

Duch

YOŁ, człowieki! :D
Dziś mam dla was takie nie za długie cuś ;P

Sporo czasu minęło od poprzedniego wpisu, ale zawsze coś jest! To już postęp :D
Nie będę was zanudzać, tylko od razu życzę miłego czytania ;*
Z góry przepraszam za wszelkie błędy, ale nie miałam okazji dokładnie sprawdzić ;P

Ps. Życzcie mi powodzenia na jutrzejszych jazdach xD Już mam którąś z kolei godzinę i muszę przyznać, że prowadzenie samochodu jest fajne :D


_____________________________________________________________________________________




                                                     DUCH


  

    Cała drużyna Seirin, wraz z Pokoleniem Cudów, Takao, Himuro oraz Momoi siedziała w kuchni i rozmawiała o ostatnio rozegranym meczu sparingowym. W tym czasie Riko robiła kolację dla młodych koszykarzy. Nieświadomi zagrożenia członkowie Tęczy z wyczekiwaniem wpatrywali się w garnki i narzekali, że są głodni. Seirin za to miało zupełnie inne podejście - modliło się, by potrawa przygotowana przez Riko, była choćby w najmniejszym stopniu zjadliwa.
 - A najlepsze było, jak Kagami się potknął i upadł! – Zaśmiał się Aomine, przypominając sobie sytuację sprzed kilkunastu minut.
 - Zamknij się, draniu! – Żyłka na czole Taigi zaczęła pulsować. – T-To był tylko wypadek! – Wskazał na niego palcem. – Jutro ty będziesz leżał!
 - Dobry żart, Bakagami. – Prychnął Daiki, spoglądając na niego wzrokiem ,,Jedynym, który może mnie pokonać, jestem ja sam”.
 - Rany, wy znowu swoje – jęknął Kise, z dezaprobatą kręcąc głową. – Poza tym, Kagamicchi – posłał asowi Seirin wyzywające spojrzenie. – jutro ja gram z Aominecchim.
 - Ta, jeszcze się o mnie pobijcie – mruknął ciemnoskóry, wywracając przy tym oczami.
 Kagami już chciał mu odpowiedzieć, ale na kuchennym stole Riko postawiła garnek z przygotowaną własnoręcznie potrawą. Kilku członków Seirin zzieleniało na twarzy na sam widok tego czegoś. Kiedy Aida wszystkim nałożyła równą porcję, w pomieszczeniu nastała cisza. Koszykarze z drużyny Kuroko rzucali sobie dyskretne spojrzenia i zastanawiali się, jak wygonić się Riko z kuchni, by szybko pozbyć się swojej kolacji.
 - No to smacznego! – Zawołał nagle Kise i zabrał się za jedzenie.
 Gdy wziął do buzi pierwszą łyżkę, wszyscy z uwagą się z niego wpatrywali. Po chwili Ryouta zrobił się na twarzy cały zielony, a sekundę później leżał już na ziemi.
 - Kise! – zawołał Hyuga i natychmiast do niego podbiegł.
 - Cóż, kiedyś musiało do tego dojść – mruknął Aomine, wzruszając przy tym ramionami. – To dopiero sensacja! Młody model otruł się na obozie treningowym – prychnął, patrząc na wciąż nieprzytomnego Kise.
 - Biedny… - westchnął Izuki. – Zginąć tak okrutną śmiercią…
 - Riko – odezwał się nagle Kiyoshi. – Czego ty tam dodałaś?
 - Tylko trochę protein i witamin – mruknęła trenerka Seirin, widocznie zaskoczona zaistniałą sytuacją.
 Kiedy Ryouta doszedł do siebie, spojrzał z niesmakiem na swoją porcję i zebrało mu się na wymioty. Z pomocą Hyugi usiadł z powrotem obok Aomine i odsunął od siebie miskę z czymś, co przypominało zupę.
 - Kagami – odezwał się Koganei. – Ugotuj nam coś, bo inaczej zginiemy z głodu!
 - Ja też mogę wam coś ugotować! – Momoi wstała z zamiarem pójścia do kuchni, ale Aomine skutecznie ją zatrzymał.
 - Ty masz zakaz zbliżania się do garnków! – Usadził ją ponownie na jej miejscu.
 - Dai – chan, to było niemiłe! – Skrzyżowała ramiona pod biustem.
 - Momocchi – zaczął Ryouta. – Bez urazy, ale Aominecchi ma rację.
 - Okrutni! – jęknęła Satsuki, wydymając z niezadowoleniem policzki.
 W tym czasie Kagami poszedł do kuchni i zajął się robieniem curry, a zdołowana Riko usiadła obok próbującego ją pocieszyć Kiyoshiego. Kilkanaście minut później kolacja była gotowa, a zadowoleni koszykarze spałaszowali ją w czasie krótszym niż minuta.
 - O tak. – Daiki poklepał się po brzuchu. – Tego mi właśnie było trzeba.
 - Ne, Aominecchi, może wieczorne one-on-one? – Zaproponował Ryouta, popijając curry szklanką wody.
 As Touou nie zdążył odpowiedzieć, gdyż w drzwiach stanął właściciel pensjonatu. Był to starszy już człowiek, z widoczną siwizną na głowie, aczkolwiek jego młode, figlarne oczy odejmowały mu nieco lat.
 - Witam, nie chciałem przeszkadzać – odezwał się, obrzucając koszykarzy wzrokiem. – Pragnę tylko poinformować, że gdyby państwo usłyszeli w nocy dziwne wycie i jęki, to proszę się tym nie przejmować.
 - W-Wycie? – wyjąkał Kagami, od razu blednąc.
 - W tych okolicach krąży pewna legenda o duchu dawnego właściciela – powiedział cicho staruszek.
 - D-Duch?! – Tym razem to Kise pobladł.
 - Nie słyszeliście o niej? – Mężczyzna zajął wolne miejsce przy stole i przez chwilę milczał.
 - Niech nam pan opowie. – Hyuga zaczął się w niego z uwagą wpatrywać.
 - Niech więc będzie. – Siwowłosy skinął głową, splótł dłonie i wziął głęboki wdech. – Wszystko zaczęło się kilkadziesiąt lat temu, gdy dawna właścicielka, pani Soari, pokłóciła się z mężem. Ich kłótnia była tak zacięta, że nikt wolał nie wchodzić do ich pokoju, by przypadkiem nie stracić pracy lub, co gorzej, życia. – Zrobił pauzę, obrzucając słuchaczy wzrokiem. – Pan Soari był znany z wybuchowego charakteru i czasem zdarzało mu się podnieść rękę na któregoś ze służących. Tamtego dnia również kogoś uderzył. – Zamknął na chwilę oczy. – Tym razem jednak ofiarą była jego żona. Kobieta zachwiała się, a pech chciał, że stała akurat przy oknie, więc gdy z niego wypadła, nie miała się czego złapać. Biedaczka spadła na ogrodowe kamienie, natychmiast skręcając sobie kark. – Kise, słysząc to, odruchowo objął ramię Aomine. Daiki był jednak zbyt zaciekawiony opowieścią, by zwrócić na to uwagę. – Jej mąż był w takim szoku, że kilka dni później popełnił samobójstwo. Wcześniej jednak zostawił na stoliku pewien list. – Znów kolejna pauza. Wzbudził tym w słuchaczach jeszcze większą ciekawość. – Napisał w nim, że spędzi w tym pensjonacie tyle lat, ile trzeba, dopóki nie uzyska przebaczenia żony. Niektórzy goście skarżyli się, że czasem, właśnie w tym miesiącu, słyszeli jakieś zawodzenie i wycie. Widocznie pani Soari do tej pory nie wybaczyła mężowi.
 W kuchni zapadła cisza. Kise wciąż ściskał ramię Aomine, Kagami wyglądał jakby miał zaraz zemdleć, kilku graczy Seirin przełknęło głośno ślinę, a Midorima poprawił wyćwiczonym ruchem swoje okulary.
 - Nonsens – odezwał się. – Duchy nie istnieją.
 - Ja tylko powtarzam legendę. – Staruszek wstał. – Mimo wszystko sądzę, że czasem naprawdę coś się tu dzieje. – Powiedział to takim tonem, że Taiga jeszcze bardziej zbladł. – Po prostu chciałem was poinformować. – Podszedł do wyjścia. – Dobrej nocy. – Uśmiechnął się lekko na pożegnanie, a następnie wyszedł z kuchni, zostawiając w niej oniemiałych koszykarzy.
 - Jak po takiej opowieści mógł nam życzyć dobrej nocy? – szepnął Takao.
 - Proponuję iść spać i się tym nie przejmować. – Riko podniosła się ze swojego miejsca i spojrzała na wszystkich hardym wzrokiem. – Jutro czeka was ciężki trening, więc radzę się wyspać.
 Po tych słowach wyszła z kuchni, nawet nie zaszczycając ich spojrzeniem. Przez kilkanaście długich sekund nikt się nie ruszył. Dopiero Akashi, gdy jako pierwszy otrząsnął się po usłyszanej wcześniej legendzie, postawił wszystkich do pionu.
 - Myślę, że Shintarou ma rację – odezwał się. – Duchów nie ma, więc nie mamy się czym przejmować.
 Ledwo wypowiedział te słowa, w pensjonacie zgasło światło. Kise pisnął, jeszcze mocniej przylegając do lekko poirytowanego tym Aomine.
 - Oi, oi, to nie jest śmieszne – mruknął Takao.
 - W szafce są latarki – odezwał się Hyuga.
 Kiedy udało im się dojść do konkretnej szuflady, znaleźli osiem zbawiennych dla nich przedmiotów. Natychmiast je włączyli, świecąc dokładnie po całej kuchni.
 - Proponuję trzymać się w kupie i ostrożnie dojść do pokojów – szepnął Himuro.
 Wyszli z pomieszczenia, wypychając na przód coraz bardziej zirytowanego Aomine, przy czym cały czas świecili naokoło latarkami.
 - Ej… - zatrzymał się nagle Kise, wskazując na podłogę. – Co to jest?
 Kilka metrów dalej, na drewnianym panelu, widoczna była czerwona plama. Ku ich przerażeniu, całkiem świeża. Kagami tak zbladł, że sam mógłby robić za ducha.
 - Aominecchi, chodźmy stąd – szepnął Ryouta, czując, że zaraz dostanie gwałtownych palpitacji, jeśli nie położy się w bezpiecznym dla siebie futonie.
 Całą grupą przemierzali korytarz, który nagle zrobił się jakoś dziwnie straszny i ciemny. Nikt się nie odzywał, za to każdy wyczuwał wiszące w powietrzu napięcie i pewnego rodzaju lęk. To głupi żart czy naprawdę w pensjonacie grasuje duch, o którym opowiadał staruszek? Kiedy mijali pokój Riko i Momoi, różowo włosa gwałtownie się zatrzymała.
 - Dai – chan – powiedziała, zbliżając się do przyjaciela. – Ja tam sama nie wejdę – szepnęła.
 - Przecież tam jest trenerka – mruknął. Mimo wszystko złapał dziewczynę za rękę i otworzył drzwi do jej pokoju.
 Po chwili w pensjonacie dało się słyszeć głośny krzyk Satsuki. Wszyscy, jak na zawołanie, weszli do chwilowej damskiej sypialni, ale nigdzie nie zauważyli Aidy. Dostrzegli za to kolejną czerwoną plamę na podłodze, a dodatkowo kilka rzeczy, które powinny stać równo na półce, walało się po podłodze, wprawiając koszykarzy w jeszcze większe przerażenie.
 - Gdzie ona jest? – szepnął Izuki.
 - Może po prostu wyszła do toalety. – Hyudze tak głos drżał, że nikt mu nie uwierzył.
 - D-D… - zaczął się jąkać Kise, jeszcze mocniej ściskając ramię Aomine.
 - Co ty tam mamroczesz? – mruknął Daiki, coraz bardziej będąc zaniepokojonym całą sytuacją.
 - D-D-Du… uch! – pisnął Ryouta, palcem wskazując jedną ze ścian pokoju.
  Wszyscy, jak na zawałowanie spojrzeli w tamtą stronę. Ukazała im się cała biała postać, lewitująca nad podłogą. Koszykarze zamarli, z otępieniem wpatrując się w widmo. Otrząsnęli się dopiero wtedy, gdy duch wyciągnął w ich stronę kościstą dłoń. Z wrzaskiem wybiegli z pokoju, prawie się przy tym nawzajem taranując. Biegli na oślep przez kilkanaście sekund, po czym zamknęli się w jakimś pomieszczeniu i wcisnęli w najbardziej odległy od drzwi kąt. Nikt się nie odzywał, za to słychać było ich nerwowe oddechy.
 - Co… Co powinniśmy zrobić? – szepnął Takao, starając się jeszcze bardziej schować za Midorimą.
 - I co z Riko? – dodał Kiyoshi. – Przecież nie możemy jej tak samej zostawić.
 - A może ona już nie żyje? – Daiki próbował odsunąć od siebie przerażonego Kise.
 - Nie mów tak! – Hyuga podniósł lekko głos. – Ona musi…!
 Midorima zakrył mu usta ręką, gdy na korytarzu dało się słyszeć skrzypienie podłogi. Wszyscy wstrzymali oddech, natychmiast wyłączając latarki. Trupią bladość Kise i Kagamiego można było zobaczyć z odległości kilku metrów, a kropelki potu spływające po karkach i twarzach koszykarzy wydawały się być ogromnym wodospadem, którego szum zaraz zdradzi ich kryjówkę. Dopiero kiedy skrzypienie ucichło, westchnęli z ulgą..
 - Trzeba stąd jakoś wyjść – odezwał się Himuro. – To nie może być aż tak skomplikowane.
 - Przecież to się w ogóle nie powinno wydarzyć – mruknął zamyślony Akashi. – To niemożliwe, by duchy istniały.
 - Przecież sam widziałeś! – sarknął Takao. – Nikt nie jest tak chudy i blady, by wyglądać jak tamta zjawa.
 Wtedy właśnie usłyszeli ciche szeleszczenie dochodzące z przeciwległego kąta pokoju. Nerwowo spojrzeli w tamtą stronę i zauważyli zarys czyjejś sylwetki.
 - Tetsu…? – zaczął z nadzieją w głosie Aomine.
 - Siedzę obok ciebie, Aomine – kun – odezwał się Kuroko, przyprawiając tym całą grupę o stan przedzawałowy.
 - Ty cholerny diable…! – warknął Daiki. Zaraz jednak coś sobie uświadomił. – Skoro ty jesteś tu…
 - … to kto stoi tam? – Dokończył szeptem Kagami.
 Himuro, drżącą ręką, włączył latarkę i poświecił w miejsce, gdzie powinna znajdować się ta postać, ale niczego nie zauważył.
 - Może to tylko przewidzenia – szepnął Midorima, poprawiając okulary.
 Gdy jednak Tatsuya wyłączył światło, zarys ludzkiej sylwetki był jeszcze bardziej widoczny niż wcześniej. Spróbował ponownie włączyć reflektor, a następnie szybko go zgasił, jednak sytuacja się powtórzyła.
 - Proponuję wiać – szepnął blady jak ściana Kagami.
 Nikomu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wszyscy zerwali się na równe nogi i, krzycząc, wybiegli z pokoju. Po drodze jednak część osób skręciła w lewo, inni w prawo, tym samym powodując rozdzielenie grupy. Na początku nikt się tym nie przejął, próbując wybiec z tego przerażającego pensjonatu. Drużyna, w której był Aomine, dobiegła do drzwi wyjściowych, jednak ku ich wielkiemu przerażeniu, nie dało się ich otworzyć.
 - Co to, kurwa, ma być?! – warknął Daiki, siłując się z klamką. – To nie jest śmieszne… Naprawdę nie jest!
 Kise, wciąż przylepiony do niego jak rzep do psiego ogona, wyglądał sto razy gorzej niż normalnie. Nogi pod nim drżały, był blady i wyglądał tak, jakby nie mógł się zdecydować czy lepiej zemdleć, czy płakać. Stojący tuż za nimi Kagami ciągle rozglądał się nerwowo wokół, a Takao starał się opanować dygotanie całego ciała.
 - Zgubiliśmy resztę – szepnął Izuki, świecąc na pusty korytarz.
 - Świetnie – mruknął Aomine, będąc nie dość że przestraszonym, to jeszcze wkurwionym do granic możliwości.
 - Chodźmy do tylnych drzwi wyjściowych, może będą otwarte. – Podsunął pomysł Himuro.
 Ledwo zrobili dwa kroki, a usłyszeli przeraźliwy wrzask drugiej części grupy. Natychmiast zamarli, uważnie wsłuchując się w dziwną ciszę, która nastała po wcześniejszym krzyku. Zaczęli iść do wyznaczonego przed Tatsuyę celu, jednak ani na chwilę nie tracili koncentracji. Na końcu korytarza dostrzegli jasne przebłyski, więc skierowali się w tamtą stronę, będąc przekonani, że to zagubieni koszykarze. Gdy jednak światło nagle zgasło, uśmiechy na ich twarzach zamieniły się w jeszcze większe niż do tej pory przerażenie. Po chwili zza rogu wyłoniła się biała zjawa i wyciągnęła ku nim swoje kościste dłonie. Kise już psychicznie nie wytrzymał i dosłownie wskoczył zaskoczonemu Aomine na ręce. Zerwali się do ucieczki, nawet nie myśląc o oglądaniu się za siebie. Biegnący na przedzie Kagami oświetlał drogę, Izuki pomagał mu w tym trzymaną w dłoni latarką, a zamykający pochód Himuro od czasu do czasu rozglądał się na boki. Nagle Kagami na coś wpadł i z głośnym hukiem wylądował z tym czymś na podłodze. Już miał zamiar zacząć okładać to pięściami, gdy okazało się, że leży na nim Midorima. Okularnik podniósł się w tempie ekspresowym i otrzepał z niewidzialnego kurzu.
 - O, jesteście! – Hyuga skierował promień światła na pobladłego Kise, uwieszonego na szyi swojego przyjaciela. – Też to widzieliście?
 - Drzwi frontowe są zamknięte – mruknął Izuki. – Szliśmy właśnie do tych tylnych.
 - Nie ma po co – odezwał się Kiyoshi. – Ciężko mi to mówić, ale one również się nie otwierają.
 Kagami wyglądał tak, jakby miał zacząć płakać, a wszyscy pozostali pobledli. Jedynie Kuroko zachował swój standardowy poker face.
 - Zginiemy tutaj! – jęknął Ryouta, a po chwili wylądował na podłodze, gdyż podtrzymujący go do tej pory Aomine najwyraźniej ocknął się z szoku i gdy zobaczył, na co Kise sobie pozwala, postanowił go przywrócić do rzeczywistości.
 - Trzeba wyjść oknem – powiedział Himuro, siląc się na opanowany ton głosu.
 - Duże okno było w salonie. – Przypomniał sobie Akashi.
 Zanim ruszyli, Momoi przytuliła się do Tetsuyi, a Ryouta ponownie spróbował uwiesić się na ramieniu Daikiego, ale gdy tylko Aomine zaszczycił go swoim słynnym spojrzeniem ,,Dotknij mnie, a cię zabiję”, chwilowo z tego pomysłu zrezygnował. Nie zamierzał się jednak odsunąć od asa Touou na odległość większą niż piętnaście centymetrów.
 - A pomyśleć, że ostatnio narzekałem na nudę – westchnął Takao. – Teraz mam już dość i naprawdę wolę szkołę.
 - Zamknij się, Bakao – wtrącił się Midorima. – To wszystko musi mieć logiczne wyjaśnienie.
 - Ta, po prostu duch tego szalonego byłego właściciela nas nie lubi – odburknął w odpowiedzi Kazunari.
 Gdy doszli do salonu, ostrożnie uchylili drewniane drzwi. Aomine pierwszy został wepchnięty do środka, za co zmroził spojrzeniem Kagamiego. As Touou rozejrzał się po pomieszczeniu, a po chwili poczuł, jak ktoś ciągnie go za koszulkę.
 - Aominecchi – zaczął Ryouta. – Może… - Nie dokończył, gdyż z jego gardła wydobył się dźwięk godny najbardziej przerażonej nastolatki świata, która dowiedziała się o śmierci swojego idola. Albo po prostu taki, który przypominał pisk fanek modela.
 Wszyscy podskoczyli i zaczęli się rozglądać wokół. Dopiero kiedy Aomine zdjął z głowy Kise kawałek zimnego materiału, wrzaski blondyna ucichły.
 - Przebacz mi – odezwał się Daiki po chwili ciszy. Koszykarze spojrzeli na niego z niezrozumieniem. – Tak jest tu napisane – mruknął, podając nowe znalezisko Akashiemu.
 - To wygląda na kawałek koszuli – powiedział nieco zaskoczony Seijurou.
 Przeeeeeebaaaacz miiiiiii!
 Na ten straszliwy, głośny jęk odruchowo się skulili. Kise, totalnie olewając wcześniejsze ostrzegawcze spojrzenie Aomine, najzwyczajniej w świecie przyczepił się do jego ramienia i nie wyglądało na to, żeby miał zamiar je w najbliższym czasie puścić. Kagami, jeszcze bardziej blady niż wcześniej, położył rękę na barku Himuro, chcąc się za nim jakoś schować. Takao, przerażony do granic możliwości, uczepił się bluzy Midorimy i z paniką w oczach zaczął się rozglądać po salonie. Murasakibara z wrażenia aż upuścił torebkę pocky, a Hyuga głośno przełknął ślinę. Akashi, gdy pierwszy szok już minął, zmrużył groźnie oczy i krzyknął:
 - Kim jesteś?! Pokaż się!
 Nastała chwila ciszy.
 Przeeeeeeeebaaaaacz miiiiiiiii!
  Duch najwyraźniej nie miał zamiaru odpowiadać na pytanie Seijurou, za to postanowił przyprawić koszykarzy o chwilowy zgon. Jego jęk był jeszcze głośniejszy i jeszcze bardziej przerażający niż wcześniej.
 - M-Może lepiej nie wchodzić z nim w konwersacje? – Zaproponował Furihata, trzęsąc się jak galareta.
 Wtedy wszyscy poczuli nieprzyjemny, chłodny powiew. Spojrzeli w stronę okna, a tam ponownie ujrzeli białą zjawę. Na chwilę zamarli, wytrzeszczając na nią w przerażeniu oczy.
 - Mam tego, kurwa, dosyć! – wrzasnął nagle Aomine, biorąc do ręki najbliżej stojący wazon. Rzucił nim w ducha i najwyraźniej nie było to widmo odporne na rzeczy materialne, bo po chwili jedna z jego dwóch kościstych rąk wylądowała na podłodze. – Huh? – Daiki wyglądał na totalnie zszokowanego, zresztą jak cała reszta grupy.
 - A jednak atrapa – odezwał się Akashi i podszedł do zjawy. Dotknął jej drugiego ramienia, a po chwili mocno za nie szarpnął.
 Białe prześcieradło spadło z dużego balonu, do którego przymocowane były ręce legendarnego ducha. Koszykarze wpatrywali się w to w totalnym osłupieniu, nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa.
 - Więc… - Ciszę przerwał Kiyoshi. – Daliśmy się nabrać – stwierdził, jakby inni nie zdążyli się już zorientować.
 - Cały czas baliśmy się prześcieradła? – jęknął Takao.
  Po chwili w salonie dało się słyszeć głośny śmiech. Zszokowani gracze spojrzeli na staruszka, który stał w drzwiach, trzymając w ręku niewielki głośnik.
 - Ty… - zaczął wrogo Aomine.
 - To był nasz wspólny pomysł. – Zza ramienia właściciela wyłoniła się znajoma postać.
 - Riko?! – wykrzyknął zdumiony Hyuga. – Ale… Ale… - zająkał się.
 - Ostatnio narzekaliście na nudę i mało rozrywki, więc porozmawiałam z panem Oharą – wskazała palcem staruszka – i wspólnie uzgodniliśmy cały plan. Spokojnie, wszelkie czerwone plamy były sztuczne, ducha też nie było. To tylko taki dodatkowy bajer do opowieści.
 Koszykarzom szczęki opadły. Niektórzy wyglądali tak, jakby się mieli rozpłakać, inni z kolei jakby się ze wstydu chcieli zapaść pod ziemię. Aomine najchętniej zamordowałby ową dwójkę, która w tak haniebny sposób postanowiła ich ,,rozerwać”. Kise natomiast usiadł na podłodze i nakrył rękami głowę, chcąc się chyba ukryć przez roześmianym spojrzeniem trenerki Seirin.
 - Nigdy więcej nie pojadę na taki obóz – mruknął tylko.


~~~~~
 Kto na początku myślał, że duchem będzie Kuroko? ;P 






2 komentarze:

  1. Uśmiałam się XD chociaż od początku czułam, że to ten staruszek i Riko, to i tak czytałam to w napięciu :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Choć odrobinę wiadomo było jak potoczy się akcja to czułem to napięcie! c: Bardzo podobał mi się ten post, a w szczególności efekt "Przeeeebaaacz miiii!". Nie wiem czemu, ale był świetny c:

    OdpowiedzUsuń